Rozdział 2

8.2K 503 34
                                    

Wiedziałam co mnie czeka w domu, ale musiałam wrócić. Przecież nie miałam dokąd iść. Sama byłam sobie winna...

- Nigdy więcej, rozumiesz?! - powiedział ostro tata, stojąc nade mną. - Rozumiesz?

- Tak - wydukałam przez łzy i zaciśnięte zęby, siedząc skulona na spruchniałej podłodze w kuchni. - Przepraszam.

- Co ci strzeliło do głowy, aby iść na wagary do lasu? Co tam robiłaś? - krzyczał, nadal trzymając w zaciśniętej dłoni pasek.

- Pogoda... była... taka piękna - mówiłam żałośnie, nadal przez łzy. Czułam jak pod bluzką na plecach, spływa mi strużka krwi.

Westchnął ciężko i uklęknął przede mną. Ocierając dłonią, spływające po moich policzkach łzy.

- Po szkole będziesz pracować na nowe ubrania - odparł spokojniejszym tonem, przybierając łagodniejszy, ale nadal surowy wyraz twarzy. - I do soboty, przejmujesz obowiązki Sary przy najmłodszym. Wiesz, że bez szkoły skończysz tak jak my. Ciężko pracując na kawałek chleba.

Oboje rodzice wielokrotnie powtażali, że oni nie mieli takiego luksu jak obowiązek nauki. Dziadków nie było stać, na dużo większe niż teraz, wydatki szkolne. Dlatego bez wykształcenia, tata pracował fizycznie, często zmieniając pracę. Mama również, ale jako sprzątaczka lub pomoc w kuchni. Pracowali ciężko za marne grosze, ale wieczorami zawsze byli z nami i rozmawiali.

- To znaczy, że nie będę miała nawet chwili wolnego? - spytałam załamana.

- Będziesz mieć wieczorem i ani się waż o tej godzinie chodzić do lasu - zagroził i wyszedł na zewnątrz.

Co mam teraz zrobić? Przecież miałam w środę iść na polanę!

Cierpiałam. Bardziej bolało mnie to, że nie będę mogła spotkać się z Feliksem, niż siniaki na plecach od paska.

ŚRODA

Była piąta nad ranem. Niespałam prawie całą noc, zastanawiając się co zrobić.

- Agnes, obudź się - szeptałam cicho nad uchem siostry, trącając ją za ramię.

Pokój był dość spory, ale jedną ścianę zajmowały trzy łóżka stojące obok siebie, tworząc jedno wielkie, a na przeciwnej była stara, duża szafa i biurko. Dla trzech dziewczyn było za ciasno, choć nie odczuwałyśmy tego zbytnio, nie mając za dużo ubrań i rzeczy.

- Co się stało? - spytała zaspanym głosem, odgarniając z twarzy rozczochrane długie, blond włosy.

Czasem zazdrościłam jej urody. Była śliczna, a jej niebieskie jak ocean oczy sprawiały, że każdy się w nich zatracał.

- Muszę iść do lasu, ale obiecuję, że nie spóźnię się do szkoły. Proszę, kryj mnie przed rodzicami.

- Oszalałaś? Po co znów tam idziesz i to tak rano? Ojciec cię stłucze za nieposłuszeństwo! - naskoczyła na mnie, ale bardzo cichym głosem by nikogo nie obudzić.

- Wiem, ale muszę iść bo... W lesie jest ranny ptak, opiekuje się nim. Nie chce aby umarł - odparłam z poważną miną, zgodnie z prawdą.

- Głupia jesteś - westchnęła - No dobra, coś wymyślę, ale nic nie gwarantuję. Tylko się znów nie ubrudź i nie pokalecz, bo obie dostaniemy lanie.

- Dziękuję. Jesteś najlepsza - rzuciłam jej się na szyję, mocno przytulając.
Była dla mnie jednocześnie starszą siostrą i przyjaciółką.

- Oczywiście, że jestem - uśmiechnęła się. - Ale to jedyny raz ci pomagam. Ja też nie chce, żebyś błąkała się sama po lesie. Znajdź sobie przyjaciela.

- Znalazłam i właśnie do niego idę - odparłam, zakładając bluzę.

- Mówiłam o ludziach. Ranny ptak to nie przyjaciel - powiedziała ze współczuciem.
Oj, byś się zdziwiła, gdybyś znała prawdę. Może i jest to wredne ptaszysko, ale go nawet lubię - pomyślałam, nic jednak nie mówiąc na głos. Poprostu wyszłam z pokoju.

*****

- Coś tak wcześnie przyszła? - naburmuszył się, gdy stanęłam obok niego ze świeżo zerwanymi ziołami i ziemią. - Nie dasz się wyspać.

- Nie jesteś rannym ptaszkiem? - zaśmiałam się, siadając na kamieniu, aby się nie ubrudzić od wilgotnej trawy. - Musiałam przyjść przed szkołą bo później nie miałabym czasu - dodałam, ucierając zioła nad miską, którą zabrałam z domu.

- Czemu tak prosto siedzisz jakbyś połknęła kij - spytał szyderczo po chwili, przyglądając mi się.

- Jak się garbię bolą mnie plecy - odparłam obojętnie i szybko zmieniłam temat. - Dużo jest takich jak ty? Czy jesteś jedyny?

- Było nas czworo, traktowaliśmy się jak rodzeństwo, choć nim nie byliśmy. Dwóch braci zabito, a o siostrze nie mam żadnych wieści już od bardzo dawna - odparł posępnie, patrząc w niebo.

- Ja mam starszą o dwa lata siostrę i młodszą o cztery. A także brata, który ma zaledwie pół roku - mówiłam nie przerywając pracy. - Choć bywają okropni, to nie chciałabym ich stracić. Dlatego, rozumiem co czujesz.

- Bezczelna! Nic nie rozumiesz! - wrzasnął wściekły tak głośno, aż rozbolała mnie głowa. - Miałem tylko ich. Wspieraliśmy się nawzajem, byliśmy jednością, byliśmy potęgą! Gdy zostałem sam, musiałem się ukrywać przed ludźmi, a jednocześnie pomagać tym mordercom.

Skuliłam się, przykładając dłonie do uszu, jakby miało to wyciszyć jego głośne, nasiąknięte jadem słowa, dudniące w mojej głowie.

- Proszę przestań, to boli - szepnęłam, z trudem wypowiadając słowa. - Nie wszyscy ludzie są źli. Teraz nie jesteś sam, masz mnie.

- Mylisz się, każdy człowiek jest nasiąknięty złem. Ty również - mówił z odrazą, ale cichszym tonem. - Wcale cię nie potrzebuje i tak umrę. Co za różnica czy dziś, czy za rok. Żyje sam już tak długo i widziałem tak wiele, że śmierć wydaje się wybawieniem. A ty jesteś, tylko irytującym, durnym bachorem.

- Może ty mnie nie potrzebujesz, ale ja ciebie tak - odparłam, ocierając oczy z łez. - Proszę, pozwól mi nadal tu przychodzić. Obiecuję, że nie będę już nic mówić skoro cię to irytuje.

- Dziwna jesteś. Dlaczego nie uciekniesz? Powinnaś się mnie bać, a ty nadal chcesz leczyć moje pióra? Jesteś opóźniona? - szydził.

Wstałam i podeszłam do jego skrzydła z gotową mieszanką. Kolejne dwa pióra zmieniły barwę na czarną.

- Nie jestem opóźniona. Nie mam przyjaciół, nie wiem dlaczego, ale nikt mnie nie lubi. Choć może to przez to, że za dużo mówię. Pomagając tobie, czuje się potrzebna.

- Żaden człowiek nie robi nic bezinteresownie - prychnął. - Dobrze, pozwolę ci podbudować swoje ego. Możesz przychodzić, ale nie irytuj mnie swoją paplaniną. Ja też cię nie lubię.

- Dziękuję - szepnełam wdzięczna - Mam ostatnie pytanie. Jest ważne. Słyszysz moje myśli?

- Tylko jeśli skierujesz je do mnie. Tak jak podczas rozmowy. Dlatego słyszysz tylko to, co chce ci powiedzieć, a nie wszystko co myślę. Zapłakałabyś się, gdybyś znała wszystkie moje myśli - zaśmiał się kpiąco.

- Nie muszę ich słyszeć, aby wiedzieć, że są durne tak samo jak słowa, które wypowiadasz - odparłam spokojnie w myślach, sprawdzając czy to faktycznie działa.

Skrzywił się, jakby go coś zabolało i zaskrzeczał cicho.

- Twój głos w myślach jest okropnie piskliwy. Nie rób tego więcej, durna dziewucho! - zagroził.

Zaśmiałam się pod nosem, ciesząc się z zadanego mu nieświadomie ciosu.

- Postaram się przyjść za trzy dni - powiedziałam na głos, wycierając brudne dłonie o trawę, a później o chusteczkę.

Nic nie odpowiedział, tylko odwrócił głowę ignorując mnie.
Ruszyłam spokojnym krokiem w stronę szkoły. Ciesząc się z tego spotkania oraz nie mogąc się doczekać następnego, choć rozmowa z nim sprawiała mi przykrości.

Łzy feniksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz