Uwaga!
Rozdział zawiera nową postać, moje OC i tylko ją więc nie zdziwcie się, chodzi mi o personifikację Gdyni Orłowo
Blond włosy powiewały delikatnie na wietrze. Ich właściciel zapatrzony w morskie fale ozłocone przez zachodzące słońce wydawał się bardzo zamyślony. Siedział na jednym z kamieni tuż przy morzu. Morskie fale delikatnie podmywały jego bose stopy wywołując uśmiech na twarzy. Mimo tego, że słońce nie zachodziło od strony morza na niewielkim molo zgromadziło się wielu turystów z różnych stron świata. Słońce zasłaniane lekko przez drzewa oświecały ich wesołe twarze. Śnieżnobiałe ptactwo żerowało na ich dobroduszności zabierając im co się dało. W oddali, na północ (lub południe, sama nie wiem bo słońce jest za mną a ja orłem z geografii nie jestem ;-;) widać było Sopot oraz Gdańsk. Złote w blasku słońca żaglówki majaczyły delikatnie na horyzoncie dając niezapomniane wrażenie (któremu muszę zrobić zdjęcie). Chłopak wstał i wrócił do domu. Planował położyć się wcześniej i przyjść na wschód słońca.
~•~
Ciepło ubrany zaczął kierować się w stronę molo. Lampy świeciły jasno oświetlając pięknie pomost. Zaczął przechodzić obok białych ławeczek obserwując jakby dwa różne światy po obu swoich stronach. Z lewej widocznie ciemnawe niebo oświetlały małe niczym świetliki lampy zamontowane na molo Sopockim. Z drugiej zaś niebo w odcieniu waty cukrowej stopniowo ściemniało się ku górze. W jednym z ciemniejszych miejsc widać było sierp księżyca królujący na niebie, już za chwilę miał być zastąpiony dużą tarczą słoneczną. Kierując się w stronę najbardziej oddalonąod brzegu mijał powoli odlatujące z barierek wrony, mewy i rybitwy. Usiadł na ławce patrząc na delikatnie falujące morze. Skrzek ptactwa był dla niego najpiękniejszą muzyką. Zauwarzył w oddali statki i od razu przypomniał sobię tragedię 1 września 1939. Niemieckie okręty zbliżające się do Gdańska. Biegł wtedy plażą w stronę Sopotu, chcąc ich ostrzec. U niego był piękny wschód, a tam zaczynało się piekło. Do tych czas żałował że nie pomógł Gdańsku, chciał sprawić by Niemcy napadł na niego... Westchnął. Pomarańczowe niebo rzucało pewnego rodzaju poświatę na morze, dając malutkim falą delikatny złoty blask.Kilknaście minut potem mały krągły kształt w kolorze różowego neonu. Nagle jego telefon zaczął wibrować. Chłopak wyjął go z kieszeni i patrząc na wyłaniające się zza horyzontu coraz bardziej przybierające normalny wygląd słońce odebrał.
-Tak?-zapytał cichym głosem. Odsunął lekko telefon od ucha gdy usłyszał, jego zdaniem, zbyt głośny głos.
-No tak jakby hej!-radosny głos powitał go w słuchawce po czym Feliks bez czekania na odpowiedź kontynuował-Plany mi się zmieniły. Kołobrzeg ma tak jakby wszystkie hotele zapełnione (o ja walę, zmieniam datę na sierpień xD) i nie chcę generalnie mnie przyjąć!-krzyczał z oburzeniem Łukasiewicz.
-Dobrze-szepnął wiedząc do czego to zmierza.
-Dzięki!-Łukasiewicz rozłączył się wywołując uśmiech na twarzy cichego chłopaka. Spojrzał na pomarańczową już kulę i westchnął zrezygnowany, poznał już kilku przyjaciół starszego brata i jeśli tamci są choć odrobinę do nich podobni to nie chciał ich poznawać. Z tymi myślami wpatrywał się dalej w piękny widok morza.
____________________________________I cyk napisane! :3
Trochę tak ten no tak jakby generalnie to totalnie ten teges jakby was przepraszam że nie było tyle czasu rozdziału -/////////-
I cyk dzień po napisaniu publikuje i zaraz wyjdzie jeszcze drugi :3
CZYTASZ
Lietpol
FanfictionCzytacie to na własną odpowiedzialność Jest tu milion błędów zarówno logicznych jak i ortograficznych, a w szczególności interpunkcyjnych Jest to jednym, a w sumie dwoma słowami 'Wielki shit' :) Jest tu więcej moich prywatnych wyżaleń i przeprosin n...
