Rozdział 23- Pójdziesz ze mną na bal?

136 6 4
                                    

***

Mój wzrok wciąż ucieka w jej stronę. Jasnobrązowy kosmyk delikatnie przysłania jej smukłą twarz. Ciemne tęczówki przesuwają się coraz niżej, a pełne, delikatnie rozwarte usta, układają się w subtelny uśmiech. Pochylam się lekko do przodu i palcami odgarniam włosy za jej niewielkie ucho. Momentalnie duże, ciemne oczy spotykają się z moim wzrokiem. Powoli zabieram rękę i dostrzegam niewielki rumieniec na jej twarzy.

- Może już wystarczy na dziś. Siedzimy tu jakieś cztery godziny.

Dziewczyna kiwa twierdząco głową i zaczyna pakować swoje książki, ja robię to samo, a następnie opuszczamy bibliotekę i ruszamy w stronę siódmego piętra. Wolnym krokiem, ramię w ramię przemierzamy opustoszały korytarz. Co jakiś czas spoglądam w jej stronę, jednak szatynka wpatrzona jest w podłogę, więc i ja kieruję tam swój wzrok. Rozwiązana sznurówka w jej bucie wzbudza u mnie niedostrzegalny uśmiech. Zatrzymuję się, kucam przed nią i wiążę na kokardkę czarne sznurowadła, a następnie wracam do marszu. W pewnym momencie czuję pociągnięcie z tyłu mej szaty. Odwracam się, gdzie znajduję całkowicie speszoną Rie.

- Coś się stało?

Pytam, a jej oczy podnoszą się i krzyżują z moimi tęczówkami. Stoimy w ciszy przez kilka minut, aż wreszcie dostrzegam w jej dłoni ściśnięte bilety na bal bożonarodzeniowy. Kieruję rękę do kieszeni, z której wyciągam dwa bilety na dokładnie tę samą imprezę. Przybliżam się w jej stronę, ciemne oczęta bacznie obserwują każdy mój ruch.

- Pójdziemy razem. Do zobaczenia jutro.

Składam na jej czole niewielki całus i odchodzę.

Kto by się spodziewał, że Severus Snape odnajdzie swoje szczęście w kwiatach, wodzie, zapachu herbaty, w magii. W niej.

***

Śmiech Melindy przerywa panującą wokół ciszę, gdy kolejny raz dostaję śniegiem w twarz. Mrużę oczy i biegiem ruszam w jej stronę. Kiedy dziewczyna orientuje się, co ją czeka jest już za późno. Szybko łapie ją za biodra, podnoszę, a następnie zarzucam na ramię jak ciężki wór. Ciemnowłosa próbuję wydostać się z moich objęć, jednak na marne, a krzyki i obelgi tylko zachęcają mnie do dalszych działań. Znajduję miejsce, gdzie śnieg zalega mi po kolana i zatapiam ją w białym puchu. Śmieję się głośno, gdy nagle tracę równowagę i ląduję na własnej dziewczynie.

- Kretynie!

Wrzask wymierzony prosto w moje ucho powoduje szkody w słuchu jednak olewam to, i choć zapadam się w śniegu, podnoszę się lekko, tak aby widzieć jej twarz.

- Mówiłaś coś?

- Nienawidzę Cię!

Nie mogę znieść kolejnych krzyków, więc aby ją uciszyć wpijam się w jej usta. Całuję ją po raz pierwszy od dawna. Z początku niechętnie oddaje pieszczotę, jednak po chwili jej lodowate dłonie znajdują miejsce na mojej odsłoniętej szyi. I choć przez mój kręgosłup przechodzi dreszcz kontynuuję. Dopiero kiedy brakuje nam tchu odrywamy się od siebie. Jej policzki pokryte są czerwienią. Nie do końca mam pewność czy jest to spowodowane ujemną temperaturą czy naszym pocałunkiem, jednak muszę przyznać, że wygląda cholernie uroczo. Jest wszystkim czego potrzebuję.

- Pójdziesz ze mną na bal bożonarodzeniowy?

Pytam nagle, przez co moje serce zamiera. Wciąż nie wiem jak Mel po tym wszystkim zareaguje. Jej uczucia wciąż są zranione, ale nie daje tego po sobie poznać.

- Myślałam, że już nigdy nie spytasz.

***
A o to kolejny rodział! Mam nadzieję, że wam się spodoba!

Wszystko potoczyło się inaczej - Huncwoci Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz