13. Ewa

790 100 25
                                    

   Próba uniknięcia zderzenia z potężnym zwierzęciem okazała się złym pomysłem. Niewiele mogłam zrobić — tylko patrzeć, jak w zwolnionum tempie zbliżamy się do miejsca, w którym pod pokrywą śnieżną poziom gruntu spada bardzo gwałtownie w dół, ustępując miejsca zamarzniętej wodzie. W ostatniej chwili przypomniałam sobie słowa Roberta, według którego otwarcie drzwi w samochodzie pod wodą graniczy z cudem, więc zrobiłam to, nim znaleźliśmy się pod powierzchnią. Podczas gdy auto zapadało się z głośnym chlupotem coraz głębiej, ja wypłynęłam i rozejrzałam się po powierzchni, zdejmując obciążające mnie, przemoczone okrycie wierzchnie.

   — Misza! — zawołałam naiwnie, choć przecież doskonale wiedziałam, gdzie jest i że mnie nie słyszy, ani mi nie odpowie. Po samochodzie pozostały tylko umykające bąbelki powietrza; w tym miejscu staw musiał mieć już ze cztery metry głębokości. Dziadek jeździł tu czasem na ryby.

   Adrenalina rozgrzewała mnie od środka. Podpłynęłam do miejsca, gdzie powinien znajdować się samochód, a ostre krawędzie pływających kawałów lodu boleśnie obijały mi się o żebra. Jeszcze raz zawołałam, mając nadzieję, że sam się za chwilę wynurzy, jednak cisza uświadomiła mi, że jestem jego jedyną szansą. Zanurkowałam.

   Nie widziałam praktycznie nic. Panikowałam, że go nie odnajdę w tej toni, jednak po chwili natrafiłam ręką na kształt, który okazał się naszym wozem. Szarpnęłam za klamkę i otworzyłam drzwi kierowcy — jako że do środka napłynęła woda, nie sprawiało to już takiego problemu — i wymacałam siedzenie oraz wciąż trochę ciepły, ludzki kształt.

   Michaił chwycił mnie za nadgarstek, co oznaczało, że wciąż jest przytomny. Znajdował się pod wodą już dobrą minutę, może więcej: musiałam działać szybko, bo w każdej chwili mogło zabraknąć mu tchu.

   Woda była tak brudna i ciemna, że działałam jak ślepiec. Dotyk podpowiedział mi, że chłopak wciąż jest zapięty pasem, jednak zgrabiałe dłonie nie mogły sobie poradzić z jego odpięciem. Wydawało mi się, że byłam pod wodą już wieczność, chociaż wszystko trwało zaledwie kilkadziesiąt sekund.

   Właściwie, niewiele brakowało, a wynurzyłabym się zrezygnowana, i pewnie nie miałabym kolejnej szansy zanurkować. Już myślałam, że albo umrę tam razem z nim, albo będę zmuszona uciec i poradzić sobie jakoś ze swoim sumieniem, gdy ponownie pomogło mi wspomnienie słów Roberta.

   — Pas zazwyczaj ratuje życie — tłumaczył mi kiedyś. — Ale czasem ważne jest, aby umieć szybko się go pozbyć, na przykład podczas pożaru. — Mówiąc to, włożył nóż do schowka obok zapalniczki.

   Błyskawicznie wymacałam odpowiednie miejsce i wyjęłam niewielkie, lecz bardzo ostre narzędzie, które bez problemu poradziło sobie z pasem. Michaił, najwyraźniej wciąż przytomny, wysunął się z samochodu. Chwyciłam go mocno za rękę i pociągnęłam za sobą ku powierzchni.

   Światło było tak jaskrawe, że zmrużyłam powieki, oślepiona. Najpierw pomogłam jemu wydostać się na brzeg, a później sama, ślizgając się po gliniastej, oszronionej krawędzi, wyczołgałam się z wody i padłam obok chłopaka w śnieg, wykończona. Dopiero teraz poczułam, że zamarzam od środka i zaczęłam trząść się z zimna. Słyszałam, jak tuż obok Michaił przekręca się na bok i wymiotuje, lecz nie byłam w stanie zareagować. Na szczęście, odgłos zatrzymywanego samochodu gdzieś w tle, zwiastował, że jesteśmy uratowani.

   — Co wy, do cholery, robicie? Dziewczyno, gdzie ty masz kurtkę?! — wykrzyknął mężczyzna koło czterdziestki, wysiadając ze swojej terenówki.

   — Samochód wpadł do stawu — wyjaśnił ochryple chłopak, gdyż ja nie byłam w stanie wydusić słowa. — Czy mógłby nam pan pomóc?

Szron we włosach ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz