Adrien westchnął ciężko, odkładając ołówek, i spojrzał na kartkę. Kolejny portret Ann, zupełnie jego zdaniem nieudany, który nadawał się tylko do śmieci. Zaklął pod nosem, zgniótł kartkę w kulkę i wyrzucił ją do kosza.
Od tygodnia się do niej nie odzywał, a obraz Wenus, stojący na środku pokoju, nie otrzymał od tego czasu ani odrobiny uwagi od artysty. Nie potrafił go malować, kiedy jego modelka, jego muza, najwspanialsza, jaką kiedykolwiek miał, a było ich wiele, nie siedziała tu przed nim i nie napawała go natchnieniem do malowania.
Ta sytuacja coraz bardziej go dobijała. Po początkowej fazie upijania się przestał wychodzić do klubów, barów i restauracji, spotykać się z przyjaciółmi, a z mieszkania wychylał nos tylko wtedy, gdy musiał zrobić zakupy. Po co miał cokolwiek robić, skoro kobieta, która dała mu nowe siły do życia i malowania, nie odzywała się do niego?
Chociaż wciąż rozpamiętywał tamtą noc, delikatność Ann, jej chętne usta na swojej skórze i błyszczące z podniecenia oczy, oddałby wszystko, byle nie miała miejsca, byle mógł zacząć znajomość z nią od nowa lub wrócić do tego miejsca, w którym byli, nim trafili do jej sypialni.
Dobijało go jej milczenie, czuł jednak, że Ann się do niego nie odezwie. To on musiał wykonać pierwszy krok.
Po całym dniu pełnym rozmyślań zdecydował, że do niej zadzwoni. Rozmowa telefoniczna nie stanowiła tak ogromnego ryzyka jak spotkanie oko w oko. Nie musiała na niego patrzeć, a i on nie obwiniałby się o jej stan.
Rozsiadł się wygodnie w fotelu i podniósł słuchawkę telefonu, po czym wykręcił odpowiedni numer na tarczy. Z nerwów ściskało go w żołądku. Sekundy, które minęły między odebraniem połączenia przez telefonistkę i przekierowaniem rozmowy do Ann, zdawały mu się wiecznością.
— Ann King, kto mówi? — Usłyszał tak dobrze znany mu głos.
Głos, który tyle razy dźwięczał mu w uszach, gdy z nim żartowała, głos, który szeptał do niego takie czułe słówka tamtej nocy. Głos, który mógłby słyszeć każdego ranka i nigdy nie miałby go dość.
— Tu Adrien. Wiem, że nie chcesz mnie znać, ale daj mi chociaż chwilkę. Proszę... — jęknął błagalnie, mając nadzieję, że Ann nie rozłączy się ani nie rzuci słuchawką.
— Czego ode mnie chcesz? — zapytała.
W jej głosie nie było słychać wściekłości, jedynie żal, na co Adrien odetchnął z ulgą. Była jeszcze dla niego szansa.
— Poświęcisz mi kilka minut? Proszę.
— Tak. Mów.
Adrien wziął głęboki oddech. Musiał jak najlepiej wykorzystać tę rozmowę.
— Ann, bardzo cię przepraszam. Nie pamiętam, kiedy tak bardzo się zadręczałem, że zrobiłem coś źle, że postąpiłem niegodnie. Przyznaję się, Ann, że wiele było w moim życiu kobiet, które nie znaczyły dla mnie zupełnie nic. Ale ty... Ty byłaś inna. Już kiedy zobaczyłem cię wtedy, gdy przyglądałaś się moim obrazom, wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. Nie tylko z zewnątrz, ale i wewnątrz. Ja... Naprawdę mi na tobie zależy. Tamta noc to był ogromny błąd, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Nie chciałem, żeby to się tak skończyło, naprawdę próbowałem się powstrzymać, ale masz takie piękne ciało, a ja jestem tylko człowiekiem... Nigdy nie miałem takich wyrzutów sumienia, uwierz mi.
Przerwał na chwilę, czekając, co odpowie Ann, lecz słyszał tylko jej przyśpieszony oddech.
— Nie mogę spać, jeść, malować, siedzę tylko w domu i myślę, czy gdybym się powstrzymał, dziś może siedzielibyśmy w jakiejś uroczej kafejce obok wieży Eiffla i gawędzili przy kawie. Nie myślałem, że nie będę sobie bez ciebie mógł poradzić. Ann, nie chcę, żebyśmy padli sobie w ramiona, jakby nic się nie stało... Pragnę tylko zobaczyć cię i wiedzieć, że mi przebaczyłaś albo że starasz się to zrobić... — urwał, nie wiedząc, co mógłby jeszcze jej rzec.
![](https://img.wattpad.com/cover/166631785-288-k241703.jpg)
CZYTASZ
W blasku reflektorów
Narrativa StoricaParyż, rok 1955. Ann King, młoda, ambitna amerykańska dziennikarka dostaje od swojego szefa zlecenie, które może zaważyć na całej jej dalszej karierze. Ma przeprowadzić serię wywiadów z Faye Lloyd, przyjaciółką swojego wydawcy. Faye, niegdyś wielka...