Rozdział V

1.1K 108 11
                                    

Harry wszedł do sali od transmutacji, a wzrokiem poszukiwał swojego najlepszego przyjaciela - Rona. Jednakże robił to z czystego przyzwyczajenia. Przecież w tych czasach nie ma ani Rona, ani Hermiony. Był sam i musiał sobie poradzić. Ale mimo wszystko szeroki i szczery uśmiech zawitał na jego twarzy, kiedy jego oczy ujrzały młodszego Albusa Dumbledore'a, który wpatrywał się intensywnie swoimi niebieskimi tęczówkami w Gryfona z przyszłości. Harry przez chwilę wmawiał sobie, że mu się przewidziało, gdy profesor puścił mu oczko, aż ostatecznie przestał wpatrywać się w nauczyciela jak w obrazek i usiadł do najbliższej ławki. Musiał być naprawdę mocno zadumany, skoro nie zauważył, że przy tej ławce ktoś już siedział.

– Myślałam, że zawsze siedzisz z tyłu w najciemniejszym kącie sali. Sam – oznajmiła owa osoba swoim spokojnym głosem, a Potter spojrzał na lewo. Obok niego siedziała ta sama Krukonka, z którą rozmawiał na korytarzu. Chelsea Winter. Okularnik zaczął się rozglądać po sali. Gryfoni z jego rocznika patrzyli na niego jak na idiotę. Gdyby Harry mógł czytać w cudzych myślach, usłyszałby: "dlaczego ten idiota usiadł z Krukonką? Przecież nasze miejsca są po lewej części sali."

– A któż zawitał do naszej klasy? – zapytał sympatycznie profesor Dumbledore, patrząc na zielonookiego z ciepłym uśmiechem. Harry miał dziwne wrażenie, że Albus wie, iż pochodzi on z przyszłości, ale to również mogło mu się tylko wydawać. Przecież nawet nie był do końca pewien, czy nauczyciel rzeczywiście puścił mu chwilę temu oczko. Uczniowie, którzy siedzieli przed Potterem, teraz odwrócili głowy, aby móc na niego spojrzeć. Uczniowie z boku również wlepili w niego spojrzenie, najwyraźniej czekając, aż ten zdradzi im swoje imię oraz nazwisko.

– Harry Morgan, panie profesorze – odparł Gryfon i ciągnął dalej. – Jestem tutaj nowy.

Chelsea zmarszczyła lekko brwi na słowa chłopaka. Nowy? Przecież powiedział jej, że chodzi do Hogwartu od siedmiu lat, tylko zawsze siedzi z tyłu, więc nikt go nie zauważa. Dlaczego ją okłamał? A może sobie z niej tylko żartował?

– Harry Morgan? – zapytał Dumbledore, jakby wiedział, że nie jest to prawdziwe nazwisko chłopaka. Harry przełknął nerwowo ślinę, co profesor musiał zauważyć. Spojrzał na niego sponad swoich prostokątnych okularów i uśmiechnął się lekko. – Witamy w Hogwarcie, panie Morgan – Harry nawet nie wiedział, że ma napięte mięśnie. Dowiedział się o tym dopiero wtedy, gdy wypuścił wolno powietrze i oparł się wygodniej. Jednak nie miał zbyt wiele czasu na relaks, bo zaraz dostał z łokcia od Krukonki. Potter spojrzał na nią pytająco, a ta wyglądała na urażoną.

– Okłamałeś mnie – oznajmiła cicho, gdyż Albus zaczął już prowadzić lekcję. Harry westchnął ciężko, kręcąc przy tym głową. Przy okazji zastanawiał się, dlaczego nadal tutaj siedzi? Dlaczego się nie przesiadł?

– Nie okłamałem Cię. Mówiłem Ci, że jestem nowy.

– Nie, powiedziałeś mi, że nie jesteś nowy, tylko że zawsze siedzisz z tyłu. Podejrzany jesteś, wiesz? Cały. Zjawiłeś się znikąd, nie boisz się Riddle'a, wydaje się, że najwyraźniej znasz profesora Dumbledore'a i...

– Zaraz – przerwał jej Gryfon i przeniósł wzrok na swoje dłonie, które położył na ławce. – Dlaczego mam się bać Riddle'a? – Chelsea wytrzeszczyła oczy, jakby strach przed Tomem był oczywistą oczywistością. Natomiast Potter oczekiwał od niej odpowiedzi.

– To jest bardzo zły człowiek, Harry. Bardzo. Przed nauczycielami zgrywa niewiniątko, ale chodzą plotki, że Tom studiuje czarną magię, kiedy nikt nie widzi. Dumbledore mi kiedyś powiedział, że śmierć jednej uczennicy była spowodowana właśnie przez Riddle'a. – Gryfon nie musiał się zastanawiać, że zmarłą uczennicą jest Jęcząca Marta, która w tych czasach umarła zaledwie dwa lata temu. Dopiero teraz zielonooki zaczął się mocno obawiać. Znajduje się chyba w najbardziej niebezpiecznej erze.

– Dlaczego akurat tobie Dumbledore powiedział o Marcie? – Harry ugryzł się w język, ale za późno. Chelsea już go zaczęła świdrować podejrzliwym wzrokiem.

– A ty skąd wiesz, że miała na imię Marta? Pochodziła z mojego rocznika i z mojego domu. Skoro jesteś nowy, to nie powinieneś wszystkich znać, prawda? – Potter otworzył usta, aby usprawiedliwić się jakimś kolejnym wymyślonym na poczekaniu kłamstwem, gdy wtem ktoś do sali od transmutacji wszedł. Wszyscy odwrócili się za siebie, aby spojrzeć na drzwi, w których pojawił się nikt inny jak Tom Riddle. Ślizgon obdarzył każdego ucznia nienawistnym spojrzeniem, a gdy zatrzymał się na Harrym, uśmiechnął się gorzko, jakby ugryzł cytrynę. Chelsea nieświadomie skuliła się w ławce i udawała, że zapisuje coś na pergaminie.

– Witaj, Tom. Co cię tutaj sprowadza? – Riddle podniósł wzrok na znienawidzonego nauczyciela i zmusił się na niewinny, lecz piękny uśmiech.

– Och, to nic takiego, profesorze. Dyrektor Dippet wzywa pewnego ucznia w trybie natychmiastowym – Tom nie ściągał ze swojej bladej twarzy fałszywego uśmiechu, a jego głos był spokojny, wręcz przesłodzony. Ale to właśnie tym głosem i tym uśmiechem oczarował wszystkich innych nauczycieli. Z wyjątkiem Dumbledore'a. – Myślę, że tym uczniem jest Gryfon, który nawet nie miał czelności, aby przywitać się ze swoim dyrektorem – na słowa "Gryfon", Riddle spojrzał na Harry'ego z pełną nienawiścią w oczach, ale jego uśmiech wciąż widniał na twarzy. Dumbledore patrzył na Toma surowo i dość podejrzliwie, ale po chwili pokiwał głową i poprosił Harry'ego o powstanie.

– Skoro dyrektor Dippet wydał takie polecenie, to nie mam powodów, abym mu się sprzeciwiał. Tom, czy mógłbyś zaprowadzić Harry'ego Morgana do gabinetu dyrektora? – Riddle położył dłoń na swojej klatce piersiowej i wykonał delikatny ukłon, jak na fałszywego dżentelmena przystało.

– Ależ naturalnie, panie profesorze. Obiecuję, że pan Morgan znajdzie się w dobrych dla niego rękach – i chcąc czy nie chcąc Harry musiał opuścić salę od transmutacji. Świadomość, że przez całą wędrówkę będzie mu towarzyszył największy wróg, wcale nie napajała go optymizmem. Miał nadzieję, że Tom będzie milczał, ale to, co się stało w następnej kolejności, było niespodziewane.

Riddle jednym zwinnym ruchem przycisnął Harry'ego do ściany i, o dziwo, był od Gryfona dużo silniejszy. Ślizgon wpatrywał się w Pottera intensywnie, a jego ciemne brwi były lekko zmarszczone. Nie było mowy o ucieczce. Tom przycisnął tors chłopaka ręką, a drugą trzymał się ściany. Brunet wpatrywał się w Riddle'a zamglonym wzrokiem, gdyż uderzenie o ścianę było mocne i bolesne.

– Kim ty, do diabła, jesteś? – warknął Dziedzic  Slytherina w stronę Wybrańca, a ten nie chciał dopuścić do siebie myśli, że siedemnastoletni Voldemort mógł posiadać chociażby urywki wspomnień z przyszłości. To by było przecież niemożliwe. Ale jeśli jakimś cudem okaże się to prawdą, to Harry ma poważne kłopoty. I nikt mu wtedy nie pomoże.

"Stój, wężousty" • tomarry (WSTRZYMANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz