Rozdział 5

6.8K 435 18
                                    

Dopiero następnego dnia, przypomniałam sobie o Feliksie. Ale nie mogłam do niego pójść, przez baczne oko wścibskiej sąsiadki. Nie mogłam znów iść na wagary, bo karą nie byłyby tylko zbite plecy.
Aż do soboty chodziłam jak struta, nie mogąc wysiedzieć w domu czy szkole. Martwiłam się o te wredne ptaszysko. Nawet mu wybacze to co mi zrobił, byleby tylko nic mu się nie stało.

Sobota

Ślub był piękny, ale smutny. Agnes uśmiechała się, ale ja wiedziałam, że to była tylko zasłona jej prawdziwych uczuć.
Wesele było skromne, tylko dla najbliższej rodziny, zapewne przez fakt iż panna młoda pochodzi z biedoty. Ale ja przyjełam to z ulgą. Nie wiem jak bym wytrzymała, w tłumie nadętych bogaczy.
Cały czas pilnowałam Cypriena albo towarzyszyłam Alison, w zwiedzaniu ogromnej posiadłości.

Wieczorem rozłożono materace na podłodze w dużym pokoju, gdzie ja Alisob i Cyprien spaliśmy, a rodzice na łóżku. Tylko my mieliśmy jeden wspólny pokój, ale byłam do tego przyzwyczajona. Nawet się cieszyłam, że nie musze spać sama w obcym miejscu.
W nocy, w sumie to już bliżej świtu, gdy wszyscy dorośli zasneli, wymknełam się po cichu na dwór i pożyczyłem rower stojący przy garażu.
Około godziny jechałam w ciemnościach, po piaszczystych drogach, które oświetlał jedynie blask księżyca.
Drżałam ze strachu, ale też z zimna, ubrana jedynie w koszulkę, cienką bluzę i spodnie. Nie miałam tam innych ubrań. Noc była ciepła, w końcu to początek czerwca, ale od północy wiał zimny wiatr wprost na mnie.
Miasto minełam boczną drogą, aby szybciej dotrzeć do lasu. Na jego skraju zostawiłam rower by nieprzedziurawić opon. Musiałam przecież wrócić zanim wszyscy się obudzą. Do polany biegłam cały czas, nie wierząc, że mam tyle sił w nogach.

- Feliks!- krzyknełam przerażona, widząc leżącego ptaka, który się ani troche nie ruszał, a wokół niego krążące trzy wilki.
Skąd one się tu wzięły?

Nie odpowiedział.
Nie wiem co mną kierowało.
Nie wiem dlaczego byłam tak głupia, a może tak odważna. Ale zamiast uciec, podbiegłam do ogromnego ptaka i zaczęłam go szarpać i krzyczeć do niego w myślach, aby się obudził.
Czułam, że jeszcze żyje.

Wilki nadal krążyły wokół nas, ale wyszczerzyły kły i warczały groźnie.
Po chwili jeden z nich zawył głośno i rzucił się w stronę głowy ptaka.
Niewiele myśląc, zasłoniłam go własnym ciałem.
Poczułam na rękach wbijające się pazury, ale natychmiast mnie puściły, a zwierzę odskoczyło skomląc.
Osunęłam się na ziemię, czując okropny ból.
Teraz drugi wilk zawył głośno.
Feliks obudź się...

Widziałam jak biegł prosto na mnie. Widziałam jego białe jak śnieg kły i jażące się czerwienią oczy. Widziałam swoją śmierć.
Nie byłam w stanie się ruszyć. Nie mogłam odwrócić się plecami, aby się uchronić przed atakiem. Ból w rękach i strach paraliżowały mnie. Nie mogłam nawet zamknąć oczu.
Ale cieszyłam się, że tego nie zrobiłam.
Niezobaczyłabym pięknego złotego ptaka, o zielonych jak szmaragdy oczach, który nagle pojawił się tuż nad wilkiem i złapał go w swoje szpony.
Uniósł się nieco w górę, a potem z impetem rzucił nim w trzeciego wilka, który również biegł w moją stronę. Obaj upadli kawałek dalej, a ptak wylądował na ziemi i nagle zapłonął żywym ogniem. Po chwili otoczył nas wokół mur płomieni, a w uszach zadudnił mi złowieszczy skrzekot.

Słyszałam oddalające się wycie wilków. Wielkie, dumne ptaszysko spojrzało na mnie, a później na nieprzytomnego Feliksa.
Schylił głowę i lekko szturchnął dziobem o jego.

Wyglądali prawie identycznie. Różnił ich kolor piór i oczu. Ale było też coś innego w ich postawie.

- Możesz mu pomóc? - spytałam nie bojąc się jej. Byłam prawie pewna kim jest.

- Nie ulecze tej trucizny - usłyszałam w głowie smutny kobiecy głos. - Ale moge przywrócić mu siły. Nie wiem kim jesteś ludzkie dziecię, ale dziękuję, że opiekujesz się nim.

- On więcej dla mnie zrobił, niż ja dla niego. Wcieranie ziół w pióra niewiele pomaga - odparłam posępnie.

- Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz w obu kwestiach - powiedziała spokojnie - A teraz, przyłóż dłonie do jego ciała i zamknij oczy. Ulecze twoje rany - mimowolnie zadrżałam ze strachu, gdy to powiedziała. - Nie bój się, tylko je ulecze, nie będzie tak jak z plecami.
Skąd o nich wiedziała?

Jej miły, kojący głos dawał poczucie bezpieczeństwa i zapewniał, że mówi prawdę. Zrobiłam tak jak kazała.
Po chwili poczułam jak ciało Feliksa momentalnie się nagrzewa, a później moje. Jakbyśmy nagle znaleźli się tuż przy rozpalonym ognisku.
Ogarnął mnie błogi spokój, a ból w rękach całkowicie zniknął. Trwało to kilka sekund, po czym wszystko się rozmyło i znów czułam chłodne, nocne powietrze.
Otworzyłam oczy i podwinełam podarte rękawy bluzy. Nie było żadnego śladu po pazurach. A Feliks nadal był nieprzytomny, ale jego oddech był spokojny, równy jak podczas głębokiego snu.

- Dziękuję - szepnełam.

- Nie musisz. To było moje podziękowanie, za to co dla niego robisz. Czy mogę prosić cię, abyś była przy nim do końca? - spytała czule. Jej troska przypominała mi Agnes.

- Będę - odparłam stanowczo - A ty nie zostaniesz? On za tobą tęskni. Szukał cię tak długo.

- Nie powiedział ci kim jesteśmy, prawda? - spytała, a ja kiwnełam głową - Może kiedyś to zrobi, może powie ci całą prawdę, a wtedy zrozumiesz dlaczego nie mogę przy nim być. Mimo, że jesteśmy do siebie tak podobni, to jednak bardzo się różnimy. Ty jesteś mu bliższa niż ja.

- Nie rozumiem.

- Jesteś jeszcze zbyt młoda i niedoświadczona, aby zrozumieć pewne rzeczy - powiedziała czule. - Muszę stąd odejść zanim słońce wzejdzie - powiedziała, patrząc w szarzejące niebo. - Ale zostanę jeszcze chwilę. Proszę, zbierz zioła i przygotuj mieszankę, dodaj jednak jeszcze jedną rzecz. Swoją łze, jedna kropla wystarczy.

- W jaki sposób moja łza może pomóc? - spytałam zdziwiona.

- Ludzie są wyjątkowymi stworzeniami. Wasza dusza różni się od zwierzęcej. Wciąż się rozwijacie, nie kierujecie się instynktem, tylko emocjami, których macie tak dużo. Nawet nie wiecie jaką potęgę w sobie macie. Łzy to nie tylko woda, to cząstka waszej duszy. Nasiąknięte dobrymi emocjami, może wiele zdziałać lecz łzy goryczy mogą wszystko zniszczyć - mówiła jakby z żalem, po czym dodała już zwykłym, spokojnym tonem. - Dam ci pewien dar bo czuje, że nasze ścieszki są ze soba połączone, ale musisz go strzec i utrzymać w tajemnicy. Żaden inny człowiek nie może tego mieć - schyliła głowę i dziobem wyrwała swoje maleńkie, złote pióro. Zaskrzeczała cicho z bólu i podsuneła mi je. - Gdy będziesz tego naprawdę potrzebować, wrzuć je do ognia, natychmiast się pojawię i ci pomoge. Lecz powód musi być naprawdę ważny. A teraz idź. Obie mamy mało czasu.

Nie potrafiłam uwierzyć w jej słowa, w jej dar. To było jak z bajki lub ze snu, gdzie wszystko było tylko nieprawdziwym tworem ludzkiej fantazji. Czułam się dziwnie pośród dwóch tajemniczych, magicznych ptaków, jakby ta polana po środku ogromnego lasu, była innym światem. Często zasypiając bałam się, że rano obudzę się, a to wszystko okaże się tylko snem głupiego, samotnego dziecka. Chciałam być już zawsze częścią tego świata.

"Uważaj co sobie życzysz..."

Łzy feniksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz