Rozdział I/Chapter I

2.1K 96 29
                                    


W tej książce Snape, jak i Dumbledore żyją!

To był ostatni rok nauki w Hogwarcie dla Harry'ego i jego przyjaciół. Oraz jego wrogów. Od dłuższego czasu w świecie magii było pochmurno, a jego mieszkańcy wyglądali na przygnębionych i poirytowanych z nieznanych powodów. Jednak Wybraniec wiedział, dlaczego sytuacja tak wyglądała. Voldemort powrócił i to tylko kwestia czasu, kiedy uderzy w Hogwart, a następnie we wszystkich mugoli i mugolaków. Kiedy piękny świat stanie się jedynie pustką. A do tego nie mógł dopuścić. Skoro raz udało mu się pokonać Czarnego Pana, to i tym razem sobie poradzi. Musi sobie poradzić.

Chłopak siedział w Wielkiej Sali przy stole Gryffindoru. Odbywała się kolacja. I choć w pomieszczeniu panował hałas przez rozmowy uczniów, Potter ich nie słyszał.

— Harry? — głos Hermiony sprawił, że Gryfon wrócił duszą do rzeczywistości. Nawet nie zauważył, kiedy zacisnął dłoń w pięść tak mocno, że jego kostki przybrały blady, wręcz biały, odcień. Granger dotknęła ramienia okularnika.

— Tak? — Harry spojrzał pustym wzrokiem na przyjaciółkę, która przybrała zmartwioną minę.

— Znowu się zamyśliłeś. Coraz częściej Ci się to zdarza — oznajmiła spokojnie, a ten tylko pokręcił przecząco głową. Nie chciał się dzielić swoimi zmartwieniami z przyjaciółmi. Po co ma dołować jeszcze ich?

— To nic takiego. Nie martw się — odparł prawie niesłyszalnie i pomasował lekko dwoma palcami swoją charakterystyczną bliznę.

— Boli Cię? — zapytała, po czym Gryfon znów zaprzeczył ruchem głową.

— Nie, to nie to. To taki nawyk, kiedy mocno nad czymś myślę.

— Więc nad czym tak mocno myślisz, Harry? — Wybraniec przeniósł wzrok na stół Ślizgonów i znalazł nim swojego wroga-Malfoya. Wpatrywał się w niego przez chwilę, a gdy nawiązali ze sobą kontakt wzrokowy, Potter spojrzał w bok i wstał od stołu.

— Muszę porozmawiać z Dumbledorem — oznajmił tylko i pospiesznie udał się w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Hermiona zmarszczyła lekko brwi, patrząc przy tym na drzwi, którymi przed chwilą wyszedł Potter.

— A temu co znowu? — zapytał Ron, który siedział tuż obok dziewczyny. Granger nie odwróciła wzroku od drzwi, jednakże odpowiedziała na pytanie rudzielca zgodnie z prawdą.

— Nie wiem, Ron. Harry ostatnio ma naprawdę mocnego doła.

~*~

Wybraniec zastał pusty gabinet dyrektora, z czego nie był zadowolony. Spodziewał się jednak obecności swojego profesora. Musiał z nim pilnie porozmawiać. Musiał się wygadać. Czarne myśli Pottera wykańczały go coraz bardziej i tylko starzec był w stanie ukoić jego nerwy.

Harry postanowił poczekać na dyrektora. W tym celu zaczął chodzić po pomieszczeniu, patrząc przy tym na różne regały, artefakty, Tiarę Przydziału... tak jak miał to w zwyczaju.

Jednak jego największą uwagę przykuł on.

Zmieniacz czasu wisiał na skrzydle kamiennej sowy, która była postawiona na biurku dyrektora. Chłopak zmarszczył lekko brwi i podszedł do posążka. Przyjrzał się uważnie przedmiotowi. Podobny zmieniacz posiadała Hermiona. Lecz jej był dużo mniejszy. Poza tym ten wyglądał na dużo starszy.

— Bardzo ciekawy przedmiot, a jakże przy tym bardzo niebezpieczny — Harry wyprostował się gwałtownie i odwrócił za siebie głowę. Za nim stał Albus Dumbledore we własnej osobie. Myśli Wybrańca krążyły w tamtym momencie tylko wokół tego artefaktu. Dlatego też Potter musiał o niego zapytać. Gdyby tego nie zrobił, nie dałby rady zasnąć przez nienakarmioną ciekawość.

— Panie profesorze — zaczął Harry, wskazując palcem na obiekt jego zainteresowania.

— Ten zmieniacz czasu... czy on działa podobnie jak ten, który posiada Hermiona? — zapytał, a staruszek podszedł wolno do swojego ulubieńca i stanął obok niego. Wbił swoje tajemnicze spojrzenie we wcześniej wspomniany przedmiot.

— Zmieniacz czasu, który posiada panna Granger, nie jest zbyt potężny, ale również może zmienić wydarzenia z przeszłości. Jednakże ten zmieniacz, mój drogi Harry, potrafi przenieść osobę nawet o kilkadziesiąt lat do tyłu — oznajmił Dumbledore i przeniósł wzrok na zdumionego Gryfona.

Chłopak zaczął się zastanawiać, skąd dyrektor posiadał ten artefakt i dlaczego jest on w gabinecie. Dlaczego zmieniacz czasu wisi na widoku, skoro jest bardzo niebezpieczny?

Po chwili Harry rozmyślał również nad tym, czy jeżeli dałby radę cofnąć się w czasie, to udałoby mu się uratować wszystkich, którzy zginęli? Jego rodziców? Cedrica Diggory'ego? Freda Weasleya?

— Owszem, Harry. Dałbyś radę — odezwał się nagle Dumbledore, jakby czytał myśli siedemnastolatka. Harry spojrzał zdziwiony na swojego dyrektora i zacisnął usta w wąską kreskę.

— Lecz nie powinniśmy zmieniać przeszłości. Kto wie? Może świat dobiegałby ku końcowi, gdyby Diggory przeżył czy Weasley? Może nie poznałbyś panny Granger, gdyby twoi rodzice nadal żyli? Nikt tego nie wie i mam nadzieję, że twoja ciekawość nie pokona twego rozsądku i nie będziesz próbował zmienić dawnych wydarzeń. — Albus przybliżył twarz do Harry'ego i spojrzał mu prosto w oczy. Było to spojrzenie poważne i szczere.

— Obiecaj mi, Harry. Obiecaj mi, że nigdy przenigdy nie zapragniesz cofnąć się w czasie tym przedmiotem — Potter zerknął ukradkiem na zmieniacz czasu. Pragnął tego. Pragnął zmiany przeszłości. Nie wierzył w to, że życie Freda czy Cedrica mogłoby się źle skończyć dla świata. Jednakże Gryfon wrócił wzrokiem na dyrektora i wolno przytaknął głową.

— Obiecuję — oznajmił półszeptem, patrząc w jasne tęczówki byłego nauczyciela transmutacji. Dumbledore wpatrywał się w Harry'ego jeszcze przez chwilę, a następnie uśmiechnął się i wyprostował.

— Dobrze, Harry. Ale przejdźmy do rzeczy. Czy chcesz mi o czymś powiedzieć? — Wybraniec jak na zawołanie pobladł. Jego celem było podzielenie się z Dubledorem swoim zmartwieniem, ale teraz w jego gardle pojawiła się jakaś dziwna blokada. Blokada, która nie pozwalała mu powiedzieć prawdy.

— Nie — Harry pokręcił przecząco głową. — Nie, profesorze. Miałem problem z pewną sprawą, ale teraz już wiem, jak ją rozwiązać. Dziękuję i do widzenia — Gryfon zmusił się z całych sił, aby uśmiechnąć się jak najbardziej naturalnie w stronę dyrektora, który patrzył na chłopaka podejrzliwie.

Potter pospiesznie opuścił gabinet, rzucając jeszcze ostatnie spojrzenie na staruszka.

Przepraszam, profesorze. Na pewno się Pan domyśla, że złamię tę obietnicę.

Pomyślał, kiedy jego nogi kierowały się w stronę pokoju wspólnego Gryfonów. Czy miał powiedzieć o tym swoim przyjaciołom?

Nie. Nie może.

Na pewno chcieliby go powstrzymać.

Jeżeli uratuję Diggory'ego, Cho będzie szczęśliwa i kontynuują swój związek. Jeżeli uratuję Freda, rodzina Weasleyów również będzie szczęśliwa. Jeśli uratuję rodziców... wtedy ja będę szczęśliwy.

"Stój, wężousty" • tomarry (WSTRZYMANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz