Rozdział 6

6.7K 422 19
                                    

Przygotowałam mieszankę, ale wydobycie łzy na zawołanie, nie przyszło mi zbyt łatwo. Musiałam przywołać najgorsze wspomnienie. Utratę ukochanej siostry i widok prawie martwego Feliksa.
Serafina, bo tak miał na imię złocisty ptak, została aż do chwili, gdy skończyłam wcierać zioła w czarne pióra, które zajmowały już połowę skrzydła.
- Nie możesz zostać jeszcze trochę i z nim porozmawiać? Może przestałby być taki wredy i niemiły - błagałam ją.

- Przykro mi, ale uwierz, że lepiej będzie jak mnie nie zobaczy - zaśmiała się. - Dopiero by wyszło na jaw, jak potrafi dopiec innym.

- Mogę jeszcze o coś zapytać? - kiwneła głową w odpowiedzi - Skąd wiedziałaś, że coś mu grozi? Niewierze, że byłaś tam przez przypadek.

- Przypadek nie istnieje, wszystko ma swój cel. Każde życie, każdy czyn, toczy się odpowiednim torem. Wystarczy dobrze się przyjrzeć, aby dostrzec sens - widząc po mojej twarzy, że nic nie rozumiem znów się zaśmiała przyjaźnie i dodała. - Jesteśmy stworzeni z natury. Tak jak w niej wszystko jest ze sobą połączone, tak samo my ze sobą, choć to nie tak łatwo wytłumaczyć człowiekowi. Może inaczej, gdy jedno z nas cierpi pozostali to czują i poprostu wiedzą, gdzie go szukać aby mu pomóc.

Feliks nadal spał, gdy ja ruszyłam w powrotną drogę, a Serafina wzbiła się wysoko w niebo i odleciała tuż przed świtem.

Udało mi się wrócić do nowego domu Agnes, zanim wszyscy się obudzili i zauważyli moje zniknięcie oraz brak roweru.
Tak przynajmniej sądziłam.

Gdy delikatnie, po cichu zamknęłam za sobą główne drzwi, usłyszałam tuż przy uchu cichy szept.

- A gdzieś ty była cztery godziny?

Aż podskoczylam zaskoczona i wystraszona, ale odetchnełam z ulgą rozpoznając głos.

- Musiałam się przewietrzyć - odparłam, próbując uniknąć złowrogiego spojrzenia Agnes. - Ten dom jest trochę przytłaczający - dodałam zgodnie z prawdą.

Całe życie mieszkaliśmy w ciasnym domu, z minimalną ilością mebli i praktycznie brakiem wolnej przestrzeni. Zapewne większość osób byłaby zachwycona, móc spędzić choć jeden dzień w tak wielkim i bogato urządzonym domu, ale nie ja. Czułam, że nie pasuje do takiego świata. Udusiłabym się w nim.

- Masz rację, ale po pewnym czasie można się przyzwyczaić - odparła swobodnie, otulając się szczelniej cienkim kocem. - Chodź do kuchni, zrobię herbaty musisz się rozgrzać - dodała, ciągnąc mnie za rękę. - I wytłumaczyć dlaczego jesteś brudna, a bluza jest cała podarta.

- Tylko rękawy, przewróciłam się na rowerze, który pożyczyłem bez pytania. Przepraszam - odparłam pośpiesznie, pozwalając się prowadzić do kuchni jak małe dziecko.

- Nie tylko rękawy, na plecach też jest rozdarta.

No tak, pewnie od kłów wilka, których nie poczułam. Jak mam jej to wytłumaczyć?

- Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć - zaczęła rozmowę, gdy postawiła na stole dwa kubki gorącej herbaty i usiadła na przeciwko mnie. - Od dawna zauważyłam, że coś się zmieniło u ciebie. Twoje oczy są radośniejsze zawsze, gdy wymykasz się do lasu i gdy wracasz. Nie pytałam, miałam nadzieję, że sama mi powiesz, ale chyba jednak nie ufasz mi tak bardzo jakbym chciała. Ale martwie się, widząc w jakim stanie wracasz i muszę wiedzieć o co chodzi. Dlaczego byłaś w nocy w lesie? Nie kłam, wiem, że właśnie tam pojechałaś. Ktoś cię skrzywdził? - dopytywała z troską.

- Nikt mnie nie skrzywdził, jestem poprostu niezdarna - odparłam po chwili, ze spuszczoną głową, nie chciałam jej okłamywać. - W lesie jest ktoś kim się opiekuje. Jest moim przyjacielem. Jedynym jakiego mam. Od wielu dni nie byłam u niego, martwiłam się tak jak ty o mnie. W nocy to była moja jedyna okazja, aby sprawdzić czy nic mu się nie stało. I nie żałuję, że poszłam - spojrzałam w jej oczy, czekając na naganę.

- Może któregoś dnia, wyjawisz mi tajemnicę przyjaciela z lasu. Byłabym bardzo szczęśliwa i chętnie bym go poznała - powiedziała czule, czym mnie zaskoczyła - A teraz pokaż mi plecy, może trzeba je opatrzeć - dodała, podchodząc do mnie.

- Nie! - powiedziałam ostrzej niż chciałam. - Naprawdę nic mi nie jest - odsunełam się.

- Niewydurniaj się - zezłosciła się i chyba podejrzewając najgorsze, siłą zdjęła mi bluzę, a potem podwineła koszulkę. Nie byłam w stanie jej powstrzymać. - Mo, twoje plecy... - zaczęła zaskoczonym głosem. - Nie ma ani jednego siniaka.

- Mówiłam, że nic mi się nie stało - odparłam oschle i szybko zasłaniajac plecy.

- Nie ma siniaków po uderzaniach paskiem. Nie mogły tak szybko zniknąć.

- Naprawdę? - udawałam zdziwienie. - Może mięśnie już sie przyzwyczaiły.

- Nie udawaj glupiej! - spojrzała na mnie gniewnie, próbując przejrzeć moje myśli. - Nie wiem jak to możliwe, ani co ukrywasz, ale wierz mi, dowiem się - zagroziła.

Naszą przemiłą rozmowę przerwała mama, która weszła do kuchni z Cyprienem na rękach.

- O jak dobrze, że już nie śpicie - powiedziała cicho - Zróbcie małemu śniadanie i zajmijcie się nim chociaż przez godzinę. Potrzebuje jeszcze chwili snu, zanim wezmę się za przygotowanie poprawin.

- Momoe to zrobi - powiedziała chłodno Agnes - ma wprawe w opiekowaniu się innymi - po tych słowach tak poprostu wyszła, zostawiając mnie z małym, głodnym diabłem.

Agnes, ty wstrętna wiedźmo...

Łzy feniksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz