Rozdział 2

8.6K 326 64
                                    

Tydzień później byłam zmuszona wstać dużo wcześniej niż zwykle aby nie spóźnić się na trening. Od trzech lat jestem trenerką boksu tajskiego, który pokochałam będąc jeszcze nastolatką. W wieku piętnastu lat mama wygoniła mnie z domu zmuszając do chodzenia na zajęcia sportowe. Miałam iść na jogę lecz pomyliłam godziny i trafiłam na boks tajski. To była najkorzystniejsza pomyłka w moim życiu. Na szczęście będąc wilczycą miałam więcej siły niż ludzkie kobiety dlatego mogłam ćwiczyć bez zmian aż do piątego miesiąca ciąży.

Szybko wstałam z łóżka, wzięłam prysznic, założyłam szorty i sprany za duży T-shirt, który kupiłam na zakupach początkowo dla brata ale spodobał mi się do tego stopnia, że zostawiłam go u siebie. Włosy spięłam przy karku i w biegu chwyciłam torbę z ciuchami na przebranie. W kuchni zastałam błogą ciszę dlatego wykorzystałam moment i zrobiłam sobie śniadanie. Po dwudziestu minutach wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu. Pół godziny jazdy urozmaiciła mi składanka hitów lat 80, którą zawsze miałam w aucie.

W szatni niewielkiego centrum sportowego zaległ zapach potu i krwi, która w tym sporcie często się zdarzała. Mój wyczulony węch wyczuł znajome postaci innych trenerów lub znajomych klientów. Szybko przebrałam się w dresy i wyszłam na salę.

-Cześć dziewczyno!- usłyszałam krzyk Bena z końca sali, który znęcał się właśnie nad facetem dobiegającym czterdziestki.

-Hejka - odkrzyknęłam jednocześnie machając do dwóch pozostałych uczestników zajęć, których znałam z widzenia.

- Twój czeka w piwnicy – usłyszałam znudzony głos Reya, szefa przybytku oraz największego lenia jakiego widział świat.

-Dzięki.

Ruszyłam zamaszystym krokiem nie zwracając uwagi na dziwne uczucie, które poczułam gdzieś w głębi. Narastało z każdym krokiem, z którym zbliżałam się do drzwi prowadzących do piwnicy. Doleciał do mnie dziwny zapach, który sprawił, że poczułam gęsią skórkę na skórze. Otworzyłam drzwi i poczułam najpiękniejszy zapach jaki czułam w życiu. Poczułam niesamowite podniecenie i przyciąganie do centrum zapachu. Schodziłam oświetlonymi schodami jak w transie, czując mrowienie na skórze i słysząc swój ciężki oddech. Wreszcie stanęłam na ostatnim stopniu, słysząc donośne warczenie i głośne sapanie dobiegające z gardła mężczyzny stojącego do mnie tyłem. Zapach nasilił się na tyle, że myślałam , że spłonę od napięcia w środku.

Facet był wysoki, miał długie nogi, widać było, że sporo ćwiczy ponieważ pod jego skórą rysowały się mięśnie. Miał kasztanowe włosy, był szczupły, raczej atletycznej budowy. Nie wiedziałam o nim niczego ale czułam, że znajduję się we właściwym miejscu. Jakbym odnalazła miejsce do którego przynależę. Dopiero po chwili dotarło do mnie co takiego to oznacza. Odnalazłam swojego partnera. Nie mogąc pozbyć się dziwnego wrażenia, że to musiało być jakoś ukartowane, patrzyłam jak facet powoli odwraca się w moją stronę. Po chwili widziałam już jego twarz. Nie był przystojny w klasycznym tego słowa znaczeniu. Miał raczej ostre rysy twarzy, dosyć kanciastą szczękę ale w jego spojrzeniu było coś co sprawiło, że moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Tylko siłą woli utrzymywałam się prosto i nie padłam przed nim na podłogę. Jego oczy, barwy pszenicznego piwa, patrzyły się z uporem w moje, szare. Staliśmy tam bez ruchu kilka minut napawając się swoim widokiem. Widziałam, że on także musi czuć takie samo przyciąganie i pożądanie ponieważ mocno zaciskał szczękę a w jego oczach można było dostrzec walkę, która toczyła się w jego wnętrzu.

- Kim...jesteś..?- usłyszałam pytanie, przerywane warknięciami i innymi nieokreślonymi dźwiękami.

- Ja.. ja... to znaczy... Wee..- nie byłam w stanie mówić gdy patrzył na mnie w ten sposób.

- Wendy – powiedział, schrypniętym głosem, od którego zmiękły mi nogi. Czułam się zupełnie bezbronna, zdana na jego działanie – Wendy- powtórzył, tym razem podchodząc do mnie ze spuszczonym wzrokiem.

Zaczęłam cofać się pod ścianę chcąc wyjść ale jednocześnie czekając z napięciem na jego ruch. Oparłam się całym ciężarem ciała na ścianie za mną i patrzyłam na niego spod przymrużonych powiek. Skradał się do mnie niczym drapieżnik, powoli stawiał każdy krok posuwając się coraz bliżej, ku mnie. Coś zupełnie niewytłumaczalnego pchało mnie w jego objęcia, nie mogłam powstrzymać drugiej natury buzującej we mnie. W końcu zbliżył się tak blisko, że czułam bardzo dokładnie jego zapach. Charakterystyczny zapach lasu i żywicy przywodził na myśl naszą drugą naturę i wzbudzał we mnie nieznane dotąd uczucia. Jego klatka piersiowa dotknęła mojego nosa. Po chwili mężczyzna otoczył mnie ramionami i przyciągnął do siebie. Wepchnął nos między moje włosy, które wypadły z gumki i zaciągnął się moim zapachem. Ja bez większych oporów zarzuciłam mu ręce na szyje i wtuliłam twarz w szyje. Mogłabym tak trwać w nieskończoność ale niestety odgłos otwieranych drzwi okrutnie zakończył tą chwilę. Usłyszałam mgliście szuranie butów, które charakteryzowało Reya. Zawsze powłóczył nogami jakby miał je zatopione w betonie. Mężczyzna przede mną słysząc dźwięk przyparł mnie do ściany, jakby chciał mnie ukryć przed wzrokiem innego faceta. Z jego ust dobiegło lekkie warczenie, które odbiło się drżeniem głęboko we mnie. Mój szef bezwiednie schodził powoli po schodach zapewne chcąc sprawdzić czemu tak długo nie wracam na górę. Nagle usłyszałam głośny trzask i przekleństwo szybko rzucone w przestrzeń. Mój obraz widzenia był ograniczony przez ramię partnera dlatego musiałam się domyślać co właśnie zaszło. Chwilę staliśmy w ciszy podczas gdy przytrzymujący mnie facet patrzył gdzieś w stronę schodów.

-Wen? Jesteś tam? – usłyszałam niepewny głos Reya

-Ymm tak Rey, wszystko w porządku – odpowiedziałam przytłumionym głosem. Musiało to wyglądać co najmniej dziwnie ale wiedziałam, że Rey prędzej by wbiegł po tych schodach niż wplątywał się w nie swoją sprawę. Poza tym byłam jedyną trenerką boksu tajskiego w mieście i potrafiłam o siebie zadbać. Starszy mężczyzna westchnął przeciągle i zaczął powoli wdrapywać się na górę. Do momentu aż drzwi się za nim zamknęły stałam cały czas w tej samej pozycji, powoli czując, że jest mi za gorąco.

-Jak masz na imię? – spytałam gdy wyszliśmy na zewnątrz.

- Will – odpowiedział nie patrząc na mnie – jesteś moja- dopowiedział po chwili stanowczo, odwracając ku mnie twarz. „Bezpośredni"

-Czyli wpadniesz jutro? – spytałam starając się uspokoić i zacząć myśleć racjonalnie

- Musimy się sparować – powiedział, nadal patrząc na mnie tym stanowczym spojrzeniem – i wpadniesz do mnie. Na stałe.

 ####

Mam nadzieję, że się podobał. Liczę na gwiazdki i komentarze. Do następnego😊❤


WilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz