Rozdział VII

1K 101 42
                                    

Harry obiecał sobie, że nie zaśnie, ale zmęczenie było na tyle duże, że w końcu się poddał. Jednakże jego sen był bardzo niespokojny. Ciągle się wiercił, mamrotał coś pod nosem i jęczał cicho, jakby czegoś się bał. Sklejone czarne kosmyki włosów przyległy do jego spoconego czoła, a skóra stała się bardziej blada niż dotychczas. Jego organizm nawet w stanie spoczynku zachowywał czujność, aby w razie konieczności szybko zareagować na atak ze strony wroga.

Gryfon wyprężył mocno ciało, a tętnica na jego szyi była teraz idealnie widoczna. Skusiłaby mordercę do jej przecięcia ostrzem. Najgorsze było w tym wszystkim to, że Harry odnosił wrażenie, iż ktoś przy nim stoi. Może to pielęgniarka? Profesor Dumbledore przy nim czuwa?
Wybraniec znów jęknął, lecz tym razem głośniej, aż w pewnym momencie gwałtownie usiadł, budząc się przy tym w środku nocy. Jego ciało zalał gorący pot, a serce zabiło mocniej, gdy ujrzał przed sobą stojącego Toma Riddle'a, który się w niego wpatrywał jak zahipnotyzowany.

Tom wyglądał jak żywa śmierć: miał okropnie rozczochrane włosy oraz wory pod oczami, które teraz były jeszcze bardziej widoczne i ciemne przez bladą jak ściana twarz. Czyżby też miał problem z zaśnięciem?
Harry wpatrywał się w Ślizgona i czekał na jego ruch. Co on chce zrobić? Zabić go? Przecież różdżka została mu odebrana, prawda?

– Idę się napić – oznajmił zaspany Tom i jak gdyby nigdy nic podszedł do swojej szafki nocnej, na której stała szklanka z wodą. Harry otworzył szerzej oczy ze zdziwienia i założył na nos swoje okulary. Co to miało być? Dlaczego Riddle mu to powiedział? Lunatykuje?

– O-okej? – wydusił z siebie Gryfon i cicho odchrząknął. W jego ustach była najprawdziwsza Sahara. Również musiał zgasić pragnienie, toteż wyciągnął rękę w stronę swojej szklanki i wziął kilka łyków wody. Tymczasem Tom już się przykrywał białą kołdrą, a położony był twarzą do Pottera. Harry to zauważył. Zauważył, jak Ślizgon wpatruje się w niego intensywnie, teraz z szeroko otwartymi oczami. Harry zaczynał się bać. To scena jak z jakiegoś horroru.

– Coś nie tak? – zapytał Wybraniec, również się kładąc i przykrywając po samą szyję białą, szpitalną pościelą. Tom wyglądał jak opętany przez Szatana. Może nadal lunatykuje? A może już zasnął, tyle że z otwartymi oczami?

– Nie – odparł brunet krótko, lecz nie zrzucał Gryfona z oczu. Gdyby nie mógł mówić, wyglądałby jak spetryfikowany.

Harry przełknął ślinę, patrząc przy tym na Thomasa. Bał się nawet chociażby zdjąć z nosa swoich okularów, które zapomniał odłożyć wcześniej. Bał się zamknąć swoich powiek. Zastanawiał się, czy Riddle będzie pamiętał rano to, co robił w nocy.

– Możesz odwrócić się do mnie plecami? – zadał kolejne pytanie zielonooki, ale Tom nawet nie drgnął. Nawet nie mrugnął. Może rzeczywiście jest w jakimś transie?

– Myślę, jak cię zabić, bo Avada to zbyt szybki sposób – oświadczył w końcu brunet beztroskim głosem i uśmiechnął się sztucznie do Harry'ego, który teraz zaczął się obawiać jeszcze bardziej.

– Ale to dopiero rano. Na razie śpij dobrze – osoby, które Toma nie znały, mogłyby pomyśleć,  że były to szczere słowa siedemnastolatka, który dba o swojego przyjaciela. Jednakże Wybraniec wiedział, że u Riddle'a "śpij dobrze" może oznaczać po prostu "zdechnij, proszę". Dopiero po tym oświadczeniu Tom odwrócił się tyłem do Pottera i zamknął oczy. Choć Harry bardzo chciał, nie potrafił zasnąć. Bał się wyciągniętego z horroru Ślizgona, który zachowywał się jak opętaniec. Bał się też poranka. Następny dzień mógł być równie dobrze jego ostatnim.

~*~

Harry i Tom opuścili w końcu skrzydło szpitalne, ale żaden nie odezwał się do siebie ani słowem. Riddle poszedł ponoć do gabinetu dyrektora, aby odebrać swoją różdżkę, natomiast Harry szedł w stronę Wielkiej Sali, w której odbywała się uczta. Był poranek, a więc pora na śniadanie.

Idąc przez korytarz, Potter ujrzał Krukonkę, którą zdążył już poznać. Chelsea Winter. Widząc Gryfona, uśmiechnęła się szeroko i podbiegła do niego z otwartymi ramionami. Nie znali się długo, ale najwyraźniej dziewczyna bardzo martwiła się o stan zdrowia Wybrańca.

– Harry, nareszcie! Właśnie szłam złożyć ci wizytę. Co się stało? Dlaczego znalazłeś się w skrzydle szpitalnym? To przez Riddle'a, prawda? Przecież obaj tam trafiliście. Nic ci poważnego nie zrobił? Boli cię coś? – Chelsea strzelała pytaniami jak z karabinu maszynowego, a Potter odwzajemnił ciepły uścisk szatynki. Nie chciał ją martwić, ale nie chciał jej też okłamywać. Była mądra i inteligentna. W końcu by doszła do tego, co się tak naprawdę wydarzyło.

– Wszystko dobrze, nic mnie już nie boli. I tak, masz rację. To przez Toma. Gdyby nie Dumbledore, byłbym już dawno martwy – Krukonka odsunęła się gwałtownie od Pottera i wytrzeszczyła oczy. Zamarła na jego słowa.

– Czy on... on... – Harry pokiwał tylko głową. Tak, brunet chciał go zabić. I nadal ma zamiar to uczynić.

– O Boże, to straszne! Musisz iść z tym do dyrektora. Poprosić o ochronę! Przecież cię zabije!

– Nie pójdę do dyrektora. Tom owinął sobie nauczycieli wokół palca. Prędzej by mnie wyśmiali niż... – Potter urwał w środku zdania i zaczął nasłuchiwać. Przeniósł swoje szmaragdowe spojrzenie na ścianę po lewej.

– Niż co? – zapytała Chelsea, lecz Harry ją uciszył. Dziewczyna zmarszczyła lekko brwi i również zaczęła nasłuchiwać.

– Nie słyszysz tego?

– Czego? – Gryfon spojrzał na Krukonkę z przerażeniem w oczach. To znowu się dzieje. Te ciche, syczące szepty "zabiję cię". Te same, jakie słyszał na drugim roku w swoich czasach. Bazyliszek znajdował się w szkolnych rurach, a to oznacza, że Tom otworzył Komnatę Tajemnic. Pytanie tylko czy zrobił to, aby sprawdzić, czy nadal jest w stanie wypuścić z niej Króla Węży, czy może po to, aby Bazyliszek zabił Harry'ego.

– Jaki jest status twojej krwi? – okularnik modlił się w duchu, aby dziewczyna była półkrwi lub czystej. Chelsea spojrzała na chłopaka zaskoczona. Co on tak nagle wyskoczył z tym pytaniem?

– Mugolak – odparła krótko, ale patrzyła na niego teraz zmartwiona. Potter znów był biały jak trup i niedostępny duchowo.

– Harry, o co chodzi?

– On tu jest – Gryfon podbiegł do najbliższej ściany i przyłożył do niej swoje ucho. Zimna powierzchnia sprawiła u niego nieprzyjemny dreszcz. Chelsea była już totalnie skołowana zachowaniem Harry'ego. Zwariował czy jak?

– Kto ma tu być? – Krukonka podeszła wolno do zielonookiego i położyła mu z troską dłoń na ramieniu. Potter odwrócił głowę w jej stronę i rzucił szybko okiem na posadzkę.

– Bazyliszek. Wąż, który zabił rok temu Martę.

"Stój, wężousty" • tomarry (WSTRZYMANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz