-Myślisz, że to dobry pomysł? - pyta Julia ściągając walizkę z szafy.
-Najlepszy, jaki wpadł mi ostatnio do głowy. Będziemy trzymać się blisko ochrony, nie ma szans, żeby cokolwiek się nam stało. Przecież ja bym chyba umarła, gdybyśmy do tej Planicy nie pojechały. - powiedziała Wiktoria siadając na brzegu łóżka. Julia chwilowo zastopowała swoich akcji i popatrzyła na przyjaciółkę kręcąc głową.
-Nie wierzę, że dałam się na to namówić. Jeśli obie tam zginiemy, to będzie twoja wina. - mówi, wskazując palcem na dziewczynę.
-Skoro mamy umrzeć w taki sposób, to ja nie będę żałować. - skwitowała nastolatka uśmiechając się szeroko.
Zgadnijcie co?
Jedziemy do Słowenii.***
-Halo, David? Powiedz, że nie odwołałeś tych lotów do Ljubljany! - mówi Wiktoria wkładając akredytację do kieszeni kurtki wiszącej w przedpokoju. - Tak, jednak jedziemy. Obie jesteśmy u Julki. Jezu, dziękuję!
-I jak? - pyta zestresowana nastolatka.
-Większość już miała swój lot, ale... nasza rezerwacja została. Lecimy jutro rano. - odparła Wiktoria opadając na kanapę.
-Samolotem?
-A czym, odrzutowcem? Powiedział, że miał przeczucie, że jednak polecimy, więc nie odwoływał rezerwacji.
-Ten człowiek to złoto. - stwierdziła Julia siadając obok przyjaciółki.
-Dziękuję Schusterowi, że to jego przydzielił nam do opieki. - odparła nastolatka składając dłonie jak do modlitwy.***
Nie trzeba być geniuszem matematycznym, aby obliczyć kiedy dokładnie trzeba być na lotnisku, żeby zdążyć na samolot, ale dla naszych cudownych bohaterek nawet to okazało się zbyt trudne. Po długiej rozmowie z rodzicami Julii, którzy nie byli zadowoleni z nagłej decyzji córki, w końcu zgodzili się na wyjazd. Kilkugodzinny bój toczony w krakowskim domu przypieczętowało chwilowe zgubienie biletu lotniczego Wiktorii, zgaśnięcie samochodu w drodze na miejsce i wpadnięcie na automatyczne szklane drzwi, które akurat wtedy postanowiły się nie otworzyć. Zła passa towarzysząca nastolatkom w drodze na samolot wydawała się celowa. Gdzieś w ich wnętrzach krzyczał ten mały głosik "Nie jedźcie! Nie jedźcie!", lecz żadna nie powiedziała o swoich obawach głośno. Obie wyczuwały swoje zestresowanie, lecz nikt nie chciał zapeszać. Wielka tablica informacyjna wisząca pośrodku głównej hali mówiła o odlocie samolotu do Ljubljany o 17.30. Dziewczyny, będąc spóźnione już pięć minut, czym prędzej pobiegły do stanowiska odprawy i ciężko oddychając podały miłemu mężczyźnie w średnim wieku wszystkie potrzebne dokumenty.
-Macie szczęście, już miałem zamykać.
Dziewczyny słysząc te słowa odetchnęły z ulgą i czym prędzej skierowały się w stronę busa. Dystans dzielący budynek od samolotu nie był długi, więc po dziesięciu minutach nastolatki znajdowały się już w środku.
-Może to był błąd? A to wszystko co nam się przytrafiło w ciągu dzisiejszego dnia miało nam to uświadomić? - pyta Wiktoria zagryzając wargę.
-Nie wierzę. Wiktoria, zawsze spokojna i ogarnięta, która musiała mnie powstrzymywać od tego, żebym czasem nie zeszła na zawał, albo przez przypadek nie uciekła, sama dostaje pietra, kiedy już wszystko pozamiatane. - Julia przewraca oczami i kręci głową zapinanając pas. - Skoro jednak dotarłyśmy na ten samolot, to znaczy, że tak powinno być.
-Ale może... - zaczyna Wiktoria.
-Nie gdybaj. Sama mnie w to wciągnęłaś. - Julia wskazuje palcem w stronę przyjaciółki i patrzy na nią ostrzegawczym wzrokiem.
Lot przebiegł sprawnie i już po trzech godzinach wszyscy dotarli na miejsce. Niedzielny konkurs miał zacząć się za pięć godzin, jest to więc wystarczająco czasu, aby dotrzeć do Planicy, zameldować się w hotelu i dotrzeć na skocznię. Co prawda jazda zatłoczonym autobusem ze stolicy Słowenii nie okazała się zbyt przyjemna - słoweńscy kibice, może nie aż tak energiczni i przyjacielski jak polscy, nie są zbyt dobrymi towarzyszami do jazdy, czego dziewczyny miały okazję doświadczyć.
-Mówiłam, że w tej Słowenii to jakieś same żałosne popierduchy są. - szepcze Julia trzymając dłoń na skroni.

CZYTASZ
20 lipca || a. wellinger
FanfictionKiedy dwie nienormalne nastolatki postanawiają spotkać się na LGP w Wiśle, podczas którego w niewyjaśnionych okolicznościach giną red bullowe kaski oraz Tande rzuca złowieszcze spojrzenia.