Chodzące nieszczęścia

181 16 24
                                    

Blond włosa dziewczyna o zielonych oczach zamknęła drzwi i oparła się o nie. Uśmiechnęła się do siebie delikatnie na wspomnienie zmieszanego młodzieńca, który ucałował jej dłoń. Światło wpadające do sieni oświetlało jej włosy, które błyszczały się jak złoto. Dziewczyna splotła dłonie i zanurzona w basenie przyjemnych myśli udała się do pokoju. Natchniona nagłym przypływem nostalgii zaczęła oglądać fotografie ustawione na półkach, kolejno chwytając je w drżące z emocji dłonie.

Pierwsza z nich przedstawiała dziadków Wandy w dniu ich ślubu. Młody przystojny mężczyzna w garniturze i idealnie ułożonych włosach, z wielkim uśmiechem obejmował przepiękną kobietę w długiej prostej białej sukni. Panna młoda miała jasne jak sierpniowe łany zbóż, splecione na wzór warkoczy francuskich. Oboje stali na tle usianej kwiatami majowej łąki.

Następna przedstawiała podobną scenę. Widnieli na niej rodzice blondynki. Ojciec - wysoki postawny mężczyzna z wąsem stylizowanym na marszałka Piłsudskiego, stał dumnie z uniesioną głową. W ramionach trzymał drobną kobietę, która wystrojona w przepiękną suknię, uśmiechała się i wdzięcznie wtulała w ramiona nowo poślubionego męża.

Wanda odstawiła zdjęcie na miejsce i z lekkim wahaniem sięgnęła po kolejną fotografię. Na niej widniał obraz szczęśliwej rodziny. Dwójka roześmianych dzieci, jasnowłosa dziewczynka z ogromną kokardą na głowie a obok niej starszy jasnowłosy chłopiec z drewnianym samochodem w ręku. Tuż za dziećmi stali rozanieleni rodzice, patrząc z zachwytem na swoje pociechy. W tle było widać kawałek rzeki a w oddali majaczyła wiejska chata.

Dziewczyna doskonale pamiętała tamten dzień. Jako dziecko mieszkała w Częstochowie. Tamtego letniego popołudnia, mama oznajmiła, iż całą rodziną jadą do dziadka na wieś, ponieważ ktoś z jej mieszkańców wynajął fotografa i może to być jedyna okazja by zrobić sobie rodzinne zdjęcie. Tak więc zrobili. Spakowali manatki i niecałe dwie godziny później byli już na miejscu. Małej Wandzi nie było zbytnio na rękę zakładanie znienawidzonej kokardy i stanie w bezruchu przez dłuższą chwilę. Jednak znacznie większy miał z tym problem starszy od niej o dwa lata brat. Aleksander ciągle wiercił się w kółko a do tego uparł się, że na zdjęciu musi znaleźć się jego ulubiony samochód. W końcu po długich mękach, rodzinie udało się zrobić zdjęcie, na którym wszyscy wyszli względnie ładnie.

Teraz gdy dziewczyna myślała o Częstochowie, fala ciepła zalewała jej serce. Było tak prawdopodobnie dlatego, że spędziła tam zdecydowaną większość dzieciństwa a co za tym idzie prawdopodobnie najszczęśliwsze momenty życia. Jednak myśl o mieście przywodziła też również bolesne wspomnienia o zmarłych rodzicach. Trzy lata temu oboje zmarli na zapalenie płuc. Najpierw odeszła matka a dwa miesiące późnej to samo spotkało i ojca. Gdy tylko Wanda przypominała sobie te wszystkie okropne przeżycia związane ze stratą obojga rodziców, cały ból powracał a jej serce dosłownie pękało. Po śmierci rodziców razem z Aleksandrem wyprowadzili się z miasta i zamieszkali z dziadkiem na wsi. Niestety nigdy nie dane im było poznać babci, bowiem ta zginęła tragicznie kiedy ojciec dziewczyny miał zaledwie cztery lata. Historia rodziny Kowalików była dość dramatyczna i co więcej nic nie zanosiło się na to, żeby potoczyła się lepiej.

Wszelką nadzieję zakopał austriacki malarz, który wkroczył ze swoimi brudnymi od krwi butami w życie każdego Polaka.

Zielonooka jeszcze przez chwilę wpatrywała się w fotografię, gdy nagle drzwi z całym impetem otworzyły się a do środka wparował Aleksander. Zaskoczona Wanda aż krzyknęła i omal nie upuściła drogocennej pamiątki. Spojrzała z pretensją na starszego brata i wtedy z przerażeniem odkryła, że z jego ręki leje się niepokojąco duża ilość krwi. Wytrzeszczyła oczy i szybko podbiegła do rannego brata.

Do końca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz