14. Michaił

782 95 15
                                    

   Wyglądało na to, że znów byłem samotny. Różańska wypisała się na własne żądanie i już do końca swojego pobytu w szpitalu nie odezwała się ani słowem, a jedynym jej pożegnaniem było smutne spojrzenie, rzucone na odchodne przez ramię. Mnie przeniesiono na salę obserwacji, gdyż lekarz postanowił pozostawić mnie na noc w szpitalu, aby sprawdzić, czy nie rozwinie się zachłystowe zapalenie płuc.

   Ledwo położyłem się w przydzielonym mi łóżku, a przez drzwi bez pukania wpadł tata. Poczerwieniałe oczy i zaciśnięte z emocji wargi nie zwiastowały nic dobrego.

   — Jesteś cały? — zapytał, a ja skinąłem głową, nie wiedząc, co mógłbym mu w takiej sytuacji powiedzieć. — Dlaczego nam to robisz? — dodał cicho, z żalem.

   — To był wypadek — wydusiłem tylko.

   — Wiem przecież, że wypadek. Jak matka usłyszała to słowo, mało nie przeniosła się na tamten świat. Teraz siedzi w holu i płacze, nie była nawet w stanue przyjść tutaj do ciebie. Wszystko do niej wróciło.

   — Przecież nie zrobiłem wam tego na złość. — Przewróciłem oczyma, jakby irytowały mnie ich przesadne emocje. W rzeczywistości doskonale rozumiałem swoich rodziców, a cholerne wyrzuty sumienia wwiercały mi się w mózg, nie pozwalając myśleć.

   — Tu są twoje rzeczy. Przyjadę po ciebie jutro — jego głos nadal był cichy i, wydawałoby się, spokojny, ale rzucił torbą ze złością, odwrócił się na pięcie i otworzył drzwi. Nim je zatrzasnął za sobą, usłyszałem chlipnięcie, oznaczające płacz, którego pewnie się wstydził.

   Nie tak to wszystko miało wyglądać. Nastawiałem się na miły dzień, spędzony u boku najpiękniejszej dziewczyny, jaką znałem, i jej rodziny, a skończyło się rozstaniem i po raz kolejny napytaniem zmartwień rodzicom. Nikogo nie mogłem obwiniać o ten stan rzeczy, tylko siebie. Sam jeden doprowadziłem do tego, nie umiejąc się powstrzymać przed wypiciem tego zasranego drinka. Chciało mi się wyć, a jedyne, co mogłem zrobić, to położyć się na łóżku i wpatrywać bezmyślnie w bielony sufit.

    Po raz kolejny komplikowałem wszystkim życie. Urodziłem się chyba tylko po to, żeby dawać bliskim w kość. Krzywdziłem swoich rodziców, w relację z Różańską też wszedłem chyba tylko po to, żebyśmy obydwoje na końcu cierpieli. Nie robiłem tego specjalnie, ale bolało i tak — a może tym bardziej bolało. 

   Znałem rozwiązanie tej sytuacji. Co prawda, po raz kolejny sprawiłbym wszystkim ból, ale tylko jeden, ostatni raz... Marzyłem o tym, żeby nie czuć nic, myślałem nad zrobieniem tego już od roku. Jeden sprawny ruch kawałkiem rozbitej szklanki, a może dwa opakowania tabletek przeciwbólowych, połknięte za jednym razem, i byłbym wolny. Wciąż jednak brakowało mi odwagi.

   Teraz chyba jednak czara goryczy się przelała. Mój wzrok padł na przyniesioną przez ojca torbę. P

Usiadłem na łóżku, by wygrzebać z niej czarną kosmetyczkę, w której zawsze miałem schowane ze dwie jednorazowe maszynki do golenia. Wydobyłem jedną z nich, odpakowałem z folii, po czym z całej siły uderzyłem w metalowy kant łóżka. Plastikowy bok rozsypał się w drobny mak, a ja ostrożnie wyłamałem jedno z ostrzy.

   Trzymając je w prawej dłoni, przyjrzałem się lewemu nadgarstkowi. Wiedziałem, że trzeba ciąć wzdłuż, nie w poprzek, aby uszkodzić jak najdłuższy odcinek żyły, biegnącej tuż pod skórą. Ręce mi drżały, a obraz przed oczyma przysłoniły łzy. Nie mogłem się zdecydować — wiedziałem, że bardzo chcę to zrobić, ale wykonanie ostatecznego kroku było cholernie trudne.

    Mówią, że samobójcy to słabi tchórze, tymczasem wymagało to tyle siły i odwagi.

   Pogrążony w żałobie nad samym sobą, nawet nie usłyszałem pukania, ani skrzypnięcia otwieranych drzwi. Wciąż zbliżałem błyszczące ostrze do swojej skóry, będąc już zdecydowanym, aby przeciąć to, co pod nią. Dopiero jej głos sprawił, że wyprostowałem się gwałtownie, upuszczając cenny w tamtej chwili przedmiot na podłogę.

Szron we włosach ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz