— Cholera — skwitował Aleksander gdy Piorun po raz kolejny przedstawił całą historię.
Wszyscy znajdowali się teraz w jednym pokoju. Ranny partyzant leżał w łóżku w pozycji półsiedzącej a trójka domowników stała nad nim wysłuchując co ten ma do powiedzenia. Przez nieznacznie osłonięte okna wpadało niemrawe światło pochodzące od słońca, które z całych sił starało się przebić przez gęste chmury. Pogoda wreszcie przestawiła się na swój jesienny tryb. Świadczyć o tym mógł również chłód poranka, który postanowił dziś zaszczyć wszystkich niemalże minusową temperaturą.
— Co teraz zrobimy? — zapytała Wanda patrząc na dziadka.
Pan Kowalik zacisnął wargi i zamyślił się na moment. Atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała a w powietrzu zawisło nieprzyjemne napięcie.
— Myślę, że rozsądnie byłoby pójść i sprawdzić czy obóz jest na miejscu. Ale wydaje mi się, że Brzoza nie przeniósłby się tak bez słowa. Jest więc opcja, że oni zwyczajnie nie żyją... albo są w niewoli — oświadczył w końcu starszy mężczyzna. Piorun westchnął ciężko i oparł głowę o poduszkę.
— Ale przecież Piorun sam mówił, że oprócz niego, w szopie nie było nikogo innego — powiedział Aleksander.
— To wcale nie świadczy o niczym dobrym — mruknął dziadek. Znów na moment zapadła cisza. Aleksander poruszył się niespokojnie a Wanda podeszła do okna i wyjrzała na podwórze. Tylko Piorun pozostał w bezruchu i wciąż nie podnosząc głowy, błądził myślami daleko — No nic. Trzeba się po prostu tam przejść. Wezmę więc koszyk i pójdę na grzyby — pan Kowalik nakreślił w powietrzu cudzysłów — A ty jak się czujesz? — rzucił w stronę Pioruna.
Zanim jednak ten zdążył odpowiedzieć, rozległ się radosny okrzyk Wandy:
— Patrzcie! Patrzcie kto idzie!
Natychmiast przy oknie znalazł się i Aleksander.
— Szerszeń z Wojtkiem! — zawołał. Teraz do okna doskoczył również dziadek. Piorun poderwał się z miejsca lecz zaraz prędko pożałował tego nagłego zrywu bowiem poskutkował on ogromną falą bólu. Ogromna fala ulgi
— Wyjdę im naprzeciw — oznajmiła dziewczyna po czym wybiegła z pokoju.
Zanim żołnierze zdołali wejść dobrze na podwórze, Wanda otworzyła już drzwi i wesoło do nich zamachała. Widząc nietęgą minę Szerszenia, ucieszyła się jeszcze bardziej z tego, iż mogła mu przekazać radosne wieści. Partyzanci rozeszli się przy furtce. Wojtek poszedł dalej - zapewne do domu sołtysa, natomiast Szerszeń wkroczył na podwórko. Spuścił wzrok, jakby bał się spojrzeć dziewczynie w oczy.
— Dzień dobry... — zaczął powoli
— Piorun jest u nas — wypaliła bez dłuższego zastanowienia. Szerszeń podniósł na nią spojrzenie teraz otwartych szeroko oczy i z wrażenia aż lekko otworzył usta.
— Co? Jak? Gdzie? — zapytał i nie czekając na odpowiedź, wtargnął do środka.
Bez zwłoki pognał do pokoju, z którego dochodziły rozmowy. Stanąwszy w progu, od razu ujrzał swojego przyjaciela, tak okrutnie skatowanego. Jeszcze szerzej otworzył oczy i wolnym krokiem zbliżył się do łóżka. Po chwili jednak uśmiechnął się i pokręcił głową oddychając przy tym głęboko.
— Ty żyjesz — rzekł tylko i usiadł na skraju łóżka.
— To samo chciałem rzec — powiedział Piorun nieco zachrypniętym głosem.
Pan Kowalik wraz z Aleksandrem uznali, iż dobrze by było zostawić przyjaciół samych. Wyszli więc z sypialni i zabrali się za swoje obowiązki. Dziadek poszedł wypuścić kury, natomiast Aleksander udał się zaprząc wóz, by móc pojechać do miasta po leki, które przepisał lekarz. Wanda usiadła sama przy kuchennym stole i uśmiechnęła się do siebie. Będzie dobrze, pomyślała sobie.