3. Ewa

1.2K 133 23
                                    

   Postanowiłam, że chociaż w poniedziałek będę punktualna, przecież odpoczywałam przez tyle dni. Co z tego, skoro nawet nie usłyszałam budzika w telefonie leżącym obok mojej głowy? Dopiero Robert zwlókł się ze swojego posłania w pokoju obok po którymś z kolei powtórzeniu irytującej melodyjki.

   — Weź wreszcie stań, bo głowa mi pęknie — mruknął zrzędliwie, potrząsając mną za ramię. — Chyba po raz piąty włącza ci się drzemka.

   Grypa żołądkowa sponiewierała go chyba bardziej niż mnie i wciąż jeszcze nie był w pełni zdrowy. Miał podkrążone oczy, a zapadnięte policzki, spowodowane brakiem jedzenia przez ostatnie dni, nie nosiły ani śladu rumieńców. Mimo to musiał dziś iść do pracy na drugą zmianę, tymczasem przeze mnie nie mógł nawet choć trochę odespać. Zrobiło mi się głupio.

   — Teraz już będę jak mysz pod miotłą, wracaj do łóżka — zapewniłam. Poczłapał boso do swojej sypialni, trzaskając na koniec drzwiami. Nie miałam mu za złe jego grubiańskiego zachowania, też byłabym poirytowana w takiej sytuacji. Robert i tak miał dla mnie dużo cierpliwości — od zawsze.

   W zasadzie, ten starszy ode mnie o piętnaście lat lekarz medycyny sądowej był dla mnie jak ojciec. Poznał moją rodzicielkę, kiedy miałam jakieś pięć lat, namówił tego szalonego lekkoducha na ślub i zajął się mną, kiedy — a to ci zaskoczenie — wiatr wywiał ją za granicę, przeszczęśliwą, że może pozbyć się balastu, którym byłam. Od razu poruszył niebo i ziemię, by zostać najpierw moją rodziną zastępczą, a później adopcyjnym tatą, i wreszcie zrozumiałam, jak to jest być kochanym dzieckiem. Ot, gorzka ironia losu — nie pokazał mi miłości biologiczny ojciec, którego nazwiska nie znała chyba nawet szanowna rodzicielka, nie dała mi jej matka, a dopiero jej kochanek i jego rodzice, którzy perfekcyjnie weszli w rolę moich dziadków.

   W zamyśleniu zjadłam kilka sucharów, popiłam kawą, ubrałam się i wyszłam z domu. Udało mi się wbiec do szkoły równo z dzwonkiem, tak że w drzwiach spotkałam się ze wchodzącym jako ostatni Michaiłem. Posłałam mu uśmiech, lecz uciekł wzrokiem — chciałam go zagadać, ale Daria, moja przyjaciółka, pociągnęła mnie za rękę, prowadząc do ostatniej ławki. 

   — Gabi i Hania nabijały się z ciebie w czwartek, że zatraciłaś się z naszym ukraińskim księciem — szepnęła mi na ucho. Oblałam się rumieńcem, ale zaraz uśmiechnęłam pod nosem. W jakimś sensie, to była prawda.

   — Co te idiotki znów wymyśliły? — zerknęłam na dziewczyny, o których rozmawiałyśmy. Pulchna brunetka bawiła się telefonem, a wysoka blondynka, wiecznie wymalowana i ubrana w kusą spódniczkę oraz bluzeczkę z niestosownym dekoltem, przeglądała się w lusterku swojej puderniczki.

   — No wiesz, wyszłaś za nim i oboje zerwaliście się z lekcji, a następnego dnia was nie było. — Daria niby tylko relacjonowała mi sytuację, ale tak naprawdę czułam, że czekała na wyjaśnienia. 

   — W zasadzie, to poszliśmy do mnie. — Postanowiłam dolać oliwy do ognia i uśmiechnęłam się marzycielsko. Dziewczyna wybałuszyła oczy.

   — Co ty gadasz? — wypaliła nieco za głośno, czym sprowadziła na nas uwagę pani Górnej, starej matematyczki.

   — Jak chcecie porozmawiać, możecie wyjść — zganiła nas kobieta, spoglądając surowo znad okularów. — Oczywiście w zamian za nieusprawiedliwioną nieobecność i jedynkę z aktywności.

   — Przepraszam — mruknęłyśmy jak jeden mąż. Widziałam, że ciekawość Darię rozpiera, ale obie nie byłyśmy z matematyki zbyt dobre i nie mogłyśmy sobie pozwolić na to, by podpaść bardziej. W trakcie lekcji kilka razy chciałam zwrócić na siebie uwagę Michaiła, lecz nawet na mnie nie spojrzał. Rozwiązywał zadania, a później znudzony wpatrywał się w okno. Refleksy późnojesiennego słońca padały na jego twarz, podkreślając ostre rysy i tańcząc w smutnych oczach o nieoczywistym kolorze.

Szron we włosach ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz