Rozdział 1

19.3K 660 155
                                    

Przemykałam ukradkiem, między ciasno ustawionymi budynkami małego miasteczka. Wczoraj był pierwszy dzień wiosny, a pogoda cudowna, dziś też taka jest. Nie wysiedziałabym na lekcjach, w tej małej, zatęchłej klasie, zwłaszcza, że to poniedziałek, czyli najnudniejsze lekcje.
I po moim wczorajszym odkryciu...

Ukryłam po drodze plecak i najszybciej jak mogłam biegłam do lasu, który był dwa kilometry od miasteczka. Serce biło mi jak szalone, z radości i strachu.
Bałam się, bo jeśli ojciec dowie się, że poszłam na wagary, zbije mnie. Bałam się również tego, co było w lesie na mojej ulubionej polanie. Ale było to wyjątkowe, magiczne i chyba cierpiało. I tylko ja o tym wiedziałam.

Tuż przed ostatnim budynkiem, podknęłam się i upadłam na kamienistą drogę, gdzie miejscami nadal były kałuże, po mocnej ulewie sprzed dwóch dni.
Twarz, długie do pasa, brązowe włosy związane w warkocz i jedyne ładne ubrania, które miałam do szkoły, były całkowicie okryte błotem. Tak samo ręce i nogi. Dodatkowo na kolanach i dłoniach, miałam pozdzieraną skórę, a krew zaczęła mieszać się z brudną wodą. Okropnie bolało i piekło. Zacisnęłam zęby, aby nie krzyknąć, szybko wstałam i biegłam dalej, a po policzkach spływały mi łzy. Przerażona jeszcze bardziej konsekwencjami, biegłam co sił w nogach.
Nieważne, że miałam dwanaście lat. Za takie zachowanie i zniszczenie ubrań, groziło mi nie tylko lanie, ale również ciężka praca po lekcjach u szwacza, aby dostać nowe ubrania, które zrobi z najgorszego materiału.
Tak wyglądało życie najbiedniejszych, w i tak biednym i zacofanym kraju.

Przez rozmyty łzami wzrok, niewiele widziałam, choć co chwilę przecierałam oczy to nie bardzo pomagało. Biegłam przez las, co jakiś czas zawadzając o korzeń lub krzaki, coraz bardziej kalecząc gołe nogi i ręce.
Zatrzymałam się dopiero na początku polany. Duży obszar w środku lasu, porośnięty jedynie trawą i pięknymi, fioletowymi kwiatami. Gdy świeciło słońce, miejsce to roztaczało niezwykłą, wielobarwną aurę. Siedząc na środku polany, można było usłyszeć wszystkie odgłosy natury.
Zawsze byłam tu sama. To był tylko mój skrawek ziemi. Mój magiczny świat, którego nikomu nie pokazałam.
Wczoraj to się zmieniło.

Przyszłam z samego rana, gdy mam chwilę dla siebie przed domowymi obowiązkami. A na polanie leżał wielki, niebiesko-zielony ptak, z wszelkimi odcieniami tych kolorów. Jednakże, jego prawe skrzydło przy samych końcówkach, miało kilka czarnych piór. Wydawało się, że jest chory. Ciężko oddychał i z trudem się poruszał. Ale gdy zauważył mnie, stojącą jak słup soli między drzewami, zaczął skrzeczeć groźnie i ruszać lewym skrzydłem oraz drapiąc ziemię długimi, ostrymi szponami, dając mi do zrozumienia, abym się nie zbliżała bo mnie zaatakuje. Jego oczy czerwono-złote przerażały, ale pomimo dużej odległości, sprawiały również wrażenie w pewny stopniu... ludzkich.

Wtedy uciekłam w panice. Nigdy nie widziałam, ani nie słyszałam o takim zwierzęciu.
Ciekawość była silniejsza od strachu. Może to dlatego, że moje życie było szare, nudne i pozbawione nadzieji na lepszy los.
Dlatego następnego dnia, musiałam znów go zobaczyć. Dlatego zamiast być w szkole, stałam znów pomiędzy drzewami i tym razem nie tylko ze strachem, ale i z zachwytem patrzyłam na to piękne stworzenie.

Gdy zrobiłam krok do przodu, pod moimi stopami pękła gałąź, a dźwięk rozniósł się echem.
Ptak podniósł głowę i spojrzał na mnie, po czym zaskrzeczał złowrogo, ale się nie ruszył.
Od jego głosu, bolały mnie uszy oraz głowa.
Na drżących nogach, szłam powoli w jego stronę. Bałam się, ale czułam, że nie zrobi mi krzywdy. Głupia wiara dziecka.

- Nie bój się - mój głos drżał. - Mam na imię Momoe. Nie chce cię skrzywdzić. Jesteś ranny? Mogę ci pomóc jeśli mi pozwolisz.

Wielki ptak, patrzył tylko uważnie w moje zielone oczy i na każdy ruch, w każdej chwili gotowy do obrony. Sam jednak przestał atakować i skrzeczeć. Co dziecko mogłoby mu zrobić?

Łzy feniksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz