Rozdział 14

4.9K 194 2
                                    

Dwa tygodnie później postanowiłam odwiedzić rodziców. Zasługiwali aby wiedzieć, poza tym nie byłam w stanie więcej trzymać tego z dala od rodziny. Will zgodził się oczywiście pójść ze mną więc szykowało się też przedstawienie mojego partnera. Miałam wrażenie, że najgorszy czas już minął. Odczuwałam coraz więcej a moje myśli nie były zdominowane przez wyrzuty sumienia i smutek. Miałam nadzieję, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. W poprawie mojego samopoczucia widziałam wielką zasługę Willa, któremu na każdym kroku dawałam do zrozumienia jak jestem mu wdzięczna. Stałam się prawdziwą przylepą ale mężczyzna nie narzekał. Mój partner nadal mieszkał ze mną ale od czasu do czasu jeździł na teren stada, sprawdzając stan rzeczy. Wieczorami opowiadał mi o niepokoju całego stada moim stanem, który musieli czuć. Na początku byłam zdezorientowana, nigdy nie myślałam nawet, że przyjdzie mi wcielić się w rolę luny. Czasami odczuwałam jakby nie swoje uczucia ale widziałam, że są one spowodowane więzią łączącą mnie ze wszystkimi członkami stada. Wczoraj zadzwoniłam także do Jess, która przyjechała do mnie i po usłyszeniu tego co się stało przytulała mnie przez kolejne trzy godziny. Oczywiście wylała więcej łez więc musiałam ją nieco pocieszać ale to zawsze było dla mnie lepsze niż przeżywanie takich uczuć samej.

Właśnie wstałam, czując obok siebie znane ciepło. Mężczyzna odsypiał zapewne wczorajsze szkolenie szczeniaków, którego jako alfa musiał pilnować. W praktyce oznaczało to tyle, że przez kilka godzin musiał zajmować się nie swoimi dziećmi w najbardziej irytującym momencie dorastania czyli wieku pięciu lub sześciu lat. Dodatkowo niekontrolowane przemiany stawały się naprawdę męczące. Pamiętam jak wrócił wcześniejszego wieczora i po prostu padł na twarz narzekając na te małe diabły. Na samą myśl uśmiechnęłam się lekko ale myśl o dzieciach jak zwykle wywołała we mnie lekki smutek. Wstałam szybko, starając się skupić na innych rzeczach. Wzięłam szybki prysznic, założyłam dżinsowe ogrodniczki i weszłam do kuchni. Postanowiłam przyszykować prawdziwe śniadanie dla mojego pracującego mężczyzny. Wyjęłam świeżo upieczone bułki i jajka. Już po chwili po mieszkaniu rozniósł się zapach jajecznicy smażonej na smalcu. Z zadowoleniem usłyszałam jak Will zwleka się z łóżka, podążając za zapachem. Od wczorajszego wieczoru przeżyłam swoistą przemianę. Paradoksalnie słysząc o dzieciach i ich radości czułam, że w moim sercu tworzy się nowe miejsce na kogoś kto dopiero przyjdzie. Mimo tego, że ślad pierwszego dziecka zawsze będzie gościł w moim sercu czułam, że mogę zacząć budować nowe życie.

Z uśmiechem patrzyłam jak wtacza się do kuchni, roznosząc swój zapach. Podeszłam do niego i z mruczeniem wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

- Mój misio – powiedziałam w jego koszulkę.

Mężczyzna w odpowiedzi jedynie zaśmiał się cicho i zmierzwił mi włosy na głowie. Pocałowałam go szybko w policzek i dobiegłam do jajecznicy, która zaczynała już zmieniać kolor na ciemnobrązowy. Will usiadł przy stole, patrząc na mnie z lekkim zaskoczeniem. Uśmiechnęłam się do niego co od razu odwzajemnił.

Po zjedzeniu śniadania zaczęły się przygotowania. Z namysłem wybierałam strój ostatecznie decydując się na wygodę. W sumie jak zawsze. Każda próba patrzenia na płaski brzuch przychodziła mi z trudem dlatego starałam się omijać ten rejon. Ze smutkiem założyłam obcisłą koszulkę i z namysłem pogładziłam brzuch. Po chwili poczułam obejmujące mnie od tyłu ramiona partnera, który mocno przyparł mnie do swojego ciała. Jego ręka zaczęła głaskać mój brzuch a ja poczułam formujące się pod powiekami łzy. Starłam je z roztargnieniem i uśmiechnęłam się smutno do jego odbicia w lustrze.

- Wszystko będzie dobrze Wendy – powiedział Will, a dla mnie te kilka słów znaczyło bardzo wiele. Odwróciłam się w jego ramionach i pocałowałam go w usta. Pragnęłam przelać mu swoją wdzięczność i miłość. Objęłam go za szyję i złączyłam nasze języki razem. Czułam sunące po moich plecach dłonie oraz czułam drżenie jego klatki piersiowej od powstrzymywanego mruczenia. Po chwili przerwał pocałunek, nabierając powietrza a ja spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich uczucie, które okazywał mi na każdym kroku ale którego nigdy nie miałam dość. Uśmiechnął się do mnie w odpowiedzi.

Dwie godziny później zaparkowaliśmy pod moim rodzinnym domem. Szum lasu jak zawsze trochę mnie uspokoił przez co rozkołatane serce wróciło do normalnego tempa. Will wyszedł z auta i chwycił mnie mocno za rękę. Weszliśmy po schodach, prowadzących na werandę z zamiarem zapukania w drzwi ale ku mojemu zaskoczeniu otworzyły się od razu. Zza nich wypadła moja mama, która rzuciła mi się na szyję zupełnie ignorując mężczyznę u mego boku. Wciągnęła mnie do środka a za nami usłyszałam kroki mojego partnera. Oczywiście jak zawsze pachniała świeżym ciastem, które pewnie przed chwilą wyjęła z piekarnika. Wtuliłam się w jej ciało, powracając w myślach do lat młodości gdy wypłakiwałam na jej ramieniu wszystkie smutki. Słyszałam jej ciche łkanie, które próbowała bezskutecznie stłumić. Jej drobne ciało tuliło mnie do siebie aż nie usłyszałam ciężkich kroków ojca. Odwróciłam się do niego i spojrzałam w oczy.

- Córeczko – powiedział tylko i otoczył mnie swoimi silnymi ramionami. Poczułam jego męski zapach dobrze znany z dzieciństwa. Odsunął się ode mnie po chwili i przyciągnął mamę do siebie.

- Nareszcie cię widzimy kochanie – powiedziała moja rodzicielka – wiesz, że zawsze możesz tutaj przyjechać- powiedziała a w jej głosie usłyszałam lekką naganę.

- Wiem mamo. Po prostu nie byłam gotowa.

- Rozumiem, skarbie. – gdy wymieniałyśmy z mamą te słowa widziałam badawcze spojrzenie ojca, spoczywające na Willu, który z równym uporem je oddawał. W tej sytuacji postanowiłam interweniować.

- Mamo, tato poznajcie Willa. Mojego partnera – powiedziałam, poddając się uściskowi alfy, który przyciągnął mnie do siebie.

- Jak się cieszę! Nareszcie znalazłaś przeznaczonego! Cudownie! – widziałam, że mama nie potrafiła ukryć swojego entuzjazmu i od razu uściskała mężczyznę, który z lekkim zdumieniem oddał gest. Musiał go zapewne zaskoczyć bo z tego co wnioskowałam w jego domu szczędzono mu takich gestów.

- Witaj synu! – zagrzmiał nieco za głośno mój ojciec – Mam nadzieję, że jako Alfa zaopiekujesz się moją córką – tutaj posłał mu znaczące spojrzenie – witamy w rodzinie.

Moja mama jak zawsze nie wyczuwając napięcia w pokoju uradowana zaklaskała w ręce. Zawsze reagowała na takie sytuację przesadną ekscytacją, którą próbowała zatuszować napięcie. Po chwili usłyszałam znajome głosy i zobaczyłam całą dalszą część rodziny, która weszła do salonu z ogrodu zastawionego stołami.

- Wendy!- rzuciła się na mnie ze wzruszeniem Naomi – Nie wiem jak ty to robisz. Jesteś taka silna, ja bym się chyba załamała..

- Tak, dziękujemy za dobrą radę – powiedział Matt, odrywając ją ode mnie – dobrze was widzieć razem – uśmiechnął się i skinął głową Willowi.

- Cześć siostra – powitał mnie Samuel, podchodząc z Jess – przykro mi z powodu tego co się stało. Jesteśmy z wami, pamiętaj – powiedział, tuląc do siebie żonę – Miło cię poznać – podał rękę Willowi.

- Cześć kochana – powiedziała Jess – nareszcie mam okazję cię poznać. Wielę słyszałam o tobie – uśmiechnęła się do alfy i przytuliła go serdecznie.

Po długim powitaniu wszyscy przenieśliśmy się do ogrodu gdzie ustawiono stoły nakryte przeróżnymi sałatkami a po prawej stronie grzał się ogromny grill. Wszyscy mężczyźni poszli „pilnować żaru" a ja z mamą i szwagierkami usiadłyśmy wokół stołu, rozmawiając. 

WilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz