00:23
Dopóki las się skończył, a cały stres, który towarzyszył im przez cały ten czas, opuścił ich ciała. Jeongguk nie był pewny czy wraz z opuszczeniem szpitala i lasu, wszystkie niebezpieczeństwa minęły, ale teraz nie przejmował się takimi ewentualnościami. Jego priorytetem był zegarek, który musiał rozkminić. Ciągle o nim myślał i był przerażony, bo co jeśli to nie będzie tak proste, jak miał nadzieję? Co jeśli, aby ruszyć czasem, będzie musiał rozwiązać jakąś zagadkę? Od zawsze nie był dobry w rebusach i tego typu rzeczach, ale na filmach zawsze bohaterowie musieli ruszyć wyobraźnią, aby uratować świat.
Ale on nie był Iron Manem, choć bardzo by chciał.
Pociągnął Taehyunga w stronę, skąd widać było jasne światła - domyślił się, że są to różnorakie bilbordy i wystawy sklepowe, dlatego nie obawiał się (może trochę).
To, co zobaczył docierając do miasta, zamroziło krew w jego żyłach. Faktycznie wszędzie paliły się światła, świat był dynamiczny, ale wszystko stało w miejscu. Biegnący ludzie zawieszeni w powietrzu, skapujące krople wody działające totalnie wbrew prawom grawitacji, krzyczący w bezgłosie nastolatkowie i goniący za sobą pies z kotem, którzy zatrzymali się akurat, gdy goniący złapał zębami uciekającego za ogon. Jeongguk przełknął ciężko ślinę, ponieważ ujrzawszy to wszystko, złapał go jeszcze większy stres - a już zaczął się powoli uspokajać.
Teraz dopiero dotarło do niego brzemię, które wziął na własne barki - dotarło do niego, że jeśli nic z tym nie zrobi, to świat pozostanie uwieszony między życiem, a śmiercią już na zawsze. Zerknął na Taehyunga, który ufnie szedł za nim i mocno trzymał jego przedramię, czując niesamowity żal względem niego, dlatego, aby ten tak bardzo nie bał się, pogłaskał kciukiem wierzch jego dłoni. Jasnowłosy uśmiechnął się słabo, a Jeongguk odwzajemnił ten gest.
Tak jakby uśmiechnięty Taehyung sprawił, że miał większe chęci do działania. I tak, jakby całkiem przypadkiem albo pod wpływem zbyt silnych emocji, ponownie tej nocy wtulił się w jego ciało. Miał wrażenie, że nabiera sił i całe zmęczenie znika, gdy jasnowłosy oddał mu uścisk, przyciskając chłodny policzek do równie chłodnej skóry na szyi Jeongguka. Brunet odetchnął cicho, jego serce w końcu mogło odpocząć od ciągłego strachu o własne życie, o to, co mogłoby zdarzyć się za chwilę i choć wciąż był w kiepskiej sytuacji - miał gwarancję życia i to było wystarczające, aby nie wytrzymał i rozpłakał się. Wstydził się wydać z siebie jakikolwiek szloch, więc płakał w ciszy, co jakiś czas jedynie pociągając nosem, ale Taehyung wcale nie był lepszy. Płakali w ciszy razem, wspierając się wzajemnie, nawet pomimo braku słów. Jeongguk był dla Taehyunga, a Taehyung dla Jeongguka i można byłoby pomyśleć, że przecież nie mają innej opcji, to nie - nawet jeśliby mieli, to i tak zostaliby przy sobie.
Bo od teraz łączyła ich wspólna historia i może nie przyznaliby tego głośno, tak chcieli doprowadzić ją do happy endu, robiąc z koszmaru bajkę.
CZYTASZ
Knock, knock! || Taekook
FanfictionTaehyung spotyka Jeongguka podczas eksploracji opuszczonego szpitala psychiatrycznego w Dallas. Wraz z minięciem godziny zero, zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Połączywszy wspólne siły, grupą próbują dotrwać do rana, a ich priorytetem jest wyjście...