00:23
Głośny trzask rozległ się po przestronnej sali szpitalnej. Taehyung wykonał kilka płytkich wdechów, a przy tym jego klatka piersiowa niemal stała w miejscu. Czuł jakby w jego płucach wyrastały kolczaste krzewy, które całą objętość organów zagradzały tlenowi niczym gruby mur. Był przerażony, jego świat stanął we mgle, a do uszu docierały tylko ciche szmery, niewyraźne głosy, z których nie potrafił wychwycić żadnego słowa. Nie wiedział czy mokre ścieżki na jego twarzy były tworem łez, czy zimnego potu, który oblewał całe jego ciało; drżące z bólu i strachu ciało - blade, pozbawione swego naturalnego, karmelowo-oliwkowego tonu. Jakby ktoś spuścił z niego całą melaninę. Tak jak mordercy spuszczają krew ze swych ofiar.
Inercyjnie wyginał ciało w łuk, jakoby podświadomość liczyła na to, iż będzie to ulga w bólu, jednak nie przyczyniało się to w żadnym stopniu do pomniejszenia jego cierpienia. Hoseok go nie szczędził. Wysysał z niego pot do ostatniej kropli, czerpiąc z tego żywą przyjemność. Czuł satysfakcję z widoku wijącego się w męczarniach ciała. Miał wrażenie, że się nim nakarmia, rośnie w siłę, odwagę i sieje coraz większy postrach, dzięki rejestrowaniu ranionej istoty.
Jeongguk krzyczał, szarpał Hoseokiem naprzemiennie podbiegając do umierającego Taehyunga, który już nie potrafił złapać żadnego oddechu. Potrząsał nim i mówił spokojnie, aby się nie bał, bo za chwilę wszystko będzie okej, rudzielec da mu spokój i razem z tego wyjdą, ale Hoseok odpowiadał na to szyderczym śmiechem i telepatycznie boleśniej torturował blondyna. Niczemu winnego jasnowłosego chłopaka, który chciał tylko zwiedzić opuszczone miejsce i odhaczyć je na swojej eksploracyjnej liście. Tymczasem zamiast tego wił się na ziemi, będąc o krok od śmierci, która stała nad nim i uśmiechała się do niego, wyciągając w jego stronę swoją dłoń, której ten nie mógł odtrącić, a jedyne co potrafił to powoli po nią sięgać.
„Taehyung, Taehyung, proszę, nie zostawiaj mnie!" - słowa Jeongguka odbijały się w jego głowie niczym kauczukowa piłeczka albo dzwon kościelny, który zawsze bił w centrum miasta równo o dwunastej.
„Tae, wytrzymaj..." - Jeongguk głaskał Taehyunga po głowie, próbując go tym nieco uspokoić. Miał nadzieję, że to coś da; że blondyn dzięki temu zaczerpnie tlenu.
„Yah, powiedz coś, cymbale..."
„Możesz nawet nazwać mnie brzydkim szczurem, zającem albo idiotą, ale otwórz oczy."
Ale nie otworzył, choć propozycja była kusząca.
Jego światem ogarnęła ciemność. Wszystko czuł, słyszał, ale jego ciało było martwe. Miał wrażenie, że tkwi w więzieniu, gdzie zgaszono światło, w świecie, z którego zabrano całe szczęście. Chciał unieść do Jeongguka rękę, złapać nią mocno jego ramię i powiedzieć, żeby nie odchodził za daleko, żeby z nim został i nie spisywał go na straty, jednak ta ręka była za ciężka, aby był w stanie podnieść ją ku górze. Cały był ociężały, nawet powieki, które zdawały się skleić jedna do drugiej bardzo silnym klejem.
Ale Jeonggukowi nie trzeba było mówić. I tak nie miałby gdzie pójść, więc został. Jeszcze długi czas uciskał klatkę piersiową jasnowłosego i sztucznie napełniał jego płuca nabranym przez siebie powietrzem, choć dobrze wiedział, że w ten sposób nigdy go nie wskrzesi. Przecież nie był Bogiem. Był zwykłym śmiertelnikiem, który jedyne co mógł, to tracić, tracić i tracić wszystko.
Nigdy nie przypuszczał, iż jego życie może zejść na tak brutalny tor.
Opadł bezsilnie przy martwym ciele Taehyunga i zacisnął swe dłonie w pięści tak bolesne, iż jego paliczki pobielały, a wbite w wewnętrzną stronę dłoni paznokcie przebiły poszarzałą skórę. Po raz kolejny poczuł zawód samym sobą, choć tak naprawdę nic nie działo się z jego winy. Po makabrycznej stracie ukochanych przyjaciół rozkruszył się maksymalnie, ale wciąż miał skrawek nadziei na szczęśliwe życie, jakkolwiek źle by to nie brzmiało po ujrzeniu trzech przyjaciół wiszących pod sufitem. Po prostu myślał pozytywnie i to nie tak, że chciał o wszystkim zapomnieć, bo jak by mógł? Jeongguk nigdy nie zapomni, a bolesne wspomnienia dopilnują, aby przez resztkę swojego życia czuł pustkę i żal do siebie.
Teraz, gdy wiedział, że Taehyunga już przy nim nie ma, bał się ruszać z tego pokoju. Siedział pod ścianą, obejmując ramionami przyciągnięte do klatki piersiowej kolana. Pocierał dłońmi po odzianej w ubrania skórze, ażeby podarować sobie odrobiny ciepła, bo teraz tylko tego potrzebował. Po raz kolejny marzł bez swojej kurtki, którą ponownie oddał blondynowi. I to było jedyne, co brunet mógł zrobić dla swojego ostatniego sojusznika.
- Głupi pierd... Jak mógł umrzeć? - prychnął pod nosem, opierając głowę o ścianę. Zerknął w stronę leżącego na podłodze jasnowłosego i wywrócił oczami. - Pewnie śpi i oszukuje mnie, że nie żyje.
Jakkolwiek absurdalne nie byłyby słowa Jeongguka, tak ten szczerze w nie wierzył i cierpliwie czekał na to, aż Taehyung otworzy oczy. Przecież ratował go tak długo... Niemożliwe, aby nic nie podziałało, prawda? Żartowniś, pomyślał Jeongguk.
A Taehyung podobnie do ciemnowłosego miał ochotę skulić się w kącie albo schować w dobrej kryjówce przed Hoseokiem, by ten już nigdy go nie znalazł i nie zrobił mu krzywdy. Chciał odpowiedzieć Jeonggukowi, że to on jest głupim pierdem, ale nie mógł wydusić słowa. Czuł się jakby ktoś związał mu język grubym sznurem, uniemożliwiając wypowiedzenie czegokolwiek i było to przerażające. Niemożność do niczego wprawiała go w obłęd.
Ale był tak wdzięczny Ggukowi, że jeszcze nie zostawił go samego i swoją obecnością sprawiał, że nie bał się aż tak, mając nadzieję, iż za chwilę ten koszmar się skończy i wybudzi się z tej szalonej śpiączki. Sam nie wiedział jak dobrze mógłby nazwać swój stan - sen, śpiączka, wegetacja? Wegetacja z dużym naciąganiem. Był w połowie martwy. Ale dlaczego tylko w połowie? Dlaczego może myśleć, słyszeć i czuć? Czyżby to tak wyglądała śmierć, a on po prostu doświadczając tego pierwszy raz, nie potrafił zrozumieć co się z nim dzieje?
Może po prostu naprawdę umarł, a możliwość do wszystkiego prócz jakiegokolwiek ruchu była normalna w tym stanie? Chciał brać każdą opcję pod uwagę, ale nie chciał być martwy, a więc szybko odrzucił wszystkie poprzednie spekulacyjne myśli. Trzymał się jednego - Jeongguk coś wymyśli. Przecież się nie podda, tak?
Ale prawda była niestety niezbyt litościwa dla Taehyunga, bo chłopak nawet nie domyślał się, że ten utknął między śmiercią, a życiem, a nawet jakby wiedział, nie miałby pojęcia jak miałby go z tego stanu wyciągnąć.
Tymczasem odwiedziła ich zmartwiona Rosalie, która zjawiła się im na pomoc troszkę za późno.
__________
tak średnio podoba mi się ten rozdział:'( napisała chyba cztery różne wersje i ostatecznie ta okazała się być najlepsza
CZYTASZ
Knock, knock! || Taekook
FanfictionTaehyung spotyka Jeongguka podczas eksploracji opuszczonego szpitala psychiatrycznego w Dallas. Wraz z minięciem godziny zero, zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Połączywszy wspólne siły, grupą próbują dotrwać do rana, a ich priorytetem jest wyjście...