- Wiesz jak okropnie wyglądasz, taka ponura i przygaszona? - powiedziała Alison pewnego wieczoru, gdy szykowałyśmy się do spania. - Sama się prosisz o to by cię tak wszyscy traktowali. Ludzie lubią dręczyć innych, czują się wtedy lepsi, ważniejsi, wyżsi w chierarchi, choćby to był tylko jeden stopień. I pozwalasz im na to, a wiesz dlaczego?
Nie mam ochoty cię słuchać - pomyślałam, posyłając jej wściekłe spojrzenie, bo nic nie mogłam powiedzieć na głos.
- Bo sama tak uważasz - mówiła cały czas bez emocji i tak poprostu rozkładając pościel, co dobijało mnie jeszcze bardziej. - Wiesz od kogo nauczyłam się, odczytywać i okazywać odpowiednie emocje? Od ciebie. Widziałam jak zachowują się ludzie wokół, ale chciałam być taka jak ty, nie jak oni. Teraz wiem, że ty też jesteś słaba. Nie masz odwagi spojrzeć w lustro i dostrzec dziewczynę, która czerpała radość ze wszystkiego, cierpiała bo inni cierpieli, broniła innych. Widzisz tylko blizny, które cię szpecą, wierzysz, że nie jesteś nic warta. I choć zawsze byłaś głupia i brzydka, to żyłaś w pewnym stopniu po swojemu i niepozwalałaś się zdołować - weszła pod kołdrę i spojrzała na mnie. - Sądząc po twojej minie, to chyba nic nie zrozumiałaś.
Miała rację, nic z jej słów nie zrozumiałam, tylko stałam oszołomiona, trzymając w dłoniach piżamę. Alison nie odzywała się dużo, mówiła tylko gdy sytuacja tego wymagała, a tak długie wypowiedzi świadczyły o tym, że coś ją trapi od dłuższego czasu.
Wzięłam z biurka zeszyt, który miałam do komunikacji z innymi. Napisałam kilka słów i pokazałam jej. To była moja pierwsza myśl, po tym co powiedziała."Czy ty się martwisz o mnie?"
- Nie - odparła obojętnie. - Potrzebuję kogoś, kto będzie mnie uczył jak powinnam okazywać emocje. Jesteś poprostu najlepszym przykładem, jaki powinien być człowiek. Ale przez ostatnie dni stałas się dla mnie bezwartościowa, bo przestałaś być sobą, tylko jedną z nich.
"Ja najlepszym przykładem? Dlaczego chcesz się tego nauczyć? Dlaczego udajesz? Ty też nie jesteś sobą!"
Nigdy nie próbowałam z nią o tym rozmawiać. Poprostu była w moim życiu i chyba, bałam się poznać ją lepiej. Ale dziś coś się zmieniło.
- Każdy udaje by się dopasować - odparła, leżąc na łóżku i patrząc w sufit. - Gdybym była całkowicie sobą, rodzice oddaliby mnie do jakiegoś domu dziecka, a tam nie miałabym szans na dobre życie. Chce coś osiągnąć, coś zmienić. Nie urodziłam się po to by usługiwać innym, by ich zadowalać. Życie jest więcej warte. Każdy chce, by jego istnienie miało jakieś znaczenie. Dobranoc.
Przekręciła się na bok i zamknęła oczy. Powiedziała wszystko co chciała i zakończyła "rozmowę ".
Miałam wrażenie, że jej ostatnie słowa również były skierowane do mnie. Nigdy nie rozumiałam jej toku myśli, tak samo i teraz.
Długo nie mogłam zasnąć, zastanawiając się nad jej słowami i czy rzeczywiście chodziło tylko o nią. Czy jednak, był to przejaw troski, a sama o tym nie wiedziała?****
Przez kolejne dwa dni, starałam się zachowywać jak dawniej. Ignorując wszystkie okropne słowa kierowane do mnie. Co było okropnie trudne.
Alison miała rację, pozwalałam innym dręczć mnie, ale dopiero po tym co powiedziała, zrozumiałam dlaczego.
Zawsze byłam sama, nigdy nie miałam przyjaciół, nikt mnie nie wspierał, więc radziłam sobie ze światem na swój własny sposób. Wystarczyła mi jedna osoba, która ze mną swobodnie rozmawiała, abym mogła wyciszyć wszystko wokół.
Na początku była to tylko Agnes, później jeszcze Feliks. Lecz oboje znikneli z mojego życia, zostawiając mnie samą.Mój powrót do normalnego życia, nie był możliwy. Przeklęty dar Feliksa, coraz bardziej niszczył mi życie.
Pewnego dnia, gdy szkody wyrządzone przez burzę były już prawie naprawione, rozkazano mi iść do tartaku, aby pośpieszyli się z dostawą, która miała być dzień wcześniej.
Pięć kilometrów w jedną stronę, w prawie trzydziesto stopniowym upale, przejechałam rowerem w pół godziny.
Cała zlana potem i mocno osłabiona.
Zawsze lubiłam gorące lata, ale w tym roku mój organizm się buntował. Nie mogłam wytrzymać tej wysokiej temperatury.Nie pomyślałam, że wiadomość, którą mam przekazać, tak bardzo rozzłości właściciela tartaku. Nie mógł się postawić burmistrzowi miasta, do którego spóźnił się z dostawą, więc frustrację wyładował na mnie. Zwłaszcza, że podając mu kartkę z wiadomością, poprosiłam o trochę wody, wskazując na dzbanek. Moje milczące gesty irytowały wiele osób.
"Niezabija się posłańca" - chuczały mi w głowie słowa z pewnej książki.Mężczyzna około pięćdziesięcioletni, z brzuchem wielkim jak u ciężarnej kobiety, zlany potem jeszcze bardziej niż ja, uderzył mnie z całej siły otwartą dłonią w policzek. Z bólu i osłabienia zakręciło mi się w głowie, a wzrok okrył się mgłą. Upadłam na podłogę w jego małym gabinecie.
Odrazu chwycił mnie mocno za warkocz i wywlukł na zewnątrz jak psa.- Wyrzućcie to coś stąd! - wrzasnął do kogoś, po czym skierował się do mnie, nadal trzymając mocno za włosy. - W tym upale praca idzie wolniej, więc nie przyśpieszę dostawy - jego głos nasiąknięty był złością i odrazą.
Nie miałam siły się bronić, nawet podnieść się z piaszczystego podłoża. Ale miałam siły by płakać z bólu, poniżenia i strachu. Najgorsze jednak było później. Dwóch młodych chłopaków pracujących u Marcusena, było pozbawionych empatii. Z czystą satysfakcją "wyrzucili śmieć " z terenu zakładu. Tak samo jak ich szef, ciągnęli mnie za włosy, specjalnie po kamienistym terenie. Cieszyli się słysząc mój krzyk i widząc jak spływa krew, po ranionych nogach od szorstkich, małych kamyczków.
Momoe...
Nieoczekiwanie usłyszałam swoje imię. Ten sam głos, w taki sam sposób jak podczas burzy.
- Co to do cholery? - zdziwił się jeden z chłopaków, dostrzegając coś w moich oczach.
Nie wiem co zobaczył, ale on sam wyglądał na przerażonego. Drugi, który mnie ciągnął, od razu puścił, gdy też zobaczył "to coś" w moich oczach. Leżałam plecami na ziemi, próbując przekręcić się na bok, ale oni nie pozwolili mi. Zaczęli mnie kopać, wyzywając od najgorszych. Padło nawet słowo "dziwoląg", co chyba tyczyło się nie tylko do mojej poparzonej skóry, ale również do oczu.
Zawładnęły mną najgorsze możliwe emocje, nad którymi nie panowałam. A gdy kolejny raz usłyszałam swoje imię, przez nieznany cierpiący głos... Sama nie wiem jak to opisać. Poczułam wewnątrz siebie coś dziwnego. Jakąś siłę, która dodała mi odwagi i kazała się bronić.
Nagle spojrzałam na nich z nienawiścią, a potem poczułam wiatr, który nie wiem skąd się pojawił.
Myślałam tylko o jednym, aby zostawili mnie w spokoju i zapłacili za wyrządzoną krzywdę.
Nie musiałam wyciągać dłoni, aby skierować na nich moc. Poprostu czułam wiatr, jakbym sama nim była. Silny podmuch uderzył w zdezorientowanych chłopaków, odrzucając na kilkaset metrów. Po zetknięciu z ziemią, cali poobijani stracili przytomność, ale nadal żyli.
Podniosłam się i... nie zamierzałam na tym poprzestać.
W ciągu kilku kolejnych minut, patrzyłam z satysfakcją jak wiatr przybiera na sile i niszczy cały zakład. Nie myślałam wtedy, aby zrobić komuś krzywdę, choć sama nie wiem co mną kierowało.
Gdy drewniany budynek, w którym urzędował Marcusen, zawalił się i dostrzegłam jego martwe zakrwawione ciało, cała zesztywniałam.
Co ja zrobiłam?
Wpadłam w panikę, a wiatr nagle się uspokoił.
Na drżących nogach, cała roztrzęsiona z wyrzutami sumienia, zaczęłam biec w stronę domu, zapominając o rowerze, który zapewne i tak był zniszczony.
Żar lejący się z nieba i poranione, bolące ciało, bardzo mnie spowalniało. Szybko traciłam siły, aż w którymś momencie podknęłam się o kamień i upadłam na drogę, uderzając mocno głową.
Okrył mnie mrok.
CZYTASZ
Łzy feniksa
FantasyMomoe jako dziecko, spotyka w lesie wielkiego magicznego ptaka, który ma zatrute skrzydło. Pomaga mu przez cztery laty, choć i tak czeka go śmierć. Przez ten czas, dziewczyna zaprzyjaźnia się z nim niezdając sobie sprawy, jak bardzo to na niego wpły...