Twarda sztuka

133 13 35
                                        

Ten dzień zapowiadał się wyjątkowo pięknie. Już sam świt malował się niezwykłą mieszaniną różowych i złotych barw. Niebo było wówczas pozbawione najmniejszej chmurki. Takie nagie i czyste zwiastować mogło tylko niezwykle pogodny dzień. Nawet wiatr nie śmiał zakłócić harmonii jaka panowała w lesie tego ranka. Liście, które pozostały na drzewach w milczeniu obserwowały wznoszące się pomału słońce a gałęzie drzewa stały jak na baczność oczarowane tą chwilą. Wszystko zatrzymało się w miejscu jakby kontemplując zwiastun piękna, jakie oferować miał ten dzień.

W całym lesie tylko Szerszeń nie został oczarowany pięknem tego poranka. Ubiegłego wieczoru zgłosił się na poranną wartę, więc siedział teraz sam na sam ze swoimi myślami. Nawet widok wschodzącego słońca nie wywołał u niego pozytywnych emocji. W tej chwili była to dla niego jedynie krwistoczerwona kula, która unosząc się pond horyzont, zwiastowała czyjeś cierpienie. Westchnął głęboko i ukrył twarz w dłoniach. Musiał coś zrobić. Nie mógł zawieść Pioruna. Ale co on sam jeden mógł uczynić? Miał wrażenie, że był jedynym, który przejął się losem młodziutkiego partyzanta. Ogromny żal miał za to do majora oraz pozostałych żołnierzy.

— Boże, miej go w opiece — wyszeptał podnosząc oczy ku niebu.

— Dzień dobry — drgnął gdy zza pleców dobiegł go głos majora. Odwrócił się w tamtym kierunku jednak nie odpowiedział na przywitanie. W końcu jak mógł nazwać ten dzień dobrym? Brzoza podszedł do młodego partyzanta i usiadł obok niego na powalonym pniu. — Dzisiaj będzie piękny dzień — rzekł chcąc zagaić rozmowę, jednak Szerszeń tylko wzruszył ramionami.

— Dla nas może tak... — odezwał się wreszcie. Brzoza westchnął ostentacyjnie i potarł palcami skroń.

— Jest wojna. Wiem, że jest ci przykro, ale takie rzeczy będąc zdarzać się oraz częściej. Musimy pamiętać o tym w jakich realiach żyjemy i nie kierować się emocjami — mówił major choć jego ton nie był przekonujący.

— Ale przede wszystkim musimy pamiętać o tym, że jesteśmy ludźmi — odparł chłodno Szerszeń spoglądając w oczy dowódcy. Te wyrażały tylko współczucie.

— Dobrze wiesz, że nic nie możemy zrobić. Ale rozumiem twój żal...

— Wiem również, że skazujemy go na śmierć — rzekł chłopak nieco zbyt niegrzecznym tonem niż zamierzał.

Brzoza poczuł się bezradny wobec młodego żołnierza. Miał świadomość tego co w tej chwili mogło dziać się z Piorunem i myśl ta również nie dawał mu spokoju. Wiedział jednak, że musi zachować zdrowy rozsądek i realnie oceniać sytuację. Szanse na to, że zdołają odnaleźć Pioruna były znikome. O ile w ogóle jakiekolwiek były. Natomiast jeśli chodziło o odnalezienie chłopaka żywego, praktycznie nie było na to szans. Major rozumiał rozpacz i gniew Szerszenia, dlatego nie winił go za wszelkie niewłaściwe zachowania. Wiedział bowiem, że chłopak również zdaje sobie sprawę z tego, iż prawdopodobnie nigdy już nie ujrzy przyjaciela.

Zapanowało milczenie, podczas którego Szerszeń bił się z własnymi myślami. W jego głowie pojawił się konflikt wartości. Sam już nie wiedział czy powinien być posłuszny rozumowi i przyjąć to co mówili dowódcy czy raczej iść za głosem serca i się nie poddawać. Skarcił się w myślach. Oczywiście, że się nie podda. Nie znaleźli ciała Pioruna, a więc jest nadzieja. Postanowił działać, nawet jeśli przez to będzie musiał stanąć przed plutonem egzekucyjnym. Z drugiej strony czuł wyrzuty z powodu swojego zachowania względem majora. Chciał go przeprosić, jednak nie był w stanie wypowiedzieć tego na głos. Towarzystwo Brzozy zaczęło mu ciążyć więc wstał i pod pretekstem patrolu oddalił się od dowódcy.

— Szerszeń — zatrzymał go major — Masz nic nie robić. To jest rozkaz — rzekł niepewnym głosem.

W odpowiedzi, chłopak zasalutował w dość ironiczny sposób co spowodowało ukłucie żalu w sercu Brzozy. Potem oddalił się w las zostawiając dowódcę samego, pośród wiszącej w powietrzu niepewności.

Do końca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz