Dzień 5 (cz. czwarta)

543 31 6
                                        

Zegar wybił 21:30, młody chłopak stał przed szpitalem i wypatrywał czy nigdzie nie widać jego ojca. Matthew biegł zgrzany prosto z lotniska nie zważając na nic. Nie wziął nawet kurtki, a w tej części Kanady pogoda nie była tak piękna jak w Polsce. Jeszcze jakby tego było mało w nocy nie było tak ciepło jak za dnia a z nieba leciały drobne kropelki deszczu. Chłopak wpadł na  syna przewracając go i siebie zarazem. Szybko podniósł się i wziął chłopca na ręce.
-Nic ci nie jest Alfred?-Williams spojrzał na młodszego który zaprzeczył głową. Wyjaśniając zaistniałą sytuację mogę powiedzieć że Matthew Williams, personifikacja Kanady(jakby ktoś o tym zapomniał ;-;), posiada trójkę wychowanków, a mianowicie podając ich według wieku Laurę Carl, Alfreda oraz Francis. Dwójka dziewcząt oraz jeden chłopiec, wszystcy o nazwisku Williams. Dziecko zaprowadziło Kanadyjczyka do odpowiedniej sali w której leżała mała Francis, a obok niej siedziała na krześle Laura. 
                                        ~•~
Spokojne piątkowe popołudnie... Laura siedziała spokojnie przed komputerem pisząc z przyjaciółmi na Messengerze (chyba tak to się pisze). Dwójka jej rodzeństwa siedziała u siebie w pokoju robiąc coś, o czym starszą dziewczyna nie wiedziała. Nagle rozległ się huk a następnie głucha cisza. Dziewczyna zaniepokojona tym postanowiła sprawdzić co się stało. Gdy otworzyła drzwi od pokoju Francis i Alfreda z dość widocznym przerażeniem na twarzy wbiegła do pomieszczenia i uklękła przy leżącej na ziemi dziewczynce. Obok stał jej brat, cały zapłakany. Na pytanie co się stało zaczął cicho opowiadać.
-B-bo my bawiliśmy się... W-w skakanie z łóżka...-chłopiec przełknął ślinę i zamknął oczy z których poleciało kilka łez. Dziewczyna spojrzała na zdradzieckie dwupiętrowe łóżko i przeklęła cicho. Po dwudziestu minutach nieprzytomną dziewczynkę zabrało pogotowię a Carl bezzwłocznie skontaktowała się z opiekunem.
                                        ~•~
-Na szczęście dziewczynce nic nie jest...-Matthew stał naprzeciwko lekarza.-Skączyło się na kilku stłuczeniach i utracie nieprzytomności, jutro będzie mogła opuścić szpital-mężczyzna uśmiechnął się do personifikacji i odszedł do swojego gabinetu.
____________________________________
Haha... Ten rozdział jest taki nieudany i krótki... Więc... Macie tu jeszcze coś:
____________________________________
Bonus~
Toris stał oparty o ścianę jasnożółtego bloku. To nie pierwszy raz kiedy musiał tak długo czekać na przyjaciela. Prawdę mówiąc musiał tak czekać za każdym razem kiedy mieli się spotkać.  W końcu Polak pojawił się i mogli razem iść obmówić to, co planowali już od dawna. Szli spokojnym krokiem nie śpiesząc się. Żółte, pomarańczowe i czerwone liście wirowały dookoła nich igrając z lekkim, jesiennym wiaterkiem. Chłopacy kierowali swoje kroki do pewnej małej kawiarenki, w której pracował ludzki przyjaciel Feliksa, Teofil. Zawsze tam chodzili jak mieli jakieś ważne tematy do rozmowy. Słońce świeciło jasno i dawało dużo ciepła przez co jesienny spacer stawał się coraz bardziej przyjemny. Po około dwudziestu minutach powolnego marszu dotarli do pięknej kamieniczki. Była ona ceglana a nad drewnianymi drzwiami wisiał szyld obwieszczający przechodniom że mogą tu wypić ciepły napój i skosztować domowych wypieków. Laurinatis i Łukasiewicz otworzyli drzwi z uśmiechami na twarzach. Ich wejście obwieściła dość głośne, melodyjne dzwonienie małego złotego dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami. Już po chwili zamówili sobie po serniku i herbacie oraz usiedli przy jednym z wielu stoliczków.
-T-toris...-Feliks spojrzał z lekką obawą na przyjaciela, a uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy.- Musimy...?
-Felek...-Toris obrzucił chłopaka nieco zdziwionym spojrzeniem-Zmieniałeś już decyzję trzy... Nie, cztery razy! Najpierw mówisz jak bardzo chciałbyś czuć się jak człowiek a potem...-spojrzał na niego wymownie.
Feliks zarumienił się uroczo.
-Dobra... Masz plan?-Toris wyciągnął z kieszeni kawałek papieru. Spojrzeli no niego oboje.
-Jutro zaczynamy o 8-55... Historią. Przyjęli nas jako wymianę szkolną, nie zapomnij o tym!-Polak kiwnął głową po czym zaśmiał się i przytulił lekko Litwina. Mimo wszystkich swoich obaw cieszył się że może spędzić ten czas jak normalny człowiek, cieszył się również że mógł spędzić ten czas z osobą tak ważną dla niego...
____________________________________
Oki... Trochę mi ulżyło, bo tamto wyżej naprawdę mi nie wyszło (tamto pierwsze). Poza tym przepraszam że taki krótki rozdział (Sumimasen🙇) ale miałam mały wypadek na rolkach i trochę trudno mi się pisze ^^ Miłego dnia/nocy/popołudnia/całej reszty życia

P.S.
Do fanów Hamiltona~
Czy tylko ja czuję się zdołowana jak słucham "Yorktown"? ;_____;

LietpolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz