Rozdział 8

6.7K 420 84
                                    

Dwa lata później

- Gdzie ty się tak śpieszysz? - spytał zerkając jednym okiem, gdy wcierałam zioła. Czarne pióra zajmowały już całe skrzydło i część tułowia po obu stronach. - I jeszcze ten twój głupi uśmiech.

- Nie powiem, nie dam ci zepsuć mi humoru - odparłam wesoło.

- I tak mnie to nie obchodzi - prychnął, ale nadal mi się przyglądał.

Akurat ci uwierzę.

- Ale jeśli gdzieś się wybierasz, to rozpuść włosy, zakryją chociaż po części twoją brzydką twarz - odkręcił głowę, widząc moje gniewne spojrzenie, gdy wycierałam już ręce.

- Dla ciebie może i jestem brzydka, ale inni uważają inaczej - odparłam dumnie, odchodząc.
Dziś ci nie dam wygrać.

- Nie masz dziś żadnych pytań? Może masz gorączkę? - udawał zatroskanego, ale wiedziałam, że ze mnie szydzi.

Zatrzymałam się, ale nadal stałam do niego tyłem.

- Tylko jedno - powiedziałam cicho - Czy w kimś takim jak ja, mógłby się ktoś zakochać?
Czekałam chwilę na odpowiedź, spodziewałam się kolejnych drwin z jego strony, lecz nic nie powiedział.
Czując ukłucie w sercu, ruszyłam szybkim krokiem, znikając po chwili w lesie.

Dlaczego nie odpowiedział? Jestem, aż tak żałosną osobą? A może, to przez jego nieodwzajemnione uczucie do Serafin?
Dlaczego w ogóle zadałam mu to pytanie...

Byłam dziś wyjatko szczęśliwa, przez ognisko organizowane u Agnes. W rodzinie jej męża, w taki sposób radowano się z nowego potomka, choć jeszcze się nie narodził.
Miałam zostać ciocią i matką chrzesną. Cieszyłam się jej szczęściem, bo choć na początku była przerażona tym małżeństwem, to po pewnym czasie pokochała go, tak samo on ją.
A to się rzadko zdarza.
I chyba dlatego chciałam wiedzieć, czy mnie też ktoś może pokochać. Za miesiąc będą moje szesnaste urodziny, co oznacza, że...
Nie chciałam o tym myśleć.
Mam jeszcze miesiąc, później każdy kolejny dzień może być przepełniony strachem, ale nie dzisiejszy.

****

W domu przebrałam się w sukienkę, którą dostałam rok temu od Agnes na urodziny. Była odrobinę za ciasna, ale nie miałam nic lepszego.
Alison, moja młodsza siostra, uczesała w kok moje długie do łopatek włosy, zostawiając z przodu kilka luźnych pasemek. Sobie zrobiła taką samą fryzurę, na mnie nie mogła liczyć bo tylko jej plątałam włosy.
Pomimo różnicy wieku, byłyśmy do siebie bardzo podobne, a przez kolor włosów i oczu, niemal jak bliźniaczki.
Alison była wyjątkiem w naszej rodzinie. Zawsze grzeczna, posłuszna, dobrze się uczyła i potrafiła prawie wszystko zrobić, ale tylko nieliczni wiedzieli, że nieposiadała żadnych uczuć. Dla pozorów udawała, że je ma. Radość, smutek, troskę, nawet łzy spływające po jej policzku były tylko fasadą. Nie rozumiałam, jak można tak idealnie udawać emocje, których się nie czuje. Przerażała mnie.

Godzinę później, byliśmy już u Agnes.
Kawałek za ich domem, ustawiony był już wielki stos z gałęzi, który zapłonął gdy wszyscy goście dotarli. A był to już późny wieczór.
Rzadko miałam okazję na taką zabawę, dlatego na początku nie wiedziałem jak się zachować i stałam na uboczu razem z Alison. Jednak nie za długo, bo Agnes wyciągnęła mnie niemalże siłą, w sam środek tańczących radośnie tłumu ludzi.
Głośna muzyka, śmiechy i aura wysoko płonącego ogniska sprawiła, że zatraciłam się tańcząc z siostrą, która miała już ładnie zaokrąglony brzuch. Nie umiałam tańczyć, ale byłam tak szczęśliwa, że nieprzejmowałam się swoimi niezgrabnym ruchami. Bylebym tylko na nikogo nie wpadła...
Oczywiście, w którymś momencie poplątały mi się nogi i prawie miałabym bolesne zderzenie z ziemią, gdyby nie czyjeś ręce, które w ostatniej chwili złapały za moje, podciągając szybko do góry.
Brunet, o dużych błękitnych oczach, niewiele starszy ode mnie, nieziemsko przystojny, uśmiechał się przyjaźnie.

Łzy feniksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz