Rozdział XVI

774 80 24
                                    

— Potter, wstawaj — siedemnastolatkowie wciąż byli zwierzętami. Tom Riddle przypełzł do śpiącego jelenia, którym był zielonooki Gryfon. Harry spał sobie w najlepsze, podczas gdy brunet bez skutku próbował go obudzić. Zaczynał powoli gotować się wewnętrznie z niecierpliwości. — Zaczynasz mnie wkurzać. I to porządnie. W końcu któregoś dnia kopnę cię porządnie w to jelenie dupsko i...

— No czego? Przecież już nie śpię — przerwał wężowi Harry dość niewyraźnym mamrotem, gdyż wciąż był zaspany. Gryfon otworzył mozolnie swoje czarne jak sadza jelenie oczy. Przynajmniej nie były naturalnie zielone. Wtedy tym bardziej mógłby przykuwać nimi uwagę innych osób.

— Świetnie, w takim razie idziemy — oznajmił wyniośle Tom i podpełzł w stronę drzwi, które prowadziły na zapełniony spieszącymi się uczniami i nauczycielami korytarz szkolny.

— Dokąd chcesz iść? — zapytał Potter, wstając przy tym ostrożnie z ziemi, aby z jego nosa nie spadły okrągłe okulary.

— Przecież nie będziemy tu siedzieć wieczność. Chodźmy tam, gdzie nasze miejsce. Do Zakazanego Lasu — po ciele Harry'ego przeszedł nieprzyjemny dreszcz po usłyszeniu słów Ślizgona. Od kiedy Zakazany Las jest "ich" miejscem?

— Dlaczego do Zakazanego Lasu? Przecież w nim mieszkają takie stwory, że...

— Bo jesteś jeleniem, baranie! — tym razem to Riddle przerwał okularnikowi, choć po chwili sam zaśmiał się z własnych słów. Nazwał jelenia baranem, cóż za absurd. — Jelenie mieszkają w lesie. A nie w Pokoju Życzeń — dodał jeszcze i zawrócił. Bez uprzedzenia wspiął się na grzbiet Gryfona, po czym zawinął się wokół jego szyi. — Na mój znak wybiegasz z pomieszczenia i udajesz się prosto do Zakazanego Lasu.

— Co? Ale że tak po prostu mam wybiec jak gdyby nigdy nic prosto w tłum ludzi? — Harry myślał, że się przesłyszał, ale tak nie było. Dziedzic Slytherina naprawdę kazał mu to zrobić.

— Czego nie zrozumiałeś? Niby jak chcesz inaczej się stąd wydostać? Wyskoczysz przez okno?

Tom miał rację. Nie mogli siedzieć w Pokoju Życzeń, aż do rozpoczęciaTurnieju Trójmagicznego. Zresztą obaj zaczynali odczuwać głód i pragnienie. Dłużej by tak nie pociągnęli.

Harry przełknął nerwowo ślinę, by następnie zacząć sobie powtarzać w myślach "dam radę." Przyjął pozycję do biegu. Zgarbił się nieco, a jego przednie kopyto ocierało się głośno o drewniane panele. Poruszył gwałtownie łbem. Parsknął. Wyobraził sobie, że jest szybki jak wiatr, z którym postanowił się ścigać. Wyobraził sobie, że jest lekki jak piórko. Zwinny jak kozica. Niezauważalny jak ninja.

— Rusz dupę, Potter. To nie jest żaden maraton — i Tom zepsuł te piękne myśli Harry'ego. Gryfon wywrócił swoimi czarnymi oczami i nie czekając na "znak" Riddle'a, wybiegł niespodziewanie z Pokoju Życzeń jak z procy. Grupka dziewczyn z Hufflepuffu, które przechodziły niedaleko, piszczały przeraźliwie na widok jelenia z wężem na szyi. Zszokowane i jednocześnie zdezorientowane oczy uczniów patrzyły, jak piękne zwierzę biegnie przed siebie. Biegnie? Nie. Szarżuje! — Harry, zwolnij! — Ślizgon zasyczał przeraźliwie, ze strachem w oczach patrząc, jak okularnik biegnie prosto na wielką, kamienną ścianę. — Rozwalisz nas!

— Nie mogę się zatrzymać! Nie wiem, co jest grane! — ściana zbliżała się do nich coraz bardziej. Harry zamknął szybko oczy, aby przygotować się na mocne uderzenie, lecz Tom zareagował w ostatniej chwili. Pociągnął głowę jelenia w prawo, zmuszając go do skręcenia w tym samym kierunku. Gryfon przejechał swoimi rogami po ścianie, ale na szczęście nie wpadli w nią całkowicie.

— Hamujże, no! — krzyknął ponownie Riddle, kiedy Harry biegł tym razem prosto na ruchome schody. Wiadomo nie od dziś, że gdy jakieś zwierzę zaszarżuje, trudno jest się mu zatrzymać.
Ku przerażeniu obu chłopców, schody zaczęły im uciekać. Właśnie tak. Mieli przed sobą już tylko przepaść. — Potter, ty nas zabijesz!

Gryfon zaczął się modlić w duchu, aby jednak przeżyli ten skok. Tak, skok. Okularnik postanowił rozpędzić się jeszcze bardziej i czekać na odpowiedni moment wybicia się w górę. Miał nadzieję, że Tom mocno się trzyma. A jeśli nie, to trudno. Jego problem. Jeszcze tylko kilka centymetrów i będą tuż przy krawędzi. Zauważą ich tłumy uczniów. Być może nawet któregoś z nich przypadkowo skrzywdzą. I w końcu nadszedł ten moment. Ciało Gryfona było pełne adrenaliny, jego źrenice się powiększyły, natomiast te u Toma zwęziły. Harry zgiął swoje chude, jelenie nogi i z całej siły odbił się od podłogi. Lecieli nad przepaścią, a kolejni uczniowie ze zdziwieniem patrzyli na ten niecodzienny widok. Jakaś grupka Krukonów odsunęła się z krzykiem na bok, aby ustąpić miejsca jeleniowi, który miał zaraz wylądować po drugiej stronie. Wśród zszokowanych uczniów, Potter kątem oka zauważył profesora Snape'a, a obok niego Cedrika Diggory'ego.

Gdy w końcu kopyta Harry'ego znalazły się na stabilnym podłożu, Tom wciąż potrafił racjonalnie myśleć, choć był wewnętrznie przerażony tą ostrą jazdą. Po raz kolejny w ostatnim momencie pociągnął łeb jelenia, lecz tym razem w lewo. Gryfon pobiegł dalej przez korytarz, który był dobrze znany jemu, jak i Riddle'owi. Jeszcze ostatni zakręt i wreszcie ujrzą wielką bramę, za którą kryją się Błonia, boisko do Quidditcha oraz Zakazany Las. Cel ich... cóż, powiedzmy, że ekstremalnej podróży.

Tom tym razem bez paniki pociągnął głowę siedemnastolatka w prawo. Jeleń skręcił w odpowiednią stronę i na ich szczęście niektórzy uczniowie akurat wracali ze spaceru, dzięki czemu obaj mogli bez problemu wybiec ze szkoły przez bramę. Jeszcze przez chwilę musieli znieść zdziwione spojrzenia uczniów, aż wreszcie mogli odetchnąć w upragnionym przez Riddle'a Zakazanym Lesie. Harry'emu w końcu udało się stopniowo hamować i ostatecznie zatrzymał się całkowicie. Ślizgon zszedł z ciała jelenia, lecz cały wręcz kipiał ze złości.

— Co to miało być, Potter?! Miałeś wybiec na mój znak!

— Ale... przecież... udało nam się... dobiec... — Gryfon dyszał okropnie od sporego wysiłku, jakim był niekontrolowany bieg. W pewnym momencie jeleń padł na ziemię, jakby miał tam zaraz zionąć ducha.

— Ale jakim kosztem?! Gdyby nie ja, już dawno bylibyśmy jedynie wielką, czerwoną plamą na ścianie! — wąż podpełzł do leżącego jelenia, a jego język wychodził z paszczy częściej niż powinien. Tak, Tom był wściekły jak osa. Nad tym nie było co się zastanawiać.

— Jasne, pokrzycz sobie. Może ci ulży — burknął Gryfon, w pewnym momencie zastygając nieruchomo. Czarne oczy patrzyły w jeden punkt przed sobą, co zdziwiło Dziedzica. Ten drugi również spojrzał w tamtym kierunku.

Cedrik Diggory i grupka innych zaciekawionych uczniów chodziła po Błoniach i rozglądała się we wszystkie możliwe strony. Słyszeli również ich głosy, które sugerowały, że przyszli tutaj, aby odnaleźć ich: tajemniczego jelenia z czarnym wężem na szyi. Wśród tych uczniów zauważyli także profesor McGonagall, która oznajmiła, że wszyscy mają kategoryczny zakaz wchodzenia do Zakazanego Lasu. Była ona bowiem przekonana, że coś się święci, przez co zwierzęta zaczynają wariować. Usłyszeli też hipotezy, że być może tymi zwierzętami byli przemienieni uczniowie. Gdy nauczycielka od transmutacji odeszła, jeden z chłopaków z Gryffindoru namawiał innych, aby pomimo zakazu poszukali ten niecodzienny duet ssaka z gadem w Lesie.

Tom spanikował. Zaczął szturchać Harry'ego głową, zmuszając go do wstania.

— Chodź, musimy wiać — Potter posłusznie wstał na równe nogi, po czym wąż wspiął się na niego i znów owinął się wokół jego szyi. Riddle'owi nie przeszkadzało spędzanie czasu w Zakazanym Lesie, ale Harry czuł, że im głębiej wchodzą w mrok, tym strach w jego sercu zaczyna się nasilać.

"Stój, wężousty" • tomarry (WSTRZYMANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz