Rozdział 18

5.5K 336 11
                                    

Przez godzinę szukałam Noah, nie wiedząc nawet czy idę w dobrym kierunku.
Co ja sobie myślałam? Ruszył dwie godziny przede mną, na pewno jest już daleko! - byłam zła sama na siebie. - A gdybym tak... - uśmiechnęłam się znajdując wyjście z sytuacji.

Zatrzymałam się, zamknęłam oczy i wczułam się w powietrze, które mnie otaczało. W delikatny wiatr, przemieżający tysiące kilometrów.
Ciężko opisać doznania jakie mi towarzyszyły, ale... w tej chwili znałam położenie prawie wszystkiego. Tak, jak bym to ja leciała raz nisko, raz wysoko nad ziemią, dotykała tafli wody, targała liście na czubku drzew i...
Noah!
Wiedziałam już gdzie jest. Ale nie tego się spodziewałam.
Zrobił to specjalnie! Pewny siebie idiota! A może, to ja jestem aż tak przewidywalna?
Rozzłoszczona, nadal stojąc z zamkniętymi oczami, ścisnęłam dłonie w pięści. Zaczełam tworzyć wokół siebie małe tornado, które szybko skierowałam w lewą stronę. Po kilku sekundach, otoczyło mój cel, który ukrywał się za drzewem kilkadziesiąt metrów ode mnie. Nie miał szans. Wir powietrza pochłonął Noah, obracając nim jak szmacianą lalką.

~ Ty cholerna... - krzyknął w myślach wściekły, nie mogąc złapać oddechu.
Patrzyłam na to, nie mając wyrzutów sumienia. Odpłaciłam się tym samym, co on zrobił mi. Kilkunasto sekundowa chwila triumfu, wystarczyła. Podmuch wiatru wyrzucił Noah w górę, po czym tuż przed zetnięciem z ziemią zatrzymał go i prawie delikatnie położył na suchej, piaszczystej dróżce, dwa kroki ode mnie.
Chłopak próbował się podnieść, ale ledwo co zdążył się ruszyć, nagle zwymiotował.
Czując, że mi również żołądek podchodzi do gardła, odeszłam kawałek i usiadłam na trawie, tyłem do niego.

~ Nie będę przepraszać, zasłużyłeś sobie - odezwałam się spokojnym tonem, próbując ukryć rozbawienie. - Poszłam za tobą, znalazłam cię, doceń to i przestań traktować mnie jak głupie dziecko, bo już dawno nim nie jestem! - dodałam naburmuszona.

Usłyszałam za sobą śmiech. Przyjemnie brzmiący, rozbawiony głos rozniósł się wokół. Zaskoczona jego zachowaniem, odwrociłam głowę i spojrzałam na niego marszcząc brwi. To nie był szyderczy śmiech jak zazwyczaj, a raczej przyjazny.
Chłopak leżał plecami na trawie obok drogi, trzymając się dłonią za brzuch jakby go bolał od nieprzerwanego śmiechu.
Patrząc na jego łagodny wyraz twarzy, sama się uśmiechnęłam, czując w sercu ciepło, a na duszy lekkość. Gdy on również przekręcił głowę i przez chwile patrzyliśmy sobie w oczy, nagle zorientowałam się, że oboje mamy poważny wyraz twarzy, a jedyne co słyszę, to moje serce wybijające zbyt szybki, nierówny rytm. Speszona sama nie wiedząc czym, odwróciłam się ponownie plecami do niego.

~ Wiem że jesteś już kobietą, ale uparcie chciałem wrócić do czasów, gdy byłaś upierdliwym dzieckiem - zaczął swobodnym tonem. - Dziś udowodniłaś, że teraz to ja jestem głupim człowiekiem, a ty potężną istotą. Choć inteligencją nadal nie grzeszysz - zakpił.

~ Więc daj mi szansę pokazać, że stać mnie na więcej - mówiłam cicho, przygaszonym głosem, ze wzrokiem utkwionym w ziemię. - Jeśli niczego nie wiem, skazujesz mnie na porażkę.

- Nie miałem zamiaru posyłać cię na walkę - mówił z powagą. - Nadal szukam dobrego rozwiązania, aby nie wciągać cię w tą mroczną stronę świata magii.

Czy on... jednak zależy mu na mnie.

~ Może Serafin miała rację, i nie przez przypadek trafiliśmy na siebie. - spojrzałam na niego, szeroko uśmiechając się. - Dałeś mi siłę, aby dalej żyć. Może właśnie celem mojego istnienia, jest ta chwila. Może urodziłam się, aby pomóc ci odzyskać kamienie.

- Co ty bredzisz? - popatrzył na mnie jak na wariatkę.

Wstałam i swobodnym krokiem podeszłam do niego, po czym wyciągnęłam dłoń.

~ Nie ważne, ruszajmy już - uśmiechnęłam się delikatnie.
Przez chwile mi się przyglądał, jakby próbował wyczytać z mojej twarzy o co chodzi, ale zrezygnowany westchnął, chwycił moją dłoń i wstał.

Może na prawdę jest coś ze mną nie tak, może teraz to ja czuje wyższość nad nim bo przejęłam jego moc... Ale jednego jestem pewna. Więź jaką czułam z feliksem wróciła, choć nieco w innej formie. Mimo strachu, który nadal mi towazyszył byłam gotowa na wszystko. Nawet na poświęcenie własnego życia.
Możliwe, że faktycznie jestem aż tak głupia jak sądzi, bo na prawdę wieżę, że spotkałam go właśnie dla tej chwili.
Sam powiedział, że łzy nie przychodzą mu z łatwością. Ja je wywołałam. Nie jestem nic niewartym człowiekiem, skoro moje istnienie pozwoliło mu wrócić do pierwotnej formy. Dało jedyną szansę na naprawienie błędu i uratowanie świata przed zagładą.

Nie mogę zniszczyć mojej wiary w siebie i naszą przyjaźń bo tylko dzięki niej jestem w stanie iść za nim. Tylko ona daje mi siłę, aby nie uciec z płaczem. Jeśli uda nam się, jeśli ta wyprawa zakończy się sukcesem... Nie pozwolę mu znów zniknąć z mojego życia.

****

Noah, przybierając kamienny wyraz twarzy, opowiedział mi to, co sam wiedział o osobie władającej kamieniem.

Hiobe mając trzynaście lat, straciła rodziców podczas tsunami, sama ledwo uchodząc z życiem. Niedostając znikąd pomocy, przez wiele dni błąkała się po zniszczonym mieście, aż znalazła szkatułkę z dziwnym kamieniem w środku. Zabrała go sądząc, że dostanie za niego dużo pieniędzy, ale nikt jednak nie chciał go kupić. W końcu znaleźli ją ci, do których pierwotnie miała dotrzeć szkatułka. Dziewczynka drugi raz była bliska śmierci, i wtedy... nieświadomie użyła kamienia. Powietrze wokół nich nagle zgęstniało. Nie było czym oddychać, a to co trafiło do ich płuc, paliło od srodka niczym żażący węgiel. Czterech mężczyzn, w ciągu kilku sekund zmarło, w okrutnych katuszach.
Hiobe uznała, że bogowie chcą aby żyła, aby nikt nie odebrał jej kamienia. Głęboko wieżyła, że musi odmienić świat skoro podarowano jej taką moc. Ale źle rozumiała znaczenie sprawiedliwości, kierowała się własnymi emocjami.
Tamtego dnia, całkowicie zniknęła dziewczynka, a zrodził się potwór. Minęło kilka tygodni zanim zrozumiała jak użyć kamienia, gdy to nastąpiło, nieszczyła i mordowała wszystko co stanęło na jej drodze. Ale i tak, przez pierwsze dekady musiała się ukrywać bo zbyt wielką uwagę na siebie ściągała.
Gdy w końcu zrozumiała, że w ciele dziecka nic nie może osiągnąć, posłużyła się figurantami. Wybierała groźnie wyglądających, bogatych mężczyzn i sterowała nimi. Nikt nie wiedział, że całe zło jakie wyrządzili było tak naprawdę zasługą Hiobe. Dorosłej już kobiety, w ciele dziewczynki.
Początkowo, tępiła tylko morderców, oszustów, niezważając, że byli wśród nich niewinni. Później sądząc, że ludzie nie doceniają to co dali bogowie, kierowała żywioły przeciwko całym wioskom i miastom.
Trafiła na stare zapiski o świętych kamieniach, i o feniksach, które je strzegły oraz o tym, że jeśli wszystkie trzy zostaną połączone, będzie na równi z bogami.
Będzie mogła na nowo odbudować świat. Taki, w którym to ona będzie boginią stąpająca pośród ludzi.
Ale ona nie wie, że bogowie jakich sobie wyobrażamy, nigdy nie istnieli. To natura, żywioły stworzyły wszystko, również feniksy, aby strzegły równowagi by świat mógł tętnić życiem.
Kamienie to piąty feniks. Istota, która nigdy nie powinna się narodzić. Prawie cała "mroczna" energia, została w nich zamknięta. Ale... wszystko ma swój początek i koniec. Wszystko co żyje, musi kiedyś umrzeć by mogło odrodzić się na nowo. Czas, narodzin czarnego feniksa kiedyś nadejdzie, ale to nie jest ten moment.

Łzy feniksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz