***
Nadszedł ostatni dzień pobytu dziewczyn w Wiśle. Żadna nie kłamałaby mówiąc, że kompletnie inaczej wyobrażała sobie te trzy dni. Obejrzeć skoki, może gdzieś spotkać jakiegoś skoczka i zdobyć autograf i tyle. Po prostu dobrze się bawić. A zaczęło się od niewinnego kasku i skończyło na tym, że cała Polska (a może nawet Niemcy, Norwegia i Słowenia) zna ich twarze. W domu przewalone. Telefony nieustannie wibrują. Przechodząc ulicami Wisły wszyscy zwracają na nie uwagę. A teraz stoją przed jednym z najcięższych wyborów jakie kiedykolwiek przed nimi postawiono. Ostatecznie zgodzić się na propozycję Wellingera, czy nie ryzykować i odmówić?
-Przysięgam, że zaraz oszaleję. Co my mamy robić, Wiki? - jęknęła Julia siedząc na brzegu hotelowego łóżka i chowając twarz w dłoniach.
-Nie mam pojęcia. - odpowiedziała pusto dziewczyna, patrząc na ścianę.
Co kilka sekund można było usłyszeć dźwięk telefonów. Nastolatki nie miały jednak ochoty ich sprawdzać. Przez całą zeszłą noc zalała ich masa powiadomień, które głównie zawierały pytania z serii kim są, czy chodzą z którymś ze skoczków, jak długo znają Andiego, bla, bla, bla...
Nagle z telefonu Wiktorii wydobył się dźwięk przechodzącego połączenia. Ta nie zwracając nawet uwagi, wciąż patrzyła w ścianę. Julia wstała z łóżka, żeby zerknąć na ekran.
-Odbierz. To twoja mama. - powiedziała wracając na miejsce.
Wiktoria leniwie podniosła urządzenie i przesunęła zieloną słuchawkę w prawo.
-Halo?
-Jesteście już spakowane?
-Tak. - Wiktoria odpowiedziała niezgodnie z prawdą. Po pokoju wciąż walały się perfumy, tusze do rzęs, spodnie, czy chociażby uschnięte już kwiaty od Andreasa.
-Dobrze. Proszę, nic już dzisiaj nie zbrojujcie. Mam dość wyskakujących co drugi post artykułów o was. Widzimy się w domu. - skwitowała rodzicielka i słysząc ciche "Okej" dochodzące z ust córki zakończyła połączenie.
-Chodź, chyba musimy się spakować. - powiedziała Wiktoria wstając z łóżka.***
Konkurs miał zacząć się za godzinę, ale ani Wiktorii ani Julii nie śniło się wychodzić z pokoju. Nadal wahały się nad wyjazdem, a spojrzenia, którymi zostawały obrzucane na ulicy na pewno im w tej decyzji nie pomogą. Wciąż analizowały wszystkie za i przeciw, próbując wyobrazić sobie reakcje swoich rodzicieli.
Gdy zostało 15 minut do rozpoczęcia konkursu postanowiły udać się na miejsce. Z jednej strony nie miały ochoty wychodzić z pokoju i po prostu poczekać na pociąg, a z drugiej szkoda byłoby nie iść na skocznię. Upewniając się, że walizki są spakowane, a w pokoju panuje jako taki porządek, wyszły z pokoju zabierając tylko torebki i najpotrzebniejsze rzeczy.
Na miejscu na szczęście niewiele osób zwracało na nie uwagę. Szybko skierowały się do sektoru FIS Family, stając gdzieś daleko od barierek. Konkurs przebiegał w miarę sprawnie, lecz im bliżej końca, tym dziewczyny coraz bardziej się denerwowały. Nagle ktoś pociągnął je z tyłu za włosy, na co dziewczyny pisnęły.
-Ała!
Za nimi stał nie kto inny, jak Daniel. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
-No witam panie. Jak tam mija dzionek?
-Dobrze. - skwitowała Wiktoria nie mając ochoty na dłuższe pogawędki. Nawet, jeśli chodziło tu o Tandego.
-A co wy takie pochmurne? - zdziwił się blondyn.
-A jak sądzisz? Cały internet o nas chuczy. - przewróciła oczami Julia.
-E tam. Pogadają i przestaną. Zawsze tak jest. - wzruszył ramionami Norweg.
-Tak będzie, jeśli nie pojedziemy na PŚ. A jeśli to zrobimy, to nie dadzą nam żyć. - westchnęła Wiktoria.
-Nie no chyba nie myślicie o tym, żeby zrezygnować?
-Właśnie tak myślimy. To nie jest ot tak, hop siup. Jak możemy z dnia na dzień podjąć tak ważną decyzję?
-Z tego co pamiętam, to już ją podjęłyście. Teraz nagle zaczynacie się wahać? - dziewczyny na te słowa zaczerwieniły się.
-No ale to było tak znienacka. Każdy inny fan skoków też od razu by się zgodził. - stwierdziła Julia. Tande jedynie pokiwał głową i rzucił na odchodne:
-Zrobicie jak uważacie. Ale pamiętajcie, że możecie tego potem żałować. - i już go nie było.
-No to nam pomógł. - Wiktoria pokręciła głową.
W tym momencie na belce zasiadł ostatni uczestnik. Po jego skoku zawody zakończyły się i nadszedł wieczór. Ktoś ze staffu Niemiec poprosił dziewczyny o przyjście do niemieckiego domku w celu porozmawiania z trenerem.
Znowu wróciło uczucie towarzyszące im podczas drogi do domków, kiedy miały oddać Wellingerowi kask. Tym razem nie było przerażonego Zajca, który prawie je poturbował, ani Eisenbichlera otwierającego drzwi. Tylko one i Schuster.
Będąc już pod drzwiami nagle przeszło im przez myśl, czy nie lepiej zawrócić i uciec do hotelu nigdy więcej nie pojawiając się na żadnym konkursie skoków. Nie zdążyły jednak wcielić planu w życie, gdyż drzwi otworzyły się, a za nimi stał najprawdziwszy Werner Schuster.
-Myślałem, że może jednak nie chcecie nigdzie z nami jechać. - Niemiec zaśmiał się i zaprosił dziewczyny do środka. Te niepewnie wkroczyły, a ich oczom ukazał się jedynie sprzęt narciarski.
-Usiądźcie. - Werner wskazał na ławkę ustawioną przy ścianie, a sam usadowił się na krześle. - Dobra, to wyglądałoby mniej więcej tak. Nie będziecie na wszystkich konkursach, na pewno nie na tych, które są poza Europą, oraz zbyt daleko od waszych domów. Odpadają Japonia, Włochy, Finlandia i Rosja. Będziecie odbierane przez kogoś ze staffu w piątki i podrzucane spowrotem do Polski w niedziele, lub poniedziałki. Konkursów wyjdzie coś około 15, bo nie możemy was zabrać wszędzie, oczywiście. Pierwszy to Wisła, więc myślę, że z tym i z Zakopanem nie będzie problemu. To jak, wszystko już ustalone?
Dziewczyny trochę inaczej wyobrażały sobie całą tę sytuację, jednak po przedstawieniu jej przez Schustera wszystko stało się inne. Mętlik w ich głowach trochę zmniejszył się, ale nie zniknął.
-Jaka jest wasza odpowiedź?***
Ten rozdział jest tak nierealny ze aż szok, ale wszystko wyjaśni się w następnym besos
CZYTASZ
20 lipca || a. wellinger
FanficKiedy dwie nienormalne nastolatki postanawiają spotkać się na LGP w Wiśle, podczas którego w niewyjaśnionych okolicznościach giną red bullowe kaski oraz Tande rzuca złowieszcze spojrzenia.