Starcze pierdolenie

580 52 28
                                    

- Poflirtuj ze mną. Tak, jak to robiłeś w latach 40 - rudowłosa kobieta dosiadła się do mojego stolika.

Spojrzałem na nią nieco zdziwiony. Spodziewałem się wszystkiego. Zaproszenia na sparing. Obgadywania Steve'a kłócącego się z Samem na temat uzbrojenia. Komentowania zażartej dyskusji Starka i Bannera odnośnie... jakichś naukowych rzeczy. Ale nie zachęcenia do flirtu. Już dawno powinienem się przyzwyczaić do tego, że Natasha Romanoff jest jedną z najbardziej nieprzewidywalnych osób, jakie znałem, a jednak za każdym razem mnie to dziwiło.

- Nie wiem, czy jeszcze potrafię - powiedziałem i zaśmiałem się nieco nerwowo.

Fakt był faktem, że sporo zmieniło się od czasu, kiedy byłem tym flirciarskim sierżantem Barnesem. Wojna się skończyła bez większych strat, mnie pozbawiono mojej drugiej osobowości, ale traumy pozostawały.

- Potraktuj to jako trening - twarz Natashy była nieprzenikniona. Uśmiechała się, owszem, ale nie mogłem być pewny tego, co w rzeczywistości myśli.

- Myślisz, że może to mi się przydać jeszcze? - zapytałem, spuszczając wzrok z niej i rozglądając się po miejscu, w którym byliśmy.

Stark... zmienił nieco branżę i postanowił oddać się w zupełności temu, co kocha - słodkiemu pijaństwu - dlatego postanowił otworzyć ekskluzywny klub. Musiałem przyznać, że nawet nieźle mu to wyszło. Było miejsce do tańczenia, jak i loże, ukryte przed wścibskimi spojrzeniami innych. Alkohol, który był podawany, przewyższał ceną moją miesięczną pensję, ale było warto. Jakość szła w parze z ceną. Spodziewałem się półnagich kelnerek, natomiast okazało się, że obsługa ubrana jest gustownie. Nawet podkładki pod szklanki śmierdziały luksusem.

- Tamta blondynka - kobieta wskazała na jedną z dziewczyn, które bawiły się po przeciwnej stronie sali - Zerka na Ciebie wyjątkowo często. Wpadłeś jej w oko. Wypadałoby poćwiczyć, zanim do niej podejdziesz, prawda? A z tego, co mi wiadomo, a wiadomo mi całkiem sporo, to miałeś dość długą przerwę. Chyba nie zagaisz jej tekstem typu „bolało jak spadłaś z nieba"?

Nie wiedziałem, co o tym sądzić. Na początku myślałem, że Nat po prostu jest znudzona i chce jakoś zabić czas. Po chwili jednak zorientowałem się, że gdyby tak było, to po prostu by wyszła, wykorzystując swoją umiejętność pojawiania się i znikania w momencie. Czyżby martwiła się o to, że byłem sam?

- Ty wszystko widzisz i wiesz, co? - zaśmiałem się, mając nadzieję, że odpuści temat.

- Uznaj to za spaczenie zawodowe - dla podkreślenia swoich słów rozejrzała się po sali, uważnie obserwując każdy kąt.

Przyjrzałem się tamtej dziewczynie. Na oko miała 25 lat. Atrakcyjna, młoda, w dodatku rzeczywiście spoglądała na mnie zalotnie. Sierżant Barnes z pewnością byłby już w połowie „bajery". I z pewnością nie sprawiłoby mu to większej trudności. Ja jednak nie byłem sierżantem Barnesem, już nie.

- Daj spokój, Natasha. Jestem stary...

- Więc zaczynasz chorować na starcze pierdolenie? - przerwała mi w połowie, odwracając głowę w moją stronę i świdrując mnie wzrokiem. W tym świetle jej oczy wyglądały na ciemniejsze, zieleń załamywała się w jakiś dziwny sposób, tworząc nowy, zupełnie inny kolor. A może tylko mi się wydawało.

Uśmiechnąłem się, słysząc jej słowa. Uwielbiała wmawiać mnie i Steve'owi, że chorujemy na tajemnicze schorzenie, określane właśnie jako „starcze pierdolenie". Kapitana Amerykę to irytowało, w końcu nie podobał mu się taki język, jednak mnie to nawet bawiło. Musiałem zaatakować z innej strony, sprawić, żeby odpuściła.

Winter Widow OneshotsWhere stories live. Discover now