Pustka to najgorsza rzecz jaką może odczuwać człowiek. Jest gorsza od gniewu, gorsza nawet od rozpaczy. Pustka jest czymś co świadczy o tym, jak bardzo umysł został wyniszczony. Kiedy w głowie nie zostaje absolutnie nic, można tylko czasem usłyszeć w niej echo wydarzeń z przeszłości. Zdarza się też echo rozpaczy, po której zazwyczaj następuje poczucie bezsensu.Pustka jest niczym bezdenna czarna dziura, która pochłania człowieka i bezlitośnie ciągnie w dół.
Arek siedział z podkulonymi nogami oparty o ścianę katedry. Na plecach czuł chłód jaki bił od tego kawałka cegły. Dookoła panowała cisza, mimo iż młodzieniec ciągle w głowie miał dźwięki wystrzałów. Jego oczy wpatrzone były w jeden punkt a oddech szybki i nierówny. Chłopak był w pewnego rodzaju transie. Przed oczami cały czas na zmianę przewijał mu się obraz matki i ojca. Następnie ukazała mu się twarz Niemca, który z zimną krwią zastrzelił jego rodziców. Wreszcie chłopak poruszył się. Zamknął oczy i skulił się jeszcze bardziej. Po chwili zdał sobie sprawę, że wszystkie jego mięśnie drgają.
Słońce powoli chowało się za widnokrąg. Pozostał po nim zaledwie różowy kolor nieba, na którym leniwie kołysało się kilka obłoków. Ptaki latały nad katedrą pokrzykując wesoło, jak gdyby nie zdawały sobie sprawy z tragedii, jaka zdarzyła się tu parę godzin temu. Bruk na placu katedralnym wyglądał jakby ktoś rozłożył na nim czerwony dywan. Rozłożyli go Niemcy, na cześć swojego wodza.
Róż na niebie ukrył się i zastąpiony został przez szarość wrześniowego wieczoru. Godzina policyjna zbliżała się wielkimi krokami. Z ulic zniknęli już wszyscy przechodnie. Ostatnie dorożki ciągnięte przez wykończone całym dniem konie, dojeżdżały na swoje miejsca. Zrobiło się pusto i chłodno.
Winkowski jednak w dalszym ciągu siedział w bezruchu. Po kilku momentach w pobliżu katedry pojawił się starszy mężczyzna. Szedł szybko, prawie biegiem by zdążyć przed godziną policyjną i nie spotkać się przypadkiem z chłodnym oddechem śmierci. Arek podążał za nim nieprzytomnym wzrokiem. W pewnym momencie starzec dostrzegł kontem oka chłopaka, więc bez chwili wahania podążył ku niemu.
— Chłopcze, co ty tu robisz o tej porze? — odezwał się prawie skrzeczącym głosem — Zaraz godzina policyjna! Chcesz skończyć jak ci nieszczęśnicy? — mówiąc to wskazał na miejsce rzezi - plac katedralny. Po chwili spojrzał na wierzę kościoła i przeżegnał się — Swoją drogą to sobie miejsce cudowne wybrali... Pod samym okiem Najwyższego. Ach biedni ci ludzie, biedni — ciągnął staruszek.
Arek poczuł jak ponownie zbiera mu się na płacz. Pozwolił żeby samotna łza spłynęła po jego poliku a następnie zwrócił szklane oczy w stronę ciemnych oczu starca. Spojrzenie mężczyzny nagle nabrało zmartwienia i troski. Wyraźnie pojął dlaczego właściwie młodzieniec siedzi sam pod katedrą, przed godziną policyjną.
— Święty Boże, młodzianku... — zaszlochał starzec. Arek spuścił spojrzenie i wbił je w swoje buty — Ale przecież nie możesz zostać tutaj... Nie wezmę cię też do siebie, brak mi miejsca... — zawiesił na chwilę głos i wyraźnie począł zastanawiać się nad czymś głęboko. Nagle ton jego głosu zniżył się nieco i przybrał poważniejszy ton — Uciekaj do lasu.
Chłopak ponownie spojrzał w twarz staruszka. W głowie analizował to co usłyszał z jego ust. Do lasu. Przez chwilę miał wrażenie, że jego umysł został zawieszony. Po chwili jednak oprzytomniał. Uznał to za dobry pomysł. Postanowił, że musi przeżyć, że tego chcieliby jego rodzice. Po raz pierwszy od kilku godzin podniósł się więc z ziemi. Prawie wszystkie jego kości wydały z siebie nieprzyjemne chrupnięcie. Spojrzał jeszcze raz w oczy starca, po czym szybkim krokiem odszedł w stronę, w którą najbliżej mu było do lasu.
Szedł bardzo szybko mijając kolejne znane mu ulice. Przyglądał się im dokładnie. Starał się zapamiętać każdy szczegół każdej mijanej kamienicy w obawie, że widzi to wszystko po raz ostatni. Przemykając przez aleje westchnął głęboko i spojrzał w kierunku Jasnej Góry. Potem przyśpieszył jeszcze kroku udając się na zachód miasta.