19] Kłopoty, kłopoty.

247 43 7
                                    





♛ | KŁOPOTY, KŁOPOTY.


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.






Irlandia pachniała krową albo kozą z dodatkiem aromatu piwa chmielowego. Ciężko się było zdecydować.

Tak przynajmniej uważał Jim, który przybył tam po raz pierwszy od prawie jedenastu lat.
Było tutaj cicho i spokojnie, a zwłaszcza w zielonej okolicy, którą otaczały pola. Dobrze było się tak wyrwać z głośnego miasta do miejsca wyciszonego żyjącego w zgodzie z naturą.
Jimowi się jednak nie podobał jego kraj, a zwłaszcza teraz, gdy umysł nie dawał mu spokoju przez cały czas i ciągle chciał coś robić, a londyński hałas zawsze mu pomagał to zagłuszyć.
Miejsce to dawało też mu niemiłe uczucie w klatce piersiowej. Po minięciu znajomego drzewa, na którym był kiedyś domek należący do jego sąsiadów, niewidzialna dłoń chwyciła go za gardło, a zaraz potem za serce i skręciła lekko wnętrzności. Nie podobało mu się to uczucie. Nie było mu znajome od długiego czasu, a teraz uznawane było przez Irlandczyka za słabość.
A on nie miał słabości. Żadnych. No, może czasami był strasznie impulsywny i często zmieniał zdanie. Rujnował sobie przez to wiele planów. Tak czy siak, to było niedopuszczalne i nieprzyjemne.

Założył koszulę, aby wyglądać na nadzianego, ale nie aż tak i był gotowy na przedstawienie.
Jimowi naprawdę bardzo zależało, żeby był właścicielem ziemi nielegalnie. Nie wiedział dokładnie czemu, a brak wiedzy nie był czymś znajomym dla jego osoby.
Odpowiedź leżała głęboko w jego  sercu, a on nie zagłębiał się w te miejsca. Unikał swoich emocji jak ognia. Chciał w sposób symboliczny chociaż pozbyć się tego, co nękało go przez tyle lat w chory sposób. Nic go nie mogło powstrzymać. A musiał zrobić to wszystko sam, bez Sebastiana u boku.

"Dasz sobie radę sam. Nawet zrobisz lepszą robotę niż z nim, nikt ci nie będzie przeszkadzał" mówił sam do siebie, nie używając ust.

Grupa, z którą miał się spotkać, była zbiorem mniejszych gangsterów, którzy załatwiali różne papiery dla klientów. Byli nawet w stanie przypisać komuś osobę na własność. Oczywiście Jim mógł to wszystko załatwić sobie sam, ale chciał poprosić o to kogoś trzeciego dla efektu i własnej satysfakcji. Oni mieli możliwość załatwienia mu tego wszystkiego legalnie, co było u Jima światełkiem w tunelu. Właśnie o to mu chodziło, to był jego cel. Motywowało go zdjęcie ojca, który leżał w swoim starym łóżku, w stanie głębokiej śpiączki.

Miejsce, do którego się udał było opuszczoną fabryką gwoździ położną niedaleko małego jeziorka. Z wiadomych przyczyn usadowiona była daleko od reszty mieszkańców. Gdy Jim wraz z torbą pełną pieniędzy przechodził do wejścia, które było stalowymi drzwiami przyozdobionymi rdzą, musiał uważać jak chodzi, bo wszędzie walały się małe metale. 

Wiedział dokładnie, na co się pisze. Mężczyźni mogli zabrać jego pieniądze i uciec, nawet nie wręczając mu papierów. Jednak czy go to obchodziło? Skąd. Instynkt szaleńca, który nie bał się ani śmierci, ani bólu powiedział mu, że dokumenty są jedyną rzeczą wartą poświęcenia. To była jego chwilowa dystrakcja, która niedługo niestety miała dobiec. 

Wszedł do środka. Przed nim rozciągała się wielka przestrzeń, gdzie umieszczone były stare maszyny. Właściwie to nie wiadomo było, dlaczego została zamknięta. Jedni mówili, że była nawiedzona, a inni, że po prostu skończyły się środki, żeby ją dalej prowadzić. Jeżeli duchy rzeczywiście istniały i wybrały sobie akurat to miejsce na hotel, zapewne podszeptywałyby gangsterom stojącym na samym środku hali, żeby uciekali, bo ich nowoprzybyły klient nie był osobą, za którą się podaje. 

Było ich pięciu, a każdy uzbrojony. Irlandczyk jednak z pewnością siebie godną Jamesa Bonda podszedł do uzbrojonych osiłków, na których musiał patrzeć z dołu przez swój niski wzrost. Oni mieli po metr osiemdziesiąt (nawet dziewięćdziesiąt), a on ledwo wychodził spoza równego metr siedemdziesiąt. Warto wspomnieć było także o mięśniach, które były godne podziwu. Widział takie jedynie u Sebastiana. Tylko że oni byli głównie łysi i nieprzyjemni dla oka. Jeden z nich zaś trzymał w dłoni dokument, na czego widok Jim uśmiechnął się lekko.

— Cześć, chłopcy — przywitał się, rzucając przed siebie torbę z pieniędzmi. — Przygotowaliście się, jakbym miał wpaść ze stadem snajperów.

— To tak dla pewności. Masz pieniądze?

Mężczyzna pokazał mu torbę, którą rzucił. Jeden z łysych łypnął na niego wzrokiem i pochylił się, ostrożnie ją otwierając. W środku były pieniądze. Tak, jak obiecał. 

— Teraz dokument. Szybciutko, raz raz! — Jim wyciągnął dłoń. 

Osiłek trzymający dokument wymienił spojrzenie wraz ze swoimi towarzyszami, a następnie podał mu obiecany zakup. Irlandczyk z podekscytowaniem wziął kartki i obejrzał je. Wszystko było należyte i podane dokładnie. Podpis miał potrzebne papiery oraz pieczątkę - teraz legalnie należał do niego cały teren domu, w którym się wychowywał. Teraz został ostatni punkt jego planu, który miał zamiar wykonać, a wtedy mógł sobie odpocząć.

— Miło się robiło z państwem interesy — uśmiechnął się. — Ciao, moi drodzy!

Jednak jeden z osiłków szturchnął drugiego. Coś się nie zgadzało albo coś właśnie do nich dotarło. Cokolwiek to było, Jim przeczuł, że coś się miało teraz wydarzyć. 

— Coś nie tak? 

Wyrwano mu dokument z ręki, na co ten otworzył usta oburzony. Jeżeli mu to podrą, to się bardzo zezłości. Nie zrobili tego, ale jeden z gangsterów położył papiery na jednej z maszyn niedaleko. 

— Mówiłeś, że jak się nazywasz? — zapytał jeden z nich.

— Nathan O'Neill — odparł Jim z aktorską gracją. 

Nie wierzyli w to. 

— I mówisz, że kiedyś tu mieszkałeś, a potem przeniosłeś się do Londynu? 

— Owszem. 

— Ile masz lat?

— Dwadzieścia... Jeden. 

W końcu jeden z osiłków podszedł do niego bliżej, stając z nim twarzą w twarz. Jim zachowywał uśmieszek na twarzy. 

— Wiemy dobrze, kim jesteś — wyburczał. — Niski, Irlandczyk, mieszka w Anglii, kiedyś mieszkał tutaj, młody, zgłosił się do nas... Witaj w domu, panie Byrne. 

Moriarty parsknął, marszcząc lekko brwi. Chyba go z kimś pomylono. 

— Chwileczkę, ja nie jestem ż...

Nie zdążył odpowiedzieć. Ostatnie, co zapamiętał, to moment, gdy zobaczył stalową rurę skierowaną w jego kierunku. 


To będzie go bolało.

To będzie go bolało

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
PRETENDER ━ MORIARTY ( 1 ) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz