Rozdział 18

4.1K 169 7
                                    

Na razie postanowiłam zachować spokój. Chciałam dowiedzieć się od nich czegoś więcej, a potem dopiero skopać im tyłki.

- Jestem Luną stada Willa Davisa, na którego terenie nadal się znajdujemy. Radziłabym wam mnie puścić. – powiedziałam gdy jeden z nich odwrócił mnie przodem do wysokiego, niemiłosiernie wręcz przystojnego, blondyna. Zawsze takie typki mnie niepokoiły.

- Widzisz, nie przyszliśmy tu po to by cię od razu uwalniać. Z tego co wiemy przetrzymujecie naszego Alfę, a to już jest wystarczający powód by was zaatakować. – odpowiedział, nachylając się do mnie znacząco. Jego białe, równe zęby lśniły w blasku księżyca jakkolwiek głupio by to nie brzmiało.

- Posłuchaj, z tego co pamiętam to wasza sfora bezpańskich kundli NAS zaatakowała – położyłam nacisk na ostanie wyrazy – więc jakoś nie rozumiem waszych pobudek. Jeśli macie za grosz honoru wynoście się stąd.

- Bardzo zabawne - zaśmiał się i zbliżył bardziej, a jego niemy towarzysz ścisnął mnie mocniej w talii – słyszałem o tobie co nieco ale nie sądziłem, że jesteś aż tak głupia. Przyjemnie się będzie z tobą zabawić.

Na te słowa zjeżyłam się w sobie odruchowo, wydając ostrzegawcze warczenie. Facet za mną był silniejszy i większy ale to ja trenowałam sztuki walki od wielu lat. Widząc twarz pięknisia przed sobą podskoczyłam i wykorzystując trzymającego mnie faceta jako podpory zdzieliłam kolesia w twarz kolanem. Jednocześnie spadając na nogi wykorzystałam impet i pociągnęłam za ręce trzymającego mnie faceta, przerzucając go przez siebie. Dyszałam ciężko i napawałam się widniejącym na twarzy blondyna zdumieniu.

- Ty suko – wycedził, idąc w moją stronę. Po drodze musiał przejść przez ciało towarzysza, który okazał się być wyjątkowo wyrośniętym nastolatkiem. Widać było, że chłopak jest w szoku, w dodatku przy upadku trafił głową w korzeń.

- Wyjątkowo trafne stwierdzenie – powiedziałam, cofając się głębiej w las. Chciałam odciągnąć go od terenu watahy, skupiając uwagę na mnie –ale zważając na okoliczności lepiej by było gdybyś go nie użył.

- Zaraz nie będziesz już taka odważna. Z rozkoszą się do tego przyczynię – powiedział i rzucił się w przód. Odskoczyłam w ostatnim momencie, nie spodziewając się tak szybkiej reakcji. Przez moje opóźnienie facet uderzył mnie pięścią w twarz i poczułam wytryskającą z nosa krew oraz szczypanie w okolicy brwi. Momentalnie odwróciłam się na pięcie i pobiegłam głębiej w las. Słyszałam swój świszczący oddech oraz jego, ciężki i głośny. Wilczyca we mnie pragnęła wyjść na zewnątrz i rzucić się mu do gardła, ale musiałam ją powstrzymać. Chciałam być świadoma momentu, w którym wygram. Biegnąc ile sił w nogach przeskakiwałam kłody i wystające korzenie, ale mój napastnik także dobrze sobie radził. Nieważne co by mówić, należeliśmy do jednego gatunku. W trakcie biegu czułam zalewającą mi twarz krew oraz czerwoną poświatę przysłaniającą widzenie na lewe oko. Musiał mi rozciąć łuk brwiowy. Wykorzystując moją słabość napastnik zaszedł mnie z lewej strony i szarpnął mocno za moje włosy. Czułam wyrywane z cebulkami pasma, a z moich ust wyrwał się mimowolny jęk. Mężczyzna dyszał nadal od wysiłku ale teraz już nie tylko dlatego. Bieg wyzwolił w nim instynkty wilka mimo tego, że nadal był w ludzkiej postaci. Trzymał moje włosy i przyciągnął do siebie. Zanurzając w nich nos, zaciągnął się zapachem i odetchnął głęboko. Jego dłoń uniosła się gwałtownie przez co moje nogi prawie nie dotykały ziemi. W odruchu płynnym ruchem odwróciłam się do niego twarzą i kopnęłam go w brzuch. Celowałam niżej, ale to i tak zdołało osłabić jego uścisk. Mężczyzna wciągnął szybko powietrze i gdy miałam się odsunąć złapał mnie za udo. Jego wysunięte pazury rozdarły materiał dżinsów pozostawiając krwawe ślady. Skrzywiłam się i upadłam od nadmiaru bólu. Widząc, że się przybliża z trudem przewróciłam się na plecy i kopnęłam go drugą nogą w piszczel. Gdy wygiął się w bólu chwyciłam go za koszulę, przyciągnęłam i z impetem przyłożyłam mu głową w twarz. Samiec odsunął się lekko, chwytając za nos, a ja odczołgałam. Z sapaniem podniosłam się do pozycji stojącej i czekałam na jego ruch. Ku mojemu przerażeniu facet podniósł głowę i spojrzał się na mnie z uśmiechem.

- Całkiem nieźle – powiedział, wypluwając krew z buzi. Czerwona ciecz barwiła prawie cały jego podkoszulek – nie dziwię się czemu Will cię wybrał. Tym bardziej zabawnie będzie cię złamać.

- Posłuchaj kundelku – warknęłam – wracaj do sfory i nie pojawiaj się więcej na naszych ziemiach. Nie będę się powtarzać.

Mężczyzna zareagował jedynie cichym chichotem. Z pogardą popatrzyłam na niego jeszcze raz po czym szybko wykonałam ruch do przodu. Nie spodziewałam się jednak, że z lasu wyłonią się kolejne postaci. Trzech rosłych zmiennych stanęło za pięknisiem, szczerząc zęby w uśmiechach. Przeklęłam w myślach, wypluwając resztki krwi z ust. Nie miałam z nimi szans dlatego musiałam coś wymyślić i to szybko. Mężczyźni na raz zaczęli do mnie podchodzić a mi pozostało zrobić jedyną rzecz jaka mi została. Wezwać Willa. Gdy faceci zbliżyli się na znaczną odległość nabrałam w płuca mnóstwo powietrza i krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam. Dodatkowo gdy już zostałam zakleszczona w uścisku ich rąk i zmuszona do milczenia wysłałam poprzez więź uczucie strachu, gniewu i paniki. Miałam nadzieję, że to wystarczy. Musiało. Jeden z wilków zarzucił mnie sobie przez ramię a dwóch innych trzymało mnie na nim. Z jednej strony schlebiało mi to, że aż tylu ich tu przyszło ale wiedziałam, że oswobodzenie trochę potrwa. Z wściekłością szarpałam się w ich rękach, a oni zbywali mnie śmiechem. Tama puściła gdy jeden z nich klepnął mnie w pośladek. Z furią zaczęłam na ślepo wymachiwać nogami aż w końcu dosięgłam jednego z nich. Poczułam, że łapie mnie za zranioną nogę i po chwili zastałam rzucona na ziemię.

- Zróbmy to teraz – szepnął jeden z nich gdy ja leżałam po tym jak jeden z nich kopnął mnie w brzuch.

- Nie, chyba wyraziłem się jasno. – odpowiedział blondyn.

- Ale Will pewnie usłyszał jej wezwanie. Przecież cały czas mogą się porozumiewać. Jeśli się nie pospieszymy okazja przepadnie. – zapewniał jeden z przybyłych, także blondyn.

Po jego wypowiedzi zapadła chwilowa cisza, którą blondyn, towarzyszący mi od początku, wykorzystał na kopnięcie mnie jeszcze raz. Wydałam z siebie zduszony okrzyk. Ból rozprzestrzeniał się szybko, a ja wyrzucałam sobie własną bezsilność.

- Dobrze – odezwał się w końcu dowodzący – zrobimy to teraz. Ale jak coś pójdzie nie tak, własnoręcznie cię zabiję.

Gdy jego ostatnie słowa ucichły poczułam, że silne ręce mnie podnoszą. Próbowałam się wyrywać ale nie dane mi było długo walczyć bo po chwili poczułam ból z tyłu głowy i zalała mnie ciemność.

####

Rozdział rodem z Rambo za nami, więc czas na trochę "luźniejsze" rozdziały.😉

WilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz