Rozdział 3

7.3K 446 36
                                    

Kilka dni, w różnym odstępie czasu.

- Ile masz lat? - spytałam, obchodzą go dookoła i podziwiając pióra, które w zachodzącym słońcu uwydaczniały piękne kolory, w różnych odcieniach zieleni i niebieskiego.

- Dużo - odparł znudzonym głosem i machając ogonem, próbując mnie nim trafić, ale udawało mi się w porę odskoczyc. - Idź już sobie.

- Ale mam trzy pytania! - gniewnie tupnęłam nogą, zatrzymując się przed jego głowę leżącą na ziemi.

- Irytująca dziewucha - westchnął. - Nie wiem ile mam lat, ale z tysiąc to na pewno.

- Staruch - szepnełam i szybko odsunełam się na bezpieczną odległość, po czym położyłam się na trawie, tak aby widzieć jego głowę. - Jak powstałeś?

- Co to za durne pytanie?

- Jakie durne? Chce wiedzieć czy wyklułeś się z jaja jak normalne ptaki, czy w jakiś magiczny sposób.

- Nie jestem głupim ptakiem - podniósł głos, patrząc na mnie wrogo. - Nie wyklulem się z jaja byłem... - zawahał się. - Można powiedzieć, że powstałem w magiczny sposób. Trzecie pytanie i będę miał spokój.

- Kto cię stworzył? - spytałam, czując, że coś kręci.

- Według waszego rozumowania, Bóg.

- Co to ma znaczyć?

- Odpowiedziałem na trzy pytania. A teraz żegnam. Potrzebuje snu.

- Ale to była niejasna odpowiedź! - naburmuszyłam się.

- Nie moja wina, że jesteś głupia.

- Ty cholerne ptaszysko, a niech cię mrówki oblezą...

****

- Feliks? Gdzie ty jesteś? - krzyczałam na całe gardło, stojąc po środku polany. - Feliks! Feliks! - powtarzałam w myślach, nie bardzo wierząc, że usłyszy.

- Chcesz mnie zabić, kurzy móżdżku? - usłyszałam mocno rozzłoszczony, zbolały głos Feliksa.
Po chwili dostrzegłam między drzewami, wściekłe czerwono-złote oczy. Przeraziłam się.

- Przepraszam - skuliłam się w sobie ze strachu. - Jest tak gorąco, chciałam iść nad jezioro.

- To po co mnie woķasz? A może chcesz, żebym pomógł cię utopić? - jego cichy, powolny głos brzmiał jak z horroru.

Nadal stał ukryty między drzewami, a ja zaczęłam się cofać. Serce biło mi nienaturalnie szybko.

- Co z tobą? Dlaczego się tak zachowujesz? - mój głos drżał.

- Ze mną wszystko w porządku, nie lubię być przypiekany, więc siedzę w cieniu - mówił nadal dziwnym głosem.

- To... ja już pójdę - odwróciłam się.

- Jezioro jest w drugą stronę...

Nagle wokół mnie, pojawił się wir powietrza uniemożliwiając ucieczkę, a później zostałam przez nie mocno pchnięta do przodu.
Niesiona szybko przez wiatr jak liść, obracana w każdą możliwą stronę, czułam się okropnie. Żołądek podskakiwał mi niebezpiecznie blisko gardła, wywołując wymioty, które próbowałam powstrzymać.
Aż nagle powietrze całkowicie rozproszyło się, a ja zaczęłam spadać przodem w dół. Miałam bardzo nieprzyjemne zetknięcie z wodą, na samym środku jeziora. Topiłam się.

- Mój świat nie jest bajką - usłyszałam chłodny głos w mojej głowie.

- Pomóż mi - krzyknęłam błagalnie w myślach, rzucając się w wodzie próbując wypłynąć.

- Nie jesteśmy przyjaciółmi, powinnaś się mnie bać - dodał.

Po tych słowach zostałam dosłownie wyrzucona z wody, upadając plecami na ziemię. Łapczywie chwytałam powietrze, wypluwając najpierw wodę z płuc.
Rozejrzałam się wokół, ale nigdzie go nie widziałam.
Z płaczem wróciłam do domu, nic z tego nie rozumiejąc.

Dwa dni później, bałam się przyjść ponownie, ale jednak przyszłam. Feliks zachowywał się, jak gdyby nic nie zrobił.
Nieodezwaliśmy się do siebie przez kilka takich spotkań.

****

- Dlaczego to zrobiłeś? - spytałam cicho, wycierając ręce po mieszance.

- Niby co? - spytał obojętnie.

- No to z wiatrem i wodą. Potwornie się bałam - bałam się również teraz cokolwiek mówić.

- Każdy ma zły dzień, a ciebie nie powinno wtedy być - odparł ziewając, nadal na mnie nie patrząc.

- Chciałeś mnie wtedy skrzywdzić? Chciałeś mnie... zabić? - łzy napłynęły mi do oczu.

- Nie. Może trochę przesadziłem, ale przynajmniej miałem spokój od twojej paplaniny - podniósł głowę i spojrzał na mnie z powagą, tak samo zabrzmiał jego głos. - Jestem potężną, groźną istotą, której powinnaś się bać. Nie jestem przyjacielem głupich ludzi.

Jego oczy... miałam wrażenie, że dostrzegłam w nich smutek.

- Dobrze wiem, że nie zasługuje na twoją przyjaźń i wcale nie oczekuje, że ją odwzajemnisz - odparłam spokojnie, próbując się uśmiechnąć. - Ale wiedz, że jeśli jeszcze raz zrobisz coś takiego, to nigdy tu nie przyjdę - dodałam stanowczo.

Czekałam na odpowiedź, patrząc mu w oczy, lecz on tylko po chwili skinął głową nic nie mówiąc i położył ją spowrotem na ziemi.

Z czasem, nasza relacja wróciła do pierwotnego stanu. Przychodziłam tylko co trzeci dzień. Oboje nieporuszaliśmy już tego tematu, a on nigdy więcej się tak nie zachował.

Łzy feniksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz