***
-Jesteśmy na miejcu. - informuje swoją drużynę znudzonym głosem Schuster z przednich siedzeń.
Andi dokładnie poznaje to miejsce.
Po ponad 6-godzinnej jeździe wreszcie dotarli do Wisły. Od zawsze uwielbiał konkursy w Polsce - nieważne czy to PŚ, czy LGP - nie da się opisać panującego tutaj klimatu. Tysiące fanów zbierających się na trybunach kibicujących swoim ulubionym zawodnikom, dziewczyny w biało-czerwonych wiankach, spiker zachęcający do zabawy i niezliczona ilość muzyki rozbrzmiewająca z ogromnego głośnika - mógłby tu skakać codziennie.
Gdy autobus zaparkował pod hotelem przywitało (a raczej wywrzeszczało) ich grono fanek koczujących przed budynkiem.
No tak.
Hotki.
To chyba jedyna nieodłączna część wszystkich konkursów, której chłopak szczerze nie lubi, ale nie może tego okazywać. Uśmiecha się więc szeroko (choć nieszczerze), podpisuje szybko kilka postawionych mu pod nos kartek z jego własnym wizerunkiem i jak najszybciej kieruje się do wejścia, z zamiarem odcięcia się od pisków, w oddali słysząc "Ich liebe dich, Andi" z tym jakże pięknym, kaleczonym akcentem.***
-Ała, kurwa patrz jak łazisz! - krzyczy Julia w stronę jakiejś drobnej dziewczyny, na oko 14 lat, która przed sekundą wbiegła w nią z ogromnym impetem. Patrząc na jej koszulkę przedstawiającą wizerunek pewnego blondwłosego skoczka otoczonego serduszkami i napisami w stylu "Ich liebe Andi", już wie że ta pochodzi z podgatunku ludzkiego, tyczącego się osobników płci żeńskiej, tak zwanych "hotek". - I zmień tą koszulkę, bo tylko wstyd Polsce przynosisz.
Po tych słowach dziewczyna obróciła się i poszła w kierunku hotelu, zostawiając nastolatkę w lekkim osłupieniu.
Mimo zdarzenia sprzed kilku chwil, nastrój Julii nie zmienił się. Wciąż myślała tylko o jednym - to dziś spotka swoją przyjaciółkę i to dziś, razem z nią, zobaczy pierwszy w swoim życiu konkurs LGP na żywo. Czy może być coś lepszego niż te dwie rzeczy połączone razem?
Nikt o tym jeszcze nie wie, ale uwierzcie. Może.
Po kilku minutach osiemnastolatka wreszcie dotarła do celu. Hotel położony był kilka minut od skoczni, dodatkowo dwa domy dalej znajdował się Hotel Gołębiewski, w którym zatrzymać się mają skoczkowie.
Wraz z momentem zderzenia się dłoni dziewczyny z drzwiami, do jej uszu dobiega ogromny hałas. Piski i okrzyki połączone razem, a kilka sekund potem stado biegnących ś̶w̶i̶ń nastolatek. Wśród nich oczywiście napotkana w niezbyt przyjemnych okolicznościach panienka z pamiętną koszulką.
Oho, czyżby drużyna szwabów dotarła na miejsce?
-ANDI, ANDI!!!!!
Tak. To zdecydowanie oni.
Dziewczyna zrobiła kilka kroków w tył aby spojrzeć na wysiadającą z autobusu drużynę niemiecką. Na ich twarzach nie malowało się wiele emocji - poirytowanie wrzeszczącymi laskami połączone z wymuszonym uśmiechem.
"Jezu jak ja im współczuję." - pomyślała i ostatni raz spoglądając w kierunku ekskluzywnego hotelu, weszła do budynku.
Zanim zdążyła podejść do serdecznie uśmiechniętej starszej pani w recepcji, coś złapało z tyłu za jej rękę.
-Co do.. - zaczęła ale nie dane było jej skończyć gdy jej oczom ukazała się Wiktoria. Tak jest moi drodzy, właśnie TA Wiktoria. Dziewczyny znając się ponad pół roku miały okazję jedynie pisać ze sobą przez internet. Zaplanowały swój przyjazd do Wisły... 3 godziny po poznaniu się. (Yyy tak mamo, znamy się już dłuższy czas.) Mimo tego wyjazd się udał i wszystko poszło gładko. Teraz dane im było spędzić ze sobą na skoczni 3 najlepsze dni w ich życiu.-WIKTORIA!
-JULIA! - dziewczyny na swój widok pisnęły jak hotki na klatę Schlierenzauera. Po chwili, gdy doszły już do siebie, skierowały się w stronę lekko rozbawionej recepcjonistki. Gdy jej wzrok padł na jedną z walizek obwiązanych biało-czerwonym szalikiem, nie zadawała zbędnych pytań. Wręczyła nastolatkom kluczyk i życzyła miłego pobytu.

CZYTASZ
20 lipca || a. wellinger
FanfictionKiedy dwie nienormalne nastolatki postanawiają spotkać się na LGP w Wiśle, podczas którego w niewyjaśnionych okolicznościach giną red bullowe kaski oraz Tande rzuca złowieszcze spojrzenia.