2. nie byle jaki głos

4.5K 148 37
                                    

Sny są nieodłączną częścią życia każdego człowieka. Co noc w trakcie snu przeznaczonego teoretycznie na rekonwalestencje naszego ciała po ciężkim dniu pojawia się milion obrazów i sytuacji. Tych kolorowych i pięknych jak i ciemnych i przerażających.

Na moje nieszczęście trafiały mi się ostatnio same kiepskie koszmary, które zakłócały mój krótki ale intensywny wypoczynek. Skutkowało to tym że ogarniając się rano do pracy zalałam sobie kawę niezagotowaną wodą a płaszcz założyłam na lewą stronę. Jak w amoku słuchałam wuja Howarda, który ciężko próbował mi wbić wszystkie zadania do głowy.

Z tego co zanotowałam jak zwykle pracują ze mną Matt i Josh. Muszę wyrobić się w pięć godzin co jest oficjalnie awykonalne ale już nie raz przeskoczyłam tą kwestię nie odłączając paru wtyczek po poprzednich imprezach. Z tego co również mi wiadomo dźwiękowiec Shawna się nie zjawi co dodaje mi trochę pracy ale przy takiej ilości natłoku szczerze machnęłam na to ręką.

W głębi serca wiedziałam że najprawdopodobniej nie uda mi się z nim zobaczyć osobiście ale w środku bardzo cieszyłam się na sam koncert na żywo. Mimo tego że byłam na wielu innych wydarzeniach za każdym razem towarzyszą mi mocne emocje, których nie jestem w stanie opisać.

Skierowałam się mozolnym krokiem w stronę sceny mając w rękach torby z przełącznikami i narzędziami. Tupałam ostrożnie o posadzkę, pokładając trochę większe skupienie niż zwykle ponieważ zmęczenie przeszywało mnie z każdej strony.

-Uhuh Grace gdybym cię nie znał pomyślał bym że masz za sobą dobrą, upojną noc – gwizdnął Josh oglądając mnie od góry do dołu. Spojrzałam na niego z politowaniem obserwując ciekawy dobór stroju czarnoskórego chłopaka. Beżowe spodnie kontrastowały z białym przylegającą bluzką i czapką z daszkiem. Kilka ciemnych loków wypadało spod nakrycia jego głowy a jego Jordany jak zwykle lśniły czystością.

Laluś

-Gdybyś w pracowaniu był tak dobry jak w pierdoleniu głupot, świat byłby lepszy – westchnął Matt czym wywołał mój lekki uśmiech na twarzy. Odwróciłam się do niego i po chwili zza rogu wyszedł blady blondyn. Miał dzisiaj białe spodnie i błękitne polo a na jego lekko garbatym nosie widniały czarne oprawki. Poprawił je lekko kładąc na ziemi parę sterowników.

Widząc mnie uśmiechnął się ciepło i podszedł żeby mnie objąć na co chętnie przystałam. O wiele bardziej lubiłam Mata od Josha. Wydawał mi się bardziej milszy i skromny. Czarnoskóry budził wrażenie cynizmu pomieszanego z wyższością choć wiem że taki nie był, po prostu lubił takiego zgrywać.

Tylko, po co?

-Dobra bierzmy się do pracy bo szczerze nie chce potem słuchać jęczenia Marthy – powiedziałam czym przypomniałam im parę ciężkich sytuacji w której główną rolę zajmuje asystentka Howarda. Jest piskliwym babsztylem, które narzeka gdy coś nie jest na czas. Szczerze nie wiem czemu wuj jej jeszcze nie zwolnił,

Jeśli trafi mi się taka możliwość chętnie sama go w tym zastąpię.

Jak za dotknięciem magicznej różdżki chłopcy od razu ruszyli do roboty. Każdy z nas miał od zawsze swój zakres działań i nigdy nic się nie zmieniało.

Ja podłączam odpowiednie kable do instrumentów i zajmuje się sprawdzaniem napięcia wszystkich baz.

Josh musi je zabezpieczyć i przedłużyć do konsoli a Matt zakłada cały sterownik i wszystko uruchamia.

Prościzna.

-Dobra Grace myślę że wszystko jest na swoim miejscu. Przez to że jesteśmy dzisiaj bez dźwiękowca Shawna, mogłabyś podejść i ustawilibyśmy po prostu instrumenty na twoje tony a następnie na detaliczny głos Mendesa? – zapytał blondyn przez słuchawkę, która odezwała się w moim uchu. Przytaknęłam głową i ruszyłam w stronę sceny gdzie wszystko było już gotowe. Podeszłam do gitary i delikatnie przełożyłam ją przez ramię.

Uwielbiałam to robić i skłamałabym gdybym powiedziała że nie chciałam zaśpiewać na tej scenie. Nie raz po koncercie chowając wszystko śpiewałam sobie pod nosem i wyobrażałam sobie że jestem drugą Hanną Monatną.

Szarpnęłam lekko za struny, które wydały nieczysty dźwięk. Skrzywiłam się i podciągnęłam słabe linki. Zaczęłam drugi raz wsłuchując się w melodię. Gdy upewniłam się że Matt dobrał dźwięk podeszłam do mikrofonu.

I promise that one day I'll be around
I'll keep you safe
I'll keep you sound

Right now it's pretty crazy
And I don't know how to stop
Or slow it down

Już po drugim wersie usłyszałam że dźwięk jest już dopasowany więc delikatnie dokończyłam uśmiechając się lekko pod nosem.

-Świetnie, teraz prosiłbym cię jeszcze o pianino. – przewróciłam oczami podchodząc do fortepianu, który został niefortunnie nazwany pianinem. Usiadłam na mięciutkim fotelu i dopasowałam odległość mikrofonu, który był przyczepiony. Nacisnęłam jeden klawisz który pięknie odbił się na całej arenie. Następnie ułożyłam odpowiednio dłonie i po krótkiej chwili wystukiwałam pierwsze melodie Mercy.

You've got a hold of me
Don't even know your power
I stand a hundred feet
But I fall when I'm around you
- Usłyszałam pięknie dopasowany ton i ściszyłam głos by zakończyć moje małe przedstawienie. Skierowałam wzrok na mata który pokazał mi kciuki w górę i widocznie kazał kontynuować.

Chętnie na to przystałam i rozpoczęłam kolejny wers.

Show me an open door
Then you go and slam it on me
I can't take anymore
I'm saying baby

Please have mercy on me
Take it easy on my heart
Even though you don't mean to hurt me
You keep tearing me apart
Would you please have mercy, mercy on my heart
Would you please have mercy, mercy on my heart... – przeciągnełam kończąc

Serca łomotało mi nienaturalnie szybciej a na uśmiech mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech. Szczerze bardzo mi się to podobało i najchętniej nie opuszczałabym swojego miejsca.

Odsunęłam mikrofon i zamknęłam klapę jednak gdy chciałam wstać usłyszałam głos.

I to nie byle jaki głos.

-Widzę że rośnie mi konkurencja - powiedziała osoba która przyprawiła mnie o prawdziwy wylew i zawał serca.

Upside down | Shawn MendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz