Rozdział XVII

827 69 29
                                    

Oczy jelenia zaczęły się same zamykać ze zmęczenia, lecz Tom ani myślał o odpoczynku. Znajdowali się tak głęboko w Zakazanym Lesie, że odnosili wrażenie, iż nastała już ponura noc bez żadnych gwiazd wiszących na niebie. Harry co chwilę wzdrygał się ze strachu, gdy słyszał trzepot skrzydeł wzbijającego się gwałtownie w powietrze kruka czy łamanie suchej gałęzi przez jakieś większe stworzenie. Jeszcze nigdy nie znajdował się w tej części Lasu, a Riddle wydawał się w ogóle niewzruszony tym miejscem.

— Tom, na sto procent już ich zgubiliśmy. Możemy się w końcu zatrzymać? — zapytał wykończony Gryfon i nie czekając na odpowiedź ze strony przemienionego w węża bruneta, upadł boleśnie na suche liście i wilgotną glebę. Tom musiał naprawdę się postarać, aby nie zostać zmiażdżonym przez jelenia. Na szczęście wyszedł cało z tego niespodziewanego upadku. — I kiedy wrócimy do swojej dawnej postaci? Już mam dość zahaczania o wszystko swoimi rogami.

— Dziś jest pełnia. Gdy księżyc wyłoni się zza chmur, a my staniemy w jego blasku, wtedy znów staniemy się ludźmi. Wybacz za ten głupi pomysł. W mojej głowie plan ucieczki ze szkoły wyglądał całkiem inaczej i przede wszystkim lepiej — gad zszedł z jelenia i usadowił się pod najbliższym bukiem, natomiast Harry nie wierzył własnym uszom. Czy Riddle właśnie go przeprosił?

— Nawracasz się, Tom — oznajmił zielonooki ze szczerym uśmiechem, na co Ślizgon zasyczał z zażenowania.

— Przestań, Potter. Brzmisz jak ksiądz.

— Ale to właśnie dobrze!

— Że gadasz jak ksiądz?

— Nie, że się zmieniasz na lepsze — Harry wstał na trzęsących się chudych, jelenich nogach i podszedł wolno do siedemnastolatka. Odnosił wrażenie, że zaczyna zbliżać się do tego tajemniczego chłopaka. A co najlepsze, Tom nie wygląda na takiego, jakby mu to bardzo przeszkadzało. Gdyby miał z tym problem, już dawno trzymały się z nim na dystans, a tu proszę! Zaczął być również bardziej rozmowny. — Chciałbym sprawić, byś wyrósł na potężnego czarodzieja. Nie na potężnego czarnoksiężnika. Musisz mi pomóc, jeśli nie chcesz skrzywdzić w przyszłości wielu ludzi. Wiem, że nie chcesz być zły.

— Zaraz będę zły od twojego pieprzenia, Potter — warknął Riddle, lecz w rzeczywistości przyznawał rację temu Gryfonowi i brał sobie jego słowa do serca. Jednak przecież się do tego nie przyzna, prawda? Jego ślizgońska duma mu na to nie pozwala. — Tiara Przydziału wiedziała, co robiła, kiedy umieszczała mnie w Slytherinie. Wiedziała, że wyrośnie ze mnie potwór.

— Jesteś w Slytherinie tylko dlatego, że znasz mowę węży. Gdyby nie ta umiejętność, na pewno byłbyś w innym domu. Może w Ravenclawie? Przecież jesteś mądry i inteligenty.

— To jak mi to wytłumaczysz: również znasz mowę węży, a należysz do Gryfindoru — Tom był pewien swojej wygranej po zadaniu tego pytania, jednak nie spodziewał się, że Harry położy się obok niego i spojrzy na niego z góry. Patrzył na niego z taką śmiertelną powagą, że nie wiedział, czego może się po tym okularniku spodziewać.

— Jestem w Gryffindorze, bo bardzo tego chciałem. Tiara osobiście mi powiedziała, że powinna mnie umieścić w Slytherinie, kiedy poszedłem do gabinetu Dumbledore'a. Być może nie chciałeś dostać się do konkretnego domu, dlatego zdała się na samą siebie? — Tom spuścił głowę na słowa chłopaka, aby dobrze je sobie przemyśleć. Może miał rację? Może kolor jego szaty byłby w całkiem inny, gdyby jego matka nie była wężousta i nie przekazała mu tej zdolności genetycznie? — Wiem też, że nie potrafisz kochać. I to absolutnie nie jest twoja wina, Tom. To przez twoją matkę, która oszukiwała samą siebie, że mugol Riddle zakochał się w niej na zabój. Zamknięcie ciebie w domu dziecka również nie było dobrym pomysłem, bo tam też nie dostawałeś miłości.

— Zamknij się — Tom miał już po dziurki w nosie ten monolog. Był zdenerwowany, że on nie wie o Harrym praktycznie nic, natomiast okularnik wie o nim niemalże wszystko. To frustrujące. Jednak Gryfon ciągnął dalej i starał się nie zwracać uwagi na słowa swojego towarzysza.

— Uwolnimy wszystkie twoje pozytywne uczucia i emocje. Nauczę cię kochać. To naprawdę nie jest takie trudne, jak może się wydawać.

— Może ja wcale nie chcę kochać, Potter?

— Ale chcesz uratować Cedrika przed śmiercią i to już jest powód, aby cieszyć się z twojego podejścia. To znaczy, że chcesz być dobry, ale potrzebujesz pomocy, aby to ostatecznie osiągnąć.

— Mhm, i mam rozumieć, że ty chcesz być moim bohaterem? — zapytał ironicznie brunet, na co Harry skarcił go wzrokiem. Potter miał już plan, jak pomóc chłopakowi, ale do tego musieli znów wrócić do ludzkiej formy. Nie miał też pewności, że to w jakikolwiek sposób sprawi, że w Riddle'u obudzą się pozytywne uczucia, ale warto spróbować.

— Tylko wtedy, jeśli będziesz tego chciał. Abyś zmienił się na lepsze, ty sam musisz tego przede wszystkim chcieć. A skoro jesteśmy tu razem, żeby uratować Diggory'ego, to znaczy, że podświadomie...

— Dobra, zrozumiałem. Ile razy będziesz się jeszcze powtarzał w tej kwestii? — zniecierpliwiony wąż wspiął się na drzewo i owinął wokół grubej gałęzi. Harry odprowadzał go wzrokiem. Tom wcale nie jest taki zły. Po prostu posiada jakieś uciążliwe hamulce, które nie pozwalają mu przyznać się do tego, iż chce być dobry.

"Poradzimy sobie", pomyślał okularnik, kładąc głowę na ziemi i pozwalając w końcu swoim ociężałym powiekom szczelnie się zamknąć.

~*~

— Wstawaj, Potter. Już jest pełnia — jeleń otworzył mozolnie oczy, gdy Tom dźgał jego bok swoim czarnym ogonem. Okolica był jeszcze bardziej mroczna niż przedtem, lecz kilka metrów dalej ujrzał uderzającą o ziemię białą poświatę, która należała do blasku księżyca. — Chodź szybko, bo inaczej będziemy czekać na kolejną pełnię miesiąc.

Harry'emu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Jak poparzony zerwał się na równe nogi, po drodze łapiąc w swoje rogi zdezorientowanego Toma, który zwisał mu przed oczami. Gad trzymał się swoimi kłami rogów, ale za każdym razem, gdy jeleń robił krok, wąż zjeżdżał coraz bardziej w dół. Potter słyszał od niego jakieś niewyraźne słowa, które układały się w zdania: "Harry, stop!", "Postaw mnie na ziemię!", "Debil!"

— Już! Już Tom! — Harry stanął w srebrno-białym blasku z Tomem na głowie i czekał. Przemiana nie trwała długo. Wręcz przeciwnie! Dopiero co postawił kopyto na tym pięknym świetle, a już zamieniało się ono w ludzką stopę ukrytą pod butem. To samo stało się z resztą ciała obu chłopców, przez co zwisający na dawnych jelenich rogach Riddle upadł z łoskotem na leżącego na trawie Harry'ego. Gryfon jęknął donośnie z bólu, a brązowooki zareagował na to groźnym zmarszczeniem brwi.

— Sugerujesz mi, że jestem ciężki, Potter?! — Ślizgon chciał wstać z ciała okularnika, ale dłonie tego drugiego mu na to nie pozwoliły. Tom był zdezorientowany i zły jednocześnie. Co ten Wybraniec najlepszego wyprawia? — To nie jest czas ani miejsce na wygłupy!

— Wcale się nie wygłupiam. To jest część mojego planu, dzięki któremu nauczysz się kochać — po tych słowach Harry przeniósł jedną dłoń na kark bruneta i przybliżył jego twarz do tej swojej, aby złożyć na jego zimnych jak lód ustach czuły pocałunek. Potter przymknął oczy, aby przygotować się do jego pogłębienia, jednakże Tom miał oczy szeroko otwarte ze zdziwienia i... nie wyglądał na zadowolonego z tego planu. Ba! Już po chwili Ślizgon zmarszczył brwi ze wściekłości, a jego lewa dłoń powędrowała do kieszeni szaty, gdzie trzymał swoją różdżkę. A Harry nawet o tym nie wiedział, będąc zbyt zajęty całowaniem chłopaka, którego zdążył polubić.

**************

Wyszedłem trochę z wprawy pisania rozdziałów. Długie przerwy nie robią mi dobrze, zdecydowanie XD

"Stój, wężousty" • tomarry (WSTRZYMANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz