Rozdział 3

8.2K 288 32
                                    

          

- Okey, Wen. Poznałaś faceta. Takie rzeczy się zdarzają. Jesteś kompletnie zaślepiona. Jest cholernie pociągający ale to nie powód żeby zgadzać się na spotkanie u niego. A jak to jakiś zboczeniec? Nie. To mój partner. A jak się dowie o dziecku? Ogarnij się, kompletnie ze świrowałaś. Przecież to tylko dziecko. Które nie jest jego. Faceci uwielbiają takie niespodzianki.

- Widzę, że u ciebie wszystko po staremu. – usłyszałam Jess. Odwróciłam się od lustra, z którym aktualnie rozmawiałam i spojrzałam na nią. Miała na sobie długą sukienkę w kanarkowe pasy. Czerwone włosy spięła w dwa kucyki a kolczyk w wardze wesoło podskakiwał przy każdym słowie.

-Jeeeess- zawołałam płaczliwie, rzucając się na nią aż dwie upadłyśmy na kanapę.

- Co się stało dziewczyno?

-Spotkałam faceta i to mój partner i nie wiem co robić bo on...- zaczęłam

-Poznałaś faceta!? – wykrzyknęła podnosząc się z kanapy i na powrót na niej siadając – cholera jasna dziewczyno. I jeszcze jest twoim partnerem?

-No tak ale nie wiem co mam robić. Zaprosił mnie do siebie a znamy się tylko... dwadzieścia minut. – powiedziałam spoglądając na nią z nadzieją na jakąś mądrą radę

- Kobieto to twój partner. Ja gdy spotkałam po raz pierwszy Sama myślałam, że zwariuje. Rzucił się na mnie po pięciu minutach i potem całą noc na... - odpowiedziała chichocząc niczym mała dziewczynka

-Okey, nie chce wiedzieć nic więcej. Oszczędź mi tego.- powiedziałam, śmiejąc się z rozmarzonej miny szwagierki.

<***>

Dwie godziny później cała wypachniona i wymyta stałam na korytarzu zakładając buty. Stwierdziłam, że jak już jestem w połowie wilkiem w tej sprawie zdam się na jego instynkt i dam mu się prowadzić. Cień Denisa powinien już dawno zniknąć z mojego życia. Nawet życie rosnące we mnie napawało mnie nadzieją na lepsze jutro, na możliwość stworzenia rodziny, która będzie ze mną do końca.

Po chwili usłyszałam opony na podjeździe i poczułam zapach lasu oraz żywicy. Wyszłam na zewnątrz. Will stał przy drzwiach z tak samo stanowczym wyrazem twarzy, z jakim mnie żegnał. Jego oczy śledziły każdy mój ruch a mnie mimowolnie przeszył dreszcz podniecenia.

-Hej – powiedziałam, stając przed nim.

- Hej – odpowiedział beznamiętnie, otwierając mi drzwi do samochodu

Kilka minut później jechaliśmy w ciszy słuchając wzajemnych oddechów. Czułam się lekko niezręcznie. Jego mina nie wyrażała zupełnie nic. Miałam wrażenie, że zdarzenie z piwnicy w centrum sportu tylko mi się przyśniło. Wydawał się zupełnie inny.

-Czym się zajmujesz? – spytałam, chcąc jakoś nawiązać kontakt.

-Zajmuje się stadem – odpowiedział, uparcie patrząc na drogę przed sobą.

- Jesteś Alfą?

-Tak jakby.

Po tej wymianie zdań zapadła przedłużająca się cisza. Widziałam jego spojrzenia, starał się je ukryć, nie mam pojęcia dlaczego. Jestem jego partnerką do cholery.

-Czemu kryjesz spojrzenie? – spytałam spokojnie, patrząc przed siebie. Czułam, że jeśli ta sytuacja szybko się nie wyjaśni serio się wkurzę. Mruknął coś w odpowiedzi jeszcze raz na mnie zerkając.

-Po co mnie zaprosiłeś? – spytałam.

- Jesteś moją partnerką. Musiałem to zrobić. – odpowiedział stanowczo.

- Jak to musiałeś? – rzuciłam, czując napływającą żółć. „Zrobił to z obowiązku".

- Jestem Alfą, mojemu stadu przyda się Luna. Nie chcę dawać ci nadziei na coś czego nie będzie. Każda kobieta pragnie miłości ty pewnie też. Ja pragnę jedynie siły dla stada i zaufanej osoby, której powierzę moje stado. – odpowiedział, zaciskając dłonie na kierownicy.

Słuchając jego odpowiedzi czułam się  jak tonący. Każde jego słowo było kamieniem, które ściągało mnie głębiej w toń. Słyszałam jedynie swój świszczący oddech. Starałam opanować łzy lecz po ponownym spojrzeniu na jego chłodną twarz tama puściła.

-Zatrzymaj się – powiedziałam, łkając w najlepsze. Spojrzał na mnie i zatrzymał pojazd. Było ciemno, zupełnie nie wiedziałam gdzie jesteśmy ale miałam to w dupie. Musiałam się od niego uwolnić.

-Mogę cię odwieźć – powiedział cicho patrząc na mnie.

- Po prostu otwórz drzwi – powiedziałam patrząc przez szybę na otaczający nas las. Nagle poczułam jego rękę na twarzy. Starł łzy, które płynęły po mojej twarzy i odblokował drzwi. Odwrócił głowę i uparcie mnie ignorował. Wysiadłam z auta nadal czując palący dotyk jego palców na skórze i tęskny wyraz jego oczu.

<***>

Dwa dni później nadal próbowałam zrozumieć co właściwie stało się w samochodzie Willa.  W jednej chwili odrzuca mnie i pozbawia jakichkolwiek złudzeń a w następnej posyła mi to tęskne spojrzenie zbitego psa. „Trzeba się ruszyć Wen. Wstawaj" pomyślałam i tak też zrobiłam. Na szczęście dom był pusty ponieważ Sam z rodzinką pojechał do teściów więc w spokoju mogłam poużalać się nad sobą w salonie. Odrzuciłam czerwony koc Lisy z nóg i szybko otrzepałam  się z okruszków po ciastkach czekoladowych. Jako jeden z głównych profitów bycia w ciąży jest to, że bezkarnie można się objadać słodyczami i nikt nie patrzy na ciebie jak na zdesperowaną singielkę. Wymknął mi się cichy chichot, który przerodził się w większy śmiech, który później przerodził się w płacz. „Czy już zawsze na słowo ciąża będę tak reagować? To, że ten dupek porzucił nas po tym jak dowiedział się o dziecku już nic dla ciebie nie znaczy" . Jeszcze zupełnie nie czułam więzi z wilczkiem we mnie ale wiedziałam, że takim zachowaniem na pewno nie zapewniam mu spokoju. „Uspokój się, Denis znalazł mate, ty też" . W tym  momencie moje myśli znowu powróciły do osoby mojego partnera. Dalsze rozmyślania przerwał jednak dźwięk, dzwoniącego telefonu.

-Halo? – spytałam i usłyszałam dziwne krzyki w oddali- haloooo, mamo wiem, że to ty.

-Poczekaj, mam masę kajmakową na rękach – usłyszałam ledwo głos mamy

-To po co dzwonisz teraz? Mogłaś chwilę zaczekać.. – lekko podirytowana stwierdziłam, opierając się na brzegu blatu kuchennego.

-No już już, jaka ty się drażliwa zrobiłaś. Co tam córeczko u ciebie? – spytała swoim miękkim głosem

- A w sumie nic ciekawego. Sam jest u rodziców Jess więc mam chwilę spokoju dla siebie. A jak tam tata? Podpisał ten kontrakt z inżynierem? – spytałam

- A wiesz jaki jest tata. Niezdecydowany do momentu aż coś go do muru przyszpili. Garaż rozpada się już dobre dwa lata. A właśnie może wpadniesz dzisiaj? Piekę duże ciasto kajmakowe z bakaliami – usłyszałam jej chytry głosik. Wie skubana jak mnie przekonać.

- Mamo przepraszam cię ale dzisiaj wolę zostać w domu. Chciałam pójść do lasu, przewietrzyć się...

- Aaa tak tak, to dobre dla dziecka skarbie. Pamiętaj żeby się nie przemęczać i zastanów się jeszcze raz nad tymi zajęciami dla dzieci. Mogłabyś mniej ćwiczyć, mniej się męczyć, pomyśl o dziecku.

- Mamo już to przerabiałyśmy. Nie mam zamiaru podporządkowywać całego życia dla dziecka. Poza tym to dopiero trzeci miesiąc i mogę normalnie ćwiczyć – na tą odpowiedź usłyszałam głośne westchnienie.

- No jak chcesz skarbie, buziaki, trzymaj się

- Pa mamo – rozłączyłam się i poszłam do przedpokoju założyć buty.

WilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz