II

6.2K 149 81
                                    

Dni mijały spokojnie, nic się nie dzieje oprócz tego, że nie mogę sama wychodzić z domu, mój tata wynajął mi ochroniarza, który chodzi za mną krok w krok.
Od tamtego wydarzenia minęło 5 dni i nic, przecież już nie wracam nocami.

- mam tego dość! Zwolnienie tego faceta on mi nie jest potrzebny! Potrafię się obronić!- zaczęłam krzyczeć i wymachiwać rękoma. Mama zaczęła płakać a ojciec ją przytula aby się uspokoiła.

-nie rozumiesz, że chcemy twojego bezpieczeństwa?-mówi oburzony ojciec.

-rozumiem ale jestem już prawie dorosła! Mam prawo o sobie decydować.

Wzięłam telefon ze stołu i wybiegłam z mieszkania. Była godzina 15:15 moja ulubiona pora dnia. Szybko przeszłam kilka przecznice aby zgubić ochroniarza. Poczekałam kilka minut aby zrezygnowany mężczyzna poszedł w przeciwnym kierunku, kiedy tak się stało ruszyłam w stronę parku gdzie miałam spotkać się z kolegami starszymi o rok. Umówiliśmy się na wódkę kilka dni temu i zniecierpliwiona czekałam na to wydarzenie.

_______

Siedziałam na murku trzymając alkohol w ręce co chwile łykając sporą zawartość szklanej butelki. Chłopacy nie mieli głowy do alkoholu co było widać na pierwszy rzut oka. Jeden leżał w krzakach cały w wymiocinach, drugi stał za drzewem i "wypuszczał pawia na wolność", trzeci siedział obok mnie i gadał jakieś bzdury.

-zawsze wiedziałem, że to tak się skończy.- mówi pierwsze zdanie bez bełkotania.

- o czym ty mówisz Spencer? - chłopak siedzący obok mnie gwałtownie się spioł i odwrócił głowę w moją stronę głęboko patrząc mi w oczy.

-nie wiesz?-marszczy brwi i zaczyna niespokojnie się poruszać.

- uspokuj się chłopaku! Usiądź prosto i gadaj!- jednak chłopak nie wykonuje polecenia przez co spada na twardy, zimny beton wydając przy tym trzask łamanej kości - o mój Boże Spencer! - zeskakuje gwałtownie z muru i staje obok chłopaka, który się nie porusza. W jednej sekundzie dzwonie po pogotowie i staram się zbytnio nie denerwować.

____

Jadę ambulansem do szpitala wraz z nieprzytomnym Spenser'em. Zastanawiałam się co chciał mi powiedzieć ale strach o przyjaciela odbija te myśli. Zadaje sobie mnóstwo pytań np.
Czy on umrze? Co jeśli zginie?
On nie może umrzeć!

- proszę pani wszystko w porządku? - odzywa się pielęgniarka siedząca obok mnie.

-nie. To znaczy tak. Nic mi nie jest- patrzę na nią jeszcze chwilę i znowu spuszczam wzrok na Spencer'a.

Widok reagujących lekarzy na Spencer'a kuł mnie w pierś, wszyscy biegali w tą i spowrotem, krzyczeli z jednaj sali do drugiej, że potrzebne pielęgniarki na operację. Serce mi stanęło. Operacja? On przecież umrze!

Przed oczami robi mi się ciemno, słyszę dziwne głosy mówiące "tu jest" i ktoś łapie mnie za ramię, a ja zaczynam krzyczeć. Momentalnie lecę do tyłu uderzając o twardą podłogę szpitalnego korytarza.
Otwieram oczy i widzę mężczyzne, blondyn, wysoki i przystojny jednak był bardzo niebezpieczny.

-odsuń się!- krzyczę niespokojnie do chłopaka niewiele starszego ode mnie.

-spokojnie. Upadłaś dlatego chciałem ci pomóc- patrzy na mnie troskliwym wzrokiem. Już wiem! To ten typ! Uciekaj Magda!

- dziękuję za troskę- uśmiecham się delikatnie- dam sobie już radę do widzenia- odchodzę od mężczyzny o krok, kiedy nagle czuję silny zacisk na moim nadgarstku - puść mnie!- staram się wyrwać z jego silnego uścisku.

- gdzie się wybierasz? Przecież nawet nie zaczołem.- uśmiecha się cwano i już wiem o co mu chodzi. -mam dla ciebie inne plany niż ten chłopaczek.

Moment ciszy i czuję ukłucie w ramię, spuszczam wzrok na strzykawkę. Robi się ciemno, nic nie widzę i nic nie czuje. Robię się senna  zamykam oczy i odpływam w krainę snu

Porwana Przez BrataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz