Patrzyłam na Jamesa ze zdumieniem, nie wiedząc, co odrzec. Jego propozycja wzbudziła we mnie ogromną konsternację. Chciał mi pomóc... Powinnam się przecież z tego cieszyć! Dzięki niemu mogłam w końcu mieszkać w normalnych warunkach, a nie wegetować w garderobie, co przed premierą byłoby dla mnie korzystne.
Tylko... Dlaczego miałam wrażenie, że jego propozycja nie była czysto bezinteresowna? Czy nie będzie chciał mnie uwieść?
Spojrzałam w jego oczy. Błyszczały niebezpiecznie, choć mogłam dostrzec w nich też coś na kształt troski czy też współczucia. Przygryzł pełne usta, jakby zastanawiał się nad tym, dlaczego tyle zwlekam z decyzją.
— Faye, naprawdę wolisz spać tutaj? W tej garderobie, już do samej premiery?
— Może... — odparłam, patrząc w sufit.
Sama już nie miałam pojęcia, co byłoby dla mnie lepsze. Najchętniej chyba wróciłabym do domu... Ale nie. Nie mogłam tego zrobić. Poddanie się w takiej chwili byłoby moją życiową porażką.
— Nie bądź głupia, Faye. Powinnaś mieć możliwość wypocząć. Dla dobra przedstawienia.
— Dla dobra przedstawienia... — wyszeptałam.
Tak, ono było w tej sytuacji najważniejsze. Nie ja, nie James, nie nasze kłótnie, a przedstawienie. Wiedziałam, że jeśli spędzę tu kolejny miesiąc, nigdy się nie wyśpię i odpowiednio nie wypocznę, a to mogło mieć katastrofalne skutki dla spektaklu. Zdecydowanie powinnam podjąć kroki, które umożliwiłyby mi jak najlepsze przygotowanie się do spektaklu, a zgodzenie się na propozycję Jamesa zdecydowanie mogło mi pomóc...
— I zgodziła się pani? — Ann spojrzała pytająco na Faye.
Ta wciąż wpatrywała się w zdjęcie w złotej ramce i gładziła je czule. Ann z daleka widziała, że przedstawiało ono kobietę i mężczyznę. Ona miała na sobie sukienkę zakończoną tuż przed kolanem, z której spływała kaskada frędzli, on zaś uśmiechał się szeroko do obiektywu, obejmując ją w talii. W eleganckim garniturze z szeroką marynarką prezentował się przystojnie i nonszalancko.
James i Faye. Pamiętała, jak w dzieciństwie wielokrotnie przyglądała się ich zdjęciom w gazetach. Skrupulatnie je badała, mając nadzieję na to, że i ona kiedyś będzie tak piękna i znajdzie tak przystojnego męża. A tymczasem była już o wiele starsza niż Faye w chwili swego scenicznego debiutu, a wciąż ani nie odznaczała się urodą, ani nie znalazła jakiegokolwiek mężczyzny. Tego pierwszego zmienić się już nie dało, to drugie zaś... Coraz bardziej wątpiła w to, że się spełni.
— Tak. To było trudne, ale... Miał mieszkanie, i to spore. Płacił za wszystko, czego sobie zażyczyłam, a w tamtej chwili to było mi najbardziej potrzebne. Sama rozumiesz... W tamtym czasie finansowa stabilizacja była dla mnie najważniejsza.
— Tak, ten okres musiał być straszny.
Chciała dodać, że sama nie może się na ten temat wypowiedzieć, bo urodziła się w roku Wielkiego Kryzysu, lecz uznała, że ta wzmianka by ją tylko rozsierdziła.
— W istocie tak było. Ale cóż.
— Czy to wtedy James i pani...
— Tak.
Nie wiedziałam, jakim cudem to wszystko się działo, ale im dłużej z nim mieszkałam, tym coraz częściej szukałam jego obecności. Dał mi osobny pokój, mały, ale przynajmniej własny. Mogłam w nim spędzać cały swój wolny czas.
CZYTASZ
W blasku reflektorów
Historical FictionParyż, rok 1955. Ann King, młoda, ambitna amerykańska dziennikarka dostaje od swojego szefa zlecenie, które może zaważyć na całej jej dalszej karierze. Ma przeprowadzić serię wywiadów z Faye Lloyd, przyjaciółką swojego wydawcy. Faye, niegdyś wielka...