Wśród ciemności zamajaczył blask ogniska. Odbijał się w oczach ludzi siedzących tuż przy ogniu. Ich twarze były pomarańczowo czerwone od żaru, który bił od płonących kawałków drewna. Pomiędzy partyzantami panowała prawdziwie wesoła atmosfera. Toczyły się bardzo ciekawe i żywe rozmowy. Co chwila któryś wybuchał śmiechem a inny podsypiał na siedząco i zaczynał chrapać. Gdzieś obok, żołnierz w średnim wieku wyjął harmonijkę i zaczął grać jakąś fałszywą melodię. Któryś z młodszych poderwał się natychmiast i porwał do tańca niejaką młodą damę, która śmiejąc się w głos zatoczyła kółko wokół własnej osi.
Już z daleka można było dostrzec jak iskry spiralnie ulatują ku niebu. Jedna z nich wleciała prosto do serca Arka rozlewając w nim przyjemne ciepło i pozostawiając nadzieję. Szedł teraz krok w krok za Szerszeniem starając się nie potknąć o żaden ukryty w ciemności wystający korzeń. Im bliżej byli zbiorowiska żołnierzy, tym szybciej biło młode Winkowskie serce.
Gdy wkroczyli już na teren partyzanckiego obozu, z początku nikt nie zwrócił uwagi na nowego przybysza. Zapewne zajęci zabawą żołnierze nawet nie zauważyli między sobą nowej, lekko wystraszonej twarzy. Sierżant natychmiast oddalił się od podwładnych i ruszył w sobie tylko znanym kierunku. Dwaj żołnierze, którzy towarzyszyli Michałowi, podążyli prosto do ogniska by móc dostać cokolwiek do jedzenia. Szerszeń natomiast pozostał obok Arka, który zafascynowany rozglądał się wokoło.
Obóz nie składał się z żadnych profesjonalnych, czy choćby stabilnych konstrukcji. Prowizoryczne namioty nie przypominały w niczym tych, w których Arek miał okazję sypiać. Były to raczej płachty narzucone na gałęzie i ułożone w taki sposób, iż wyglądały trochę jak indiańskie szałasy. Pośrodku paliło się ognisko otoczone kłodami mającymi służyć jako ławki. Na uboczu stało kilka koni. Strugały one uszami i przyglądały się Arkowi z równym zaciekawieniem, z jakim on przyglądał się im. Gdzieś bardziej z tyłu znajdował się dość odkryty namiot, w którym stał zrobiony na szybko stół oraz pieńki.
Przy owym stole siedział teraz sierżant Michał i prowadził dość nerwową rozmowę z innym mężczyzną. Winkowski zawiesił na nich swój wzrok i z przerażeniem stwierdził, że prowadzona rozmowa dotyczyła niczego innego, jak właśnie jego osoby.
Gdy mężczyźni opuścili namiot i zaczęli podążać do przerażonego młodzieńca, ten odwrócił się i żwawym krokiem ruszył w przeciwnym kierunku. Zatrzymała go jednak silna ręka Krasonia, która boleśnie zacisnęła się na jego ramieniu. Arek jęknął cicho i zaraz został siłą odwrócony przez sierżanta. Stanął twarzą w twarz z poważnie wyglądającym partyzantem w średnim wieku. Chłopak przełknął głośno ślinę i spuścił swój wzrok zawieszając go na butach owego żołnierza.
Szerszeń, który wciąż towarzyszył Winkowskiemu, zaśmiał się cicho i szturchnął go dając znak, iż powinien spojrzeń na mężczyznę. Arek nie od razu zrozumiał przesłanie szturchnięcia kolegi, jednak po chwili i tak podniósł wzrok na stojącego przed nim partyzanta. Spodziewał się, że zdążył już go zdenerwować i pozbawić cierpliwości, jednak na twarzy żołnierza ujrzał jedynie spokojne zaciekawienie.
— Jak się zwiesz młody człowieku? — odezwał się wreszcie partyzant
— To jest Piorun, panie majorze — wtrącił Szerszeń za co został obdarzony zaskoczonym spojrzeniem Arka.
— Piorun — odparł żołnierz poważnym tonem choć Winkowski w jego oczach dostrzegł iskrę rozbawienia.
— Tak... To znaczy nie! Jestem Winkowski... Arek — mówił młodzieniec a język plątał mu się niczym rozwiązane sznurówki butów.
— No dobrze, Arku Winkowski czy tam Piorunie, poinformowano mnie, że dołączyłeś do mojego oddziału, prawda to?
— Tak. Znaczy, tak jest.