I.

1K 46 3
                                    

↶ ↷

Wsunęłam ręce w ciepłe rękawy płaszcza, by następnie otulić swoją szyję grubym, beżowym szalem. Uwielbiałam go. Był wykonany z niesamowicie miękkiej tkaniny dzięki czemu nie podrażniał mojej wrażliwej skóry. Ostatni raz sięgnęłam dłonią w okolice dekoltu upewniając się, że łańcuszek z wisiorkiem w kształcie złotego listka jest na swoim miejscu. Był. Wtedy już spokojnie mogłam opuścić miejsce swojej pracy pamiętając, by zamknąć za sobą drzwi. Wykonywałam tę czynność w skupieniu, więc kiedy tylko usłyszałam krzyk gdzieś za swoimi plecami mosiężny klucz wypadł z mojej dłoni upadając na betonowy chodnik pokryty niewielką ilością białego puchu z charakterystycznym brzdękiem. Moja ręka odziana w cienką, skórzaną rękawiczkę powędrowała do klatki piersiowej jakby to miało pomóc w uspokojeniu szybszego bicia serca. Powoli odwróciłam się i przebiegłam wzrokiem po okolicy. Nic prócz kilku zaparkowanych samochodów oraz oświetlających drogę latarni nie przykuło mojej uwagi. Przełknęłam głośno ślinę i wypuściłam powietrze ze świstem, po czym znów odwróciłam się przodem do drzwi podnosząc następnie upuszczoną przeze mnie chwilę temu rzecz. Dokończyłam swój obowiązek i już miałam odejść, kiedy moja twarz zderzyła się z czyjąś klatką piersiową.

- Otwieraj te jebane drzwi! - warknął chłopak w kominiarce, a ja zdążyłam jedynie dostrzec, że tuż za nim jest dwóch kolejnych wyglądających niemalże tak samo jak on. Wstrzymałam oddech będąc w totalnym szoku. Sparaliżowana strachem nie mogłam się ruszyć, dlatego jeden z nich wyrwał mi klucz  i sam je otworzył następnie wchodząc i wołając resztę. Już miałam odejść z zamiarem zatelefonowania na policję, jednak któryś pociągnął mnie do środka i zakluczył drzwi następnie chowając wytrych do kieszeni swoich niebotycznie obcisłych, czarnych dżinsów. W duchu zaczęłam się zastanawiać jakim cudem on w nich normalnie funkcjonuje, jednak szybko wróciłam na ziemię i skarciłam się za takie myśli. - Czego ode mnie chcecie? - wydukałam w końcu biorąc się na odwagę. Odsunęłam się jak najdalej od któregokolwiek z nich próbując równocześnie zapanować nad trzepoczącym jak motyle skrzydła sercem i nie spanikować.

Najwyższy z nich zrobił kilka kroków w moją stronę i popełnił błąd spoglądając mi prosto w oczy. Później, kiedy już będę mogła zgłosić na policję napad, opiszę dokładnie jego błękitne, głębokie tęczówki, które aktualnie błyszczały radośnie. Najwyraźniej rozbawiłam go swoim pytaniem, które swoją drogą nie było żartem, więc nie wiem z czego się tak cieszył. Chyba mamy zupełnie inne poczucie humoru.

Wyciągnął rękę w moją stronę i dotknął mojego policzka. Pod wpływem tego gestu zadrżałam, jednak nie cofnęłam się z prostego powodu - strach. Bałam się. Nie wiedziałam kim oni są ani czego chcą i do czego są zdolni.

- Od Ciebie niczego, jednak Twój szef wisi nam sporo kasy. - oznajmił głębokim, lekko zachrypniętym głosem, od którego miałam gęsią skórkę. Kiedy jednak dotarły do mnie jego słowa zachłysnęłam się powietrzem i zaczęłam kaszleć. Posłałam mu niemą prośbę o cofnięcie się czego posłuchał - grzeczny chłopiec. Zamknęłam oczy i wzięłam kilka wdechów.

- Weźcie pieniądze i dajcie mi spokój. To nie jest moja sprawa. - byłam pod wrażeniem jak pewny okazał się mój głos. Najwyraźniej jednak po raz kolejny powiedziałam coś niesamowicie śmiesznego, bo trójka, jak się okazuje, chłopców roześmiała się. Nawet miałam ochotę uśmiechnąć się lekko pod wpływem ich uroczych, chłopięcych śmiechów, gdyby nie fakt, że właśnie napadali na firmę mojego ojca i byli kryminalistami.

- Pyskata. Lubię takie. - odparł najniższy, który siedząc na blacie kontuaru machał wesoło nogami. To jego śmiech urzekł mnie najbardziej. Był słodki i zabawny zarazem, jednak nie zmieniało to absolutnie faktu, że byli mi obcy i prawdopodobnie byli w stanie zrobić mi krzywdę. Dlaczego tak uważam? Cóż... Chłopiec wiercący się na biurku i jednocześnie moim miejscu pracy polerował fragmentem koszulki czarnego Browninga HP. Skąd wiedziałam czym jest owa broń? Powiedzmy, że to takie moje małe, niewinne hobby. Z każdą kolejną chwilą przestawałam się bać sama nie wiem czemu. Może dlatego, że sama byłam uzbrojona i nigdy nie chodziłam bez czegoś co mogłabym wykorzystać do obrony osobistej. Jeszcze nie chce schodzić z tego świata, a ostatnie dni

pokazały mi, że te okolice nie są takie bezpieczne jak opisują w przewodnikach.

Zagryzłam dolną wargę sięgając za poły mojego płaszcza i starając się ostrożnie, bez wzbudzania podejrzeń, wyciągnąć z tylnej kieszeni spodni scyzoryk. Wyczuwałam go pod palcami, jednak wierzchnia odzież nieco krępowała moje ruchy. Sięgnęłam po raz kolejny i tym razem udało mi się złapać narzędzie. Nacisnęłam rączkę w odpowiednim miejscu dzięki czemu ostrze wysunęło się z ukrycia. 

- Mam nadzieję, że lubisz też te niebezpieczne! - wysyczałam przez zęby trzymając nóż obiema rękami na co cała trójka stanęła na równe nogi w jednej linii zaledwie kilka kroków ode mnie. Przesuwałam nim w boki będąc gotowa na atak w każdej chwili, ale nie spodziewałam się jednego.. Że jest ich więcej. W jednej chwili narzędzie zostało mi wytrącone z dłoni. Upadło z charakterystycznym odgłosem na zimne płytki, a wybawca owej trójeczki kopnął je czubkiem buta w stronę swoich kolegów, z dala ode mnie. No to jestem w dupie. Złapał mój nadgarstek wykręcając go i przyciskając mnie do swojego torsu. Pachniał jakąś drogą wodą kolońską i wanilią. Wszystko pewnie było by okej i może nawet byłabym zachwycona, gdyby nie fakt, że koleś przystawiał mi zimną lufę do skroni. Wstrzymałam oddech na co on zaśmiał się gardłowo wywołując drżenie swojej klatki piersiowej.

- Ja wolę, kiedy kobieta jest posłuszna. - wyszeptał mi do ucha muskając jego płatek swoimi wargami, a przez moje ciało przeszła kolejna porcja dreszczy. - Będziesz tak miła i nie będziesz więcej się z nami tak brzydko bawiła? Nie mieliśmy dzisiaj w planach zabijania nikogo, a już na pewno nie kobiety. - dodał, a ja pokiwałam posłusznie głową przełykając głośno ślinę. No okej, teraz znowu zaczynałam się bać.

Nagle usłyszałam coś co wydawało się być najlepszym w tej chwili. Dźwięk syren policyjnych. Uśmiechnęłam się z satysfakcją, kiedy kryminaliści zaczęli pakować kasę do torby i uciekać w popłochu przez tylnie wyjście. Już miałam odejść z radością, że jak zwykle udało mi się wyjść z sytuacji beznadziejnych w całości, kiedy niebieskooki wrócił po mnie. Przyciągnął mnie do siebie przyciskając coś do ust, a już po chwili straciłam przytomność osuwając się wprost w jego ramiona.

**

Opowiadanie okazało się zupełnie spontaniczne i w zasadzie nie miałam pojęcia o czym będzie. Po prostu usiadłam i napisałam pierwszy rozdział, co sądzicie? :D

See ya!

xoxo


Battle Wound ll 5sos & 1dOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz