Szerszeń idąc pewnym krokiem mijał kolejne dobrze znane mu budynki. Co rusz rzucał okiem na nowe, niegdyś tak piękne i polskie nazwy ulic. Serce mu pękało gdy na mijanych domach i blokach widział tabliczki z niemieckimi nazwami. Tschenstochau, okazała się być zupełnie innym miastem od Częstochowy, jaką chłopak znał całe życie. Owszem, wszystkie budynki, drzewa i kościoły stały na swoich miejscach ( bynajmniej w tej chwili ) jednak święte miasto nie pałało już tą piękną matczyną aurą.
Prawie biegł ulicą Świętej Barbary, a raczej Barbarastrasse, by jak najszybciej dostać się do parku pod Janą Górą. Mimo wszystko, nie potrafił powstrzymać ogromnego uśmiechu, który gościł na jego ustach. Mijani przechodnie mimowolnie uśmiechali się widząc młodzieńca w takim uniesieniu. Szerszeń nie myślał o Niemcach. Nie myślał o lesie. Nie myślał nawet o tym, że wokół niego toczy się wojna. Jedyną krążącą w jego głowie myślą, była ona.
Park był takim jakim go zapamiętał. Mimo końcówki września, w miejscu tym panowała radosna zieleń. Liście nie zdążyły jeszcze spaść z drzew i w tej chwili jedynie ich żółtawa barwa świadczyła o obecnej porze roku. Między pniami wysokich kasztanowców i dębów niewinnie hasały wiewiórki skacząc wesoło na siebie nawzajem. Wokół unosił się zapach opadłych liści i rozdeptanych kasztanów. Zapach jesieni - można by zapewne pomyśleć.
Już z daleka dostrzegł filigranową postać siedzącą na ławce. Jej ciemne kręcone włosy powiewały delikatnie na wietrze. Szerszeń podszedł doń od tyłu najciszej jak potrafił. Starał się jak mógł by nie nadepnąć na żaden patyk czy też liść. Gdy był już wystarczająco blisko, zakrył zimnymi dłońmi oczy drobnej dziewczyny.
— Bardzo nieodpowiedzialne zachowanie panienko, siedzieć tak samemu w parku — rzekł czując pod palcami jak na lekko piegowatej twarzy pojawia się uśmiech. Dziewczę podniosło się momentalnie.
— Kamil — rzekła niska panienka i rzuciła się na szyję żołnierzowi. Chłopak uśmiechnął się szeroko i przytulił ją najmocniej jak tylko umiał. Trwali w uścisku przez dłuższą chwilę. Potem jednak Szerszeń delikatnie odsunął od siebie dziewczynę, by spojrzeć w jej piwne oczy.
— Witaj, Polu — powiedział czule i ucałował drobną dłoń panienki. Ona natomiast wodziła spojrzeniem po całej twarzy ukochanego. Drżącą ręką dotknęła zadrapania na jego policzku a on uśmiechnął się lekko.
W milczeniu cieszyli się swoim towarzystwem. Tej pięknej scenie towarzyszyło tylko wycie wiatru oraz kwakanie kaczek pływających w jasnogórskim stawie. Co jakiś czas słychać też było odgłosy bijących serc dwojga młodych ludzi. Oboje chcieli by chwila ta trwała przez wieki. Wpatrywali się w siebie utęsknionym i lekko zmartwionym spojrzeniem, jakby w obawie, że ktoś lub coś może przerwać im tę magiczną chwilę. Dziś widzieli się pierwszy raz od końcówki sierpnia. Przez cały ten czas oboje drżeli co dzień, martwiąc się nawzajem o swój los.
Wreszcie Pola oderwała wzrok od twarzy ukochanego i rozejrzała się uważnie. Szerszeń uczynił podobnie.
— Lepiej usiądźmy zanim ściągniemy na siebie niepotrzebną uwagę — odezwała się cicho po czym oboje spoczęli na ławce.
— Tak bardzo tęskniłem — żołnierz złapał Polę za rękę — Jak tu jest teraz?
Panienka westchnęła.
— Chciałabym móc coś powiedzieć nie używając słowa strasznie — uśmiechnęła się lekko, choć był to ponury uśmiech — Jest... inaczej. Ludzie nie są już tak mili i serdeczni jak było wcześniej. W zasadzie ciężko już w ogóle kogokolwiek tutaj nazwać człowiekiem. To tylko duchy... Cienie dawnych częstochowiaków. Aleje nie pachną już jarzębiną. Pachną... krwią — przełknęła ślinę — Tak naprawdę strach wyjść na ulicę. Niemcy panoszą się jakby byli u siebie... ale chyba nie jest aż tak źle a przynajmniej może być gorzej, prawda? — rzekła chcąc dodać otuchy, choć po jej policzku spłynęła łza. Szerszeń nieśmiało pocałował miejsce, które wyżłobiła na bladym licu i poczuł w ustach słony smak — Ale mów mi lepiej co u ciebie. Jak w lesie?
![](https://img.wattpad.com/cover/175938588-288-k272659.jpg)