VIII.

516 33 4
                                    

*Luke's POV*

- Kurwa Malik to nie jest moja wina! - warknąłem do telefonu zaciskając ręce w pięść tak mocno, że knykcie na nich bielały prześwitując przez naciągniętą skórę. Zazgrzytałem zębami przekrzywiając głowę w wyniku czego któryś z kręgów szyjnych strzelił przestawiając się w odpowiednie dla siebie miejsce. Byłem wcześniej zły? Teraz byłem kurwa wściekły. Zayn po otrzymaniu ode mnie wiadomości o moim aktualnym miejscu pobytu oraz o wydarzeniach sprzed kilku godzin, które miały miejsce w kryjówce Flynna, zaczął drzeć na mnie ryja. Nie do końca rozumiałem dlaczego zachowuje się tak nieodpowiedzialnie, ale starałem się zrozumieć, że kierowała nim troska o dobro siostry oraz kumpla. Jednak.. Powinien zrozumieć również mnie. Przynajmniej spróbować. Calum był moim najlepszym przyjacielem od zawsze i kiedy ostatnio to ja prawie wykrwawiłem się na kanapie on był przy mnie i niemalże się popłakał. Jak ja miałem się więc czuć w sytuacji, w której aktualnie się znajdowałem? Minnie powiedziała mi, że Hood zaproponował swoje życie w zamian za jej i mimo, że normalnie obwiniałbym ją za to wszystko to jakoś.. jakoś nie potrafiłem. Sam się sobie dziwiłem, bo kiedy przypomnę sobie jaki byłem w stosunku do Mins na samym początku zdaję sobie sprawę z tego, że bezpodstawnie oceniłem ją poprzez pryzmat pierwszego wrażenia, a każdy w sytuacji stresowej zachowuje się dziwnie, czyż nie?- Panna Malik obudziła się, może Pan do niej wejść. - oznajmiła pielęgniarka opuszczająca salę z numerem trzysta dwadzieścia sześć uśmiechając się do mnie sztucznie. Nigdy nie lubiłem takich miejsc i sam nieczęsto w nich bywałem, jednak sytuacja tego wymagała. Nie mogłem zabrać brunetki do domu w takim stanie. Bądź co bądź jej rany były opatrzone, ale nie profesjonalnie, a jakkolwiek, żeby tylko się nie wykrwawiła, a przecież mogło wdać się jakieś zakażenie. Wolałem zaryzykować i zabrać ją do specjalisty podając swoje prawdziwe nazwisko i modląc się, by nikt mnie nie rozpoznał. W końcu nasz gang już nie raz wisiał na murach bądź ścianach czy nawet oknach i wystawach sklepów głosząc, że jesteśmy poszukiwani i niebezpieczni i zaleca się o nie wychodzenie z domu po zmierzchu. To śmieszne. Przecież nie krzywdzimy niewinnych ludzi, a tych, którzy faktycznie na to zasługują. Jeśli będą grali fair my również będziemy grzeczni. Proste zasady.Wszedłem do sali pamiętając przed naciśnięciem na klamkę o głębokim oddechu. Mój wzrok natychmiastowo powędrował na bladą, leżącą w łóżku pod cienkim prześcieradłem dziewczynę. Wyglądała tak krucho.. Jej sine policzki przyozdobione sińcami w niektórych miejscach bądź nawet zaszytymi ranami. Pełne, lekko zaróżowiałe usta były rozchylone dzięki czemu łatwiej było jej oddychać. Długie rzęsy nieznacznie drżały, a czekoladowe, pozbawione blasku tęczówki patrzyły wprost na mnie. Również lustrowała mnie od stóp do czubka głowy. Ciemne, brązowe włosy rozpływały się po białej pościeli. Wyglądała jak Anioł. Anioł, który cierpiał na ziemi. - Długo jeszcze będziesz się tak gapić? - burknęła siląc się na cień zadziornego uśmiechu, Była wykończona. Odwzajemniłem jej gest i podszedłem bliżej siadając na krawędzi łóżka. Sięgnęła po moją dłoń i przycisnęła ją sobie do twarzy wtulając policzek w jej wnętrze. Obserwowałem jak jej powieki opadają, a w kąciku pojawia się łza. - Powiedz, że go uratowaliście. - szepnęła próbując być twardą, jednak widziałem, że w głębi duszy była roztrzęsiona, ale i przerażona. Nic dziwnego. Ten świat był dla niej nowością, a nie każdy lubił tak drastyczne zmiany. Ja sam długo nie musiałem się przyzwyczajać, ale gorzej było z Calumem i Niallem. Cal zawsze miał miękkie serce, ale w końcu wydarzyło się coś co sprawiło, że postanowił zamknąć głęboko w sobie wszystkie uczucia, jednak wraz z pojawieniem się Minnie i one znów się ukazały. Co do blondyna jednak.. Sytuacja wyglądała nieco inaczej. Horan był typowym słoneczkiem, zupełnie nie pasował do naszego otoczenia, jednak z pewnych przyczyn zmieniliśmy sposób patrzenia na niego. Wydaje się nie groźny, jednak jest prawdziwym mistrzem jeśli chodzi o zbieranie dowodów. Mógłby być świetnym prawnikiem, jednak ktoś przynależący do gangu nie ma szans na dobre stosunki z prawem. - Spokojnie. - westchnąłem nie bardzo wiedząc co mógłbym jej powiedzieć. W końcu sam nie do końca sobie radziłem z zaistniałą sytuacją. - Damy radę. Cal wróci do nas cały i zdrowy. - skinąłem głową gładząc kciukiem wierzch jej dłoni. Och jakże sam chciałbym wierzyć w swoje słowa..

*Ashton's POV*

Wychyliłem się zza rogu zachowując ostrożność, by tylko nikt nie dowiedział się o naszej obecności. Rozglądnąłem się i trzymając palec na spuście kiwnąłem głową w stronę Stylesa oraz Clifforda. Przełknąłem ślinę i policzyłem do trzech, po czym rzuciłem się biegiem w kierunku stalowych drzwi, które były naszym celem. Wiedząc, że chłopaki pilnują moje tyły wyciągnąłem scyzoryk z kieszeni i jednym ruchem pozbyłem się problemu jakim był zamek. Popchnąłem ciężką, zimną płytę, a ta z cichym skrzypnięciem odsunęła się ukazując ciemne pomieszczenie. Mimo żarówki wiszącej u sufitu, dokładnie po środku, w pokoju panował półmrok. Rzuciłem okiem dokładnie lustrując to co dane było mi zobaczyć i opuszczając ręce w dół westchnąłem. - Pusto. - syknąłem pod nosem, jednak w tej właśnie chwili gdzieś z góry usłyszeliśmy rozdzierający krzyk. Tak znajomy.. - Calum. - zauważyłem i  niewiele myśląc pobiegliśmy w tamtym kierunku. Bez zawahania kopnąłem drzwi, zza których dobiegały hałasy, po czym mierząc bronią w Flynna zacisnąłem szczękę. Widok, który mi się ukazał był przerażający. Cal wisiał na ścianie przyczepiony łańcuchami do obu nadgarstków, ale i nóg. Jego ubrania były potargane i pocięte, a wkoło czuć było woń krwi, w której był niemalże w całości skąpany. W swojej własnej krwi. Czując jak żołądek podchodzi mi pod gardło, a widok zamazuje mi się chwilowo potrząsnąłem głową. - Puszczaj go skurwielu. - warknął Michael widocznie zauważając moją chwilową niedyspozycję. Flynn nie wyglądał na zaskoczonego. Wręcz przeciwnie. Sprawiał wrażenie kogoś oczekującego nas. Wypuścił z dłoni scyzoryk, którym jeszcze przed momentem sprawiał ból mulatowi pozostawiając na jego ciele krwawe pręgi po czym roześmiał się pocierając rękami o siebie. - Miło was znów widzieć. Michael, Harold.. - przywitał się z chłopakami, by po chwili spojrzeć na mnie z błyskiem w oku i ukłonić się lekko. - Ashton. - skrzywiłem się słysząc wypowiadane przez jego perfidną gębe moje imię. Splunąłem w niego z grymasem wypisanym na twarzy. Nie wierzę, że kiedyś mogłem mieć z nim cokolwiek wspólnego. Prawda była taka, że to właśnie on wprowadził mnie do tego całego świata. To on mnie w to wciągnął, jednak to właśnie moi kumple mi pomogli otwierając mi oczy dzięki czemu zauważyłem jakim śmieciem jest Rachel. - Wiedziałem, że w końcu jednak do mnie wrócisz. - oznajmił nie odrywając ode mnie wzroku. Zupełnie nic nie robił sobie ze śledzących każdy jego krok luf pistoletów trzymanych przez nas w rękach. Jakby był pewny tego, że nie jesteśmy w stanie do niego strzelić. Żeby się kurwa nie zdziwił. - Nie schlebiaj sobie. - mruknąłem. - Przyszliśmy tylko odebrać Caluma i spadamy. Wiesz.. Mamy sporo na głowie. - wzruszyłem ramionami, na co parsknął pod nosem kręcąc głową na boki. - Ale on się nigdzie nie wybiera. - założył ręce na klatce piersiowej, po czym podszedł bliżej mnie. Wbił we mnie parę czarnych oczu zupełnie ignorując obecność pozostałej trójki. - Czyżby? - jedna z moich brwi powędrowała ku górze, na co chłopak kiwnął głową pewien swoich racji pewnie w stu procentach.- Oczywiście. Wy jesteście tutaj we trzech, a moi ludzie są w każdym zakamarku tego budynku. Nie macie szans. - przewrócił oczami okazując nam znudzenie tą sytuacją. - Mogę zrobić wszystko, a wy nie możecie zrobić nic. - wysyczał przez zaciśnięte zęby, po czym w jednej chwili sięgnął po nóż, który wcześniej upuścił, po czym jednym zamachem wbił go w brzuch ledwo przytomnego Caluma. Był tak wykończony, że nie miał już siły nawet krzyczeć, więc z jego ust wydobył się jedynie zduszony jęk. Zbladłem, jednak nie dałem się omotać i już próbując zareagować ponownie położyłem palec na spuście, ale w tym samym momencie broń została mi wytrącona z ręki. Wymieniłem zdziwione spojrzenie z chłopakami. Wzruszyli ramionami, a ja próbując odszukać wzrokiem Flynna zacząłem się rozglądać, lecz nigdzie go nie było. Podbiegłem do Cala i najostrożniej jak tylko potrafiłem, wraz z Harrym, odpięliśmy go od łańcuchów, po czym przytrzymując położyliśmy na ziemi. Zacząłem sprawdzać puls i wszystkie te inne duperele, by po chwili zacisnąć szczękę i z trudem unieść wzrok na chłopaków. Moja twarz pozbawiona była jakichkolwiek uczuć, a oczy nie wyrażały nic. Pokręciłem jedynie głową na co chłopcy zareagowali dość różnie. Harry ukrył twarz w dłoniach, a Michael uklęknął przy przyjacielu i nie próbując powstrzymać łez chwycił go za rękę ściskając mocno. Odszedłem do ściany, po czym zjechałem po niej w dół. Podciągnąłem nieco nogi i wpatrując się w ciało Hooda myślałem jedynie o tym w jakich cierpieniach zginie Flynn z moich rąk.

**

Battle Wound ll 5sos & 1dOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz