Rozdział 31- Pierwsza/ostatnia miłość.

56 5 0
                                    

***
To nie tak, że się stresuję. Ich ślub będzie najpiękniejszym wspomnieniem, ponieważ ich szczęście to także moje szczęście, w końcu stanowimy rodzinę, mimo że nie łączą nas więzy krwi. To niemal absurdalne, że właśnie dziś Potter i Evans staną przed ołtarzem i złożą przysięgi, które łączyć będą ich już do śmierci. Gdybym tylko miał okazję złożyć taką obietnicę księżniczce. Melinda Black. To brzmi tak.. tak nierealnie.
Wzdycham ciężko i poprawiam bordowy krawat po raz ostatni. Nawet nie wiem dlaczego wybrali taki kolor, ale nie chciałem się z nimi kłócić na dzień przed ślubem. Po chwili wychodzę na korytarz, gdzie spotykam Remusa, również ubranego w czarny garnitur. Przez moment przyglądam się jego wymęczonej twarzy. Pomimo upływu dni, zarówno ja, jak i on nie możemy przyzwyczaić się do nowego wyglądu chłopaka. Głęboka blizna przechodząca przez pół jego twarzy wciąż nie do końca została wyleczona. Jego oczy straciły dawny blask, przez co nieraz miewam wrażenie że po części to moja wina, że wygląd przyjaciela uległ zmianie.
- James Cię szuka od dziesięciu minut - przyjmuję jego słowa w ciszy. Kiwam twierdząco głową, na znak otrzymania informacji, a on pozostawia mnie samego.
Czy wraz z ich ślubem i jej odejściem zostanę całkowicie sam? Czy każdy rozejdzie się w swoją stronę? Ale przecież jesteśmy rodziną. Znaczy.. byliśmy nią do dnia, w którym nie zniknęła.
Niepewnie wchodzę do pokoju, gdzie Rogacz przygotowuję się do swojego najważniejszego dnia. Potter przerażony wizją małżeństwa wzbudza we mnie śmiech.
- Gdzie się szlajasz, do cholery?! I co niby Cię tak bawi?!
Nie sądziłem, że zobaczę go kiedyś tak zdenerwowanego. Pytanie o obrączki wcale mnie nie dziwi, bo jeszcze niedawno zapomniałbym o tak prostej rzeczy jak obrączki. Dziś pokazuje mu niewielkie pudełko, gdzie ulokowane zostały pierścionki, a rówieśnik, widząc je oddycha z ulgą.
- James - podchodzę w jego stronę i kładę dłonie na jego ramionach.
- Nie sądziłem, że kiedyś do tego dojdzie, bo..
- Bo jesteś totalnym kretynem? - wchodzi mi w słowo, a na dźwięk tej nazwy moje mięśnie spinają się.
Tylko ona może mnie tak nazywać i wiem, że już nigdy nie usłyszę tego z jej ust. Czuję naraz zbyt wiele emocji, aby móc je opisać, dlatego pomimo drżenia głosu kontynuuję.
- Bo nikt nie wierzył, że kiedykolwiek wydorośleję, ale wszystko się zmieniło i.. I nie masz się czego bać, James. Kto jak kto, ale Lily zdecydowała się zostać Potter'em, więc podejdź do tego dnia ze spokojem. Ona nieświadomie pokochała Cię od pierwszego wejrzenia. Chyba wiesz, że Cię nie opuści, prawda?
- Możesz mi coś obiecać? - chłopak spogląda w moje oczy, tak prawdziwie, chyba po raz pierwszy od początku naszej znajomości, przez co zaczynam się niepokoić. Kiwam twierdząco głową.
- Tak jak ja, zachowaj spokój. Nie lubię w Tobie tej zmiany, ale pozostań milczący i stój przy moim boku. Potrzebuję Cię stary, okej?
Nie wiem dlaczego, ale brzmi mi to na pożegnanie.
- Jasne łosiu - przybieram fałszywy uśmiech, a w brązowych oczach chłopaka dostrzegam ulgę.

***

Widzę jego lekko trzęsące się dłonie, dlatego kładę swoje palce na jego ramieniu. Musi wiedzieć, że jestem tuż obok i nie ma się czego bać, co skutkuje głębokim wdechem Potter'a i nastaniem spokoju w jego wnętrzu.
Wraz z muzyką następuje wejście panny młodej. Rudowłosa ubrana w skromną, prostą, białą sukienkę z uśmiechem kroczy ku Potter'owi w towarzystwie ojca. Nie sądziłem, że jej widok wywoła u mnie taką radość. Do samego końca ich marszu obserwuję Evans, ponieważ dziś barwy Gryffindor'u zamieniła na biel. Wygląda olśniewająco. Dopiero później dostrzegam czerń grzywki oraz włosów sięgających ramion połączoną z bordowym kolorem sukienki. Delikatny uśmiech przyozdabia jej bladą twarz, a kiedy moje spojrzenie krzyżuje się z gorzką czekoladą jej oczu zaczynam rozumieć.
Kolejne wcielenie Melindy Gordon uderza w mnie z niesamowitą siłą. Czuję, że tracę oddech, zaciskam dłonie w pięści i już jestem gotowy do ucieczki, gdy w mojej głowie rozbrzmiewa głos przyjaciela.
Nie lubię w Tobie tej zmiany, ale pozostań milczący i stój przy moim boku. Potrzebuję Cię stary, okej?
Dla niego mógłbym oddać nawet życie, dlatego pozostaję milczący, uspokajam się. Z uśmiechem podaję mu obrączki i obserwuję, jak składają sobie przysięgi, gdy nagle widzę przed oczami tamten wieczór.
Odbicie lustra ukazuje mi mnie, ponownie z długimi włosami, uśmiecham się. Nagle moje oczy zostają zasłonięte przez blade, niewielkie dłonie. Mówię coś do osoby za mną, a postać wyłaniająca się zza mojej sylwetki nie dziwi mnie. Mel uśmiecha się od ucha do ucha, na jej palcu połyskuje niewielki pierścionek. Spoglądam na moją dłoń, gdzie znajduję niemal identyczną obrączkę.
Powstrzymuję łzy cisnące się do moich oczu i obserwuję dalszą część ceremonii. Wszystko kończy się wraz z ich pocałunkiem. Brawa ze strony gości towarzyszą nam w drodze do wyjścia. Idę z nią ramię w ramię, ale nie mam odwagi spojrzeć w jej stronę. Nie chcę nawet tego robić.
Ona pierwsza składa im gratulacje, ja postanowiłem poczekać na sam koniec, co przy dość skromnej liczbie gości nie zajmuje zbyt dużo czasu. Przytulam ich do siebie, mówiąc jakieś totalne głupoty, jak to ja, ale na odchodne słyszę szept Potter'a.
- Wszystko Ci później wyjaśnię.
I tak ja powiedział, tak zrobił. Wytłumaczył, że zna mnie jak mało kto i zwyczajnie martwił się, że coś popsuję, gdy dowiem się prawdy. A ja zwyczajnie zrozumiałem jego obawy. Gdybym wiedział rozpieprzyłbym całą ceremonię oraz życie Lily i James'a.
- Nie gniewasz się?
- O co? Potter nie denerwuj mnie i wracaj do swojej żony.
Rozkazuję, a on spełnia moje słowa. Kilka sekund później widzę ich razem. Tak oto zostaje sam pośród znajomych twarzy. Nie wiem dlaczego, ale gdy dostrzegam Mel rozmawiającą z Lunatykiem na drugim końcu sali podchodzę do nich.
- Mogę Cię prosić do tańca? - pytam spokojnie, a ona przyjmuję moją dłoń.
Czując jej ciepło przy sobie i widząc jej pozornie szczęśliwe tęczówki wracam do czasów, gdzie wszystko wydawało się proste. Tańczymy do tej wolnej, jakże smutnej piosenki nie bacząc na otaczający nas świat. Nawet nie wiem kiedy łzy wydostają się z moich oczu, na jej skórze również widzę świecące ślady. Spokojnie pochylam się w jej stronę i subtelnie muskam jej wargi. Chyba nigdy jej tak nie całowałem. Po kilku czułościach oddalam się od niej i słyszę jej szept.
- Nie powinieneś mnie całować.
- Powinienem całować tylko ciebie. Należę do ciebie - dostrzegam zaniepokojone spojrzenie Rogacza.
- Jesteś moją pierwszą i ostatnią miłością.
***

Wszystko potoczyło się inaczej - Huncwoci Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz