Rozdział VIII

982 93 9
                                    

– Bazyliszek? – Chelsea spojrzała na Harry'ego zdumiona i jednocześnie sceptycznie nastawiona do słów, które od niego usłyszała. – Ale skąd w naszej szkole ogromnych rozmiarów gad, Harry? To absurd. Jak mógłby...? – zdanie dziewczyny zostało przerwane przez hałas dobiegający zza ściany, przy której wciąż stał Wybraniec. Gryfon mimowolnie odsunął się od niej, lecz nie spuszczał jej z oczu.

– Rurami. Porusza się rurami, Chelsea. A to oznacza, że Tom Riddle otworzył Komnatę Tajemnic.

– Komnatę Tajemnic? Harry, to tylko legenda – szatynka poprawiła swoją skórzaną torbę na ramieniu, która zaczęła jej spadać i westchnęła cicho, wędrując wzrokiem po podłodze. Zupełnie tak, jakby szukała w niej pomocy. Gałęzi, za którą mogłaby się złapać i trzymać mocno do momentu, aż potężne tornado ucieknie od niej precz.

– Nie, to nie jest legenda. Byłem tam – Potter odwrócił się przodem do zdumionej Krukonki, by za chwilę wyciągnąć z szaty różdżkę. Jednakże po chwili przystanął i zaczął się mocno nad czymś zastanawiać. – A może... może jeszcze jej nie otworzył?

– Co? – Chelsea miała już papkę zamiast mózgu. Tylu absurdalnych rzeczy w tak krótkim czasie jeszcze nigdy nie usłyszała. A to wszystko zaczęło się od tajemniczego pojawienia się Harry'ego w Hogwarcie.

– Może Tom Riddle jeszcze nie otworzył Komnaty Tajemnic, a dopiero zamierza to uczynić. Bazyliszek być może nie jest jeszcze tak blisko nas, tylko pełza w rurach Komnaty. Pełza w stronę wyjścia, bo zamierza mu je otworzyć... – Harry zamarł i z wytrzeszczonymi oczami spojrzał na niebieskooką. Zaczynała się bać powoli wszystkiego: tajemniczego dźwięku w rurach, Toma Riddle'a, słów Harry'ego i  samego Harry'ego. Zachowuje się jak opętany. – Jest tylko jeden sposób, aby to sprawdzić.

Wybraniec sięgnął do kieszeni swojej szaty i modlił się w duchu, aby nadal w niej ona była. Przecież nigdy się z nią nie rozstawał, prawda? Musi ją mieć. To nie są czasy jego ojca, Remusa czy Syriusza. Tutaj nie znajdzie tej mapy, bo jeszcze jej w tej erze nie ma... i w kieszeni też nie.

Ciało Pottera zalał gorąc, a on sam zaczął dostawać duszności. Nie ma jej! Naprawdę jej nie ma! Druga kieszeń... może w drugiej kieszeni? Musiał to sprawdzić, dlatego gorączkowo zaczął przeszukiwać drugą kieszeń. Jest, jest! To ona! Ostry skrawek papieru przeciął opuszek jego wskazującego palca, ale to nie miało najmniejszego znaczenia. Ważne, że jest Mapa Huncwotów!

– Co to za pomięta kartka? – Chelsea spojrzała nieco zniesmaczona na kawałek pergaminu. Nie lubiła, gdy ktoś nie dbał o papier. Tymczasem Harry przyłożył końcówkę różdżki, którą ciągle trzymał w dłoni, do mapy i patrzył na nią w skupieniu.

– To, panno Winter, jest mapa Huncwotów. Mapa stworzona przez mojego ojca i jego przyjaciół. Sama zobacz – Chelsea stanęła szybko obok Pottera, spojrzała na mapę i zmarszczyła brwi. To jest ta jego mapa? Czysta, pusta kartka? Spodziewała się jakichś dróg, czerwonego "X" czy legendy, co oznaczają dane piktogramy, a tutaj nie ma zupełnie nic!

– Naprawdę wzięło ci się na żarty, kiedy sytuacja jest poważna? – Harry nie odpowiedział, tylko wypowiedział magiczne słowa.

– Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego – natychmiast pojawiły się szczegóły zamku Hogwart i blisko przy nim umieszczone tereny szkolne, a wraz z nimi mnóstwo maleńkich plamek, które poruszały się po mapie, każda opatrzona w drobne litery imion i nazwisk. Krukonka otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia i dotknęła lekko pergaminu. Pierwszy raz widziała coś takiego na oczy. Jej wzrok powędrował na nagłówek mapy, który mówił: "Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz, zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników, mają zaszczyt przedstawić Mapę Huncwotów". – Rogacz to mój ojciec – oznajmił Harry i zaczął szukać na mapie damskiej łazienki.

– Skąd... jak... jak to możliwe? – dziewczyna była jeszcze w większym szoku niż przedtem, natomiast Gryfon znów pobladł, gdy ujrzał Toma Riddle'a w miejscu, gdzie się go spodziewał. Kątem oka spojrzał na szatynkę i nagle coś przyszło mu na myśl. Co jeśli Bazyliszek nie mówił do Harry'ego "zabiję cię", ale do Krukonki, a on tylko zrozumiał słowa, bo jest wężousty? Tym bardziej, że ona jest mugolakiem. Ale z drugiej strony Riddle obiecał mu, że zabije go następnego dnia. – Widzę Toma w damskiej łazience, Harry. Co on tam robi? Czy to tam znajduje się Komnata Tajemnic? Ale jak on chce ją otworzyć? Jak ją wtedy otworzyłeś, skoro mówiłeś, że już w niej kiedyś byłeś?

– Wystarczy być wężoustym czarodziejem, Chelsea – dopiero po chwili do dziewczyny dotarło znaczenie jego słów. Kiedy już miała zapytać bruneta czy to znaczy, że zna mowę węży, Pottera już przy niej nie było. Zupełnie tak, jakby rozpłynął się w powietrzu, wraz z mapą.

Biegł przez korytarz tak szybko, że był zmuszony oddychać przez drżące ze strachu usta. Jego szata z czerwonymi elementami barw Gryffindoru o mało co nie wplątała się pomiędzy jego nogami. W ręce trzymał mapę Huncwotów, która pokazywała, iż Tom Riddle znajduje się w damskiej łazience na pierwszym piętrze. Uczniowie patrzyli na chłopaka zdziwieni, a niektórzy byli z tego powodu nieco rozbawieni.

Wbiegł po ruchomych schodach, które na jego korzyść stały teraz w miejscu. Zaczął biec dalej. Skręcił w lewo i pchnął mocno drzwi od damskiej łazienki.

— Stój, wężousty! Nie rób tego!

— Za późno, Harry Potterze — Tom z triumfalnym uśmiechem otworzył Komnatę Tajemnic.

"Stój, wężousty" • tomarry (WSTRZYMANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz