Ann, obudziwszy się, uśmiechnęła się rozmarzona. Wciąż myślała o poznanym dwa dni temu artyście. Tchnął w jej życie, ostatnimi czasy kręcące się wokół Jamesa i Faye, których miała serdecznie dosyć, powiew świeżości. Był uroczy, zabawny i, musiała to przyznać, bardzo przystojny, choć w zupełnie inny niż Ward sposób. Miał dużo delikatniejsze rysy twarzy, a blond czupryna w wiecznym nieładzie dodawała mu uroku. Do tego był uprzejmy i zabawny, a te cechy, zwłaszcza po zbyt częstym przebywaniu z ponurym i grubiańskim Wardem, Ann wielce ceniła. Co prawda jeszcze nie obdarzyła go zaufaniem, gdyż po wszystkich przeżyciach z Jamesem i Faye nauczyła się, że nie można wierzyć pozorom, lecz jej ogólne nastawienie wobec Adriena było bardzo pozytywne.
Gdy wstała i umyła się, jeszcze w koszuli nocnej i szlafroku zaparzyła sobie herbatę i usiadła przy stoliku, by w spokoju celebrować śniadanie, na które prócz napoju składały się dwie skromne kanapki. Ann nigdy nie jadła dużo, mimo to nie mogła się poszczycić tak smukłą sylwetką jak Faye, nad czym wielce ubolewała. Nie miała może zbyt obfitych ud czy bioder, uważała jednak, że jej małe wcięcie w talii przesłania inne atuty jej figury, takie jak zgrabne nogi czy całkiem jej zdaniem ładny biust.
Była w połowie śniadania, gdy nagle zadzwonił stojący na jej biureczku telefon. Trzymając kanapkę w dłoni, podeszła do czarnego aparatu i podniosła słuchawkę.
— Dzień dobry, z kim mam przyjemność? — zapytała, nie dając rozmówcy czasu na odezwanie się przed nią.
— Ann, czy to ty? — odezwał się znajomy głos po drugiej stronie. — Tu Adrien, malarz, który nie zabrał parasola, może jeszcze mnie pamiętasz.
Zarumieniła się nieznacznie. Jak dobrze, że rozmawiając z nią przez telefon, nie mógł widzieć jej czerwonych policzków!
— Oczywiście, że pamiętam.
— To doskonale. — W jego głosie słychać było ulgę. — Nie przeszkadzam ci?
— Właściwie to przerwałeś mi w śniadaniu — powiedziała żartobliwie.
— Dobrze słyszeć, że jesz, jesteś taka delikatna, że bałem się, że się złamiesz! W ogóle nie wyglądasz, jakbyś cokolwiek jadła!
— Ja? Nie, lubię jeść — zaśmiała się.
Kłamała, nie mi miało jednak dla niej większego znaczenia.
— To doskonale. Dasz się w takim razie zaprosić na kawę i ciasto?
Ann z zaskoczenia upuściła kanapkę na ziemię. Zaklęła cichutko pod nosem, mając nadzieję, że Adrien jej nie usłyszał. Przycisnęła słuchawkę mocniej do ucha i schyliła się pokracznie, uważając, by telefon nie spadł z biurka, po czym podniosła ją z ziemi.
— Ann, jesteś tam? — Usłyszała zaniepokojony głos Adriena.
— Tak, jestem, musiałam podnieść kanapkę z podłogi — zaśmiała się, zaraz jednak zganiła się w myślach.
Po co mu o tym mówiła? Żeby wziął ją za idiotkę?
— Aż tak się mnie wystraszyłaś? — Słyszała, że był bardzo rozbawiony. — W każdym razie, chcesz ze mną pójść?
— Czy mam rozumieć, że zapraszasz mnie na... randkę?
— Może. Nie dowiesz się, jeśli nie powiesz tak.
— Czyli to nie randka, tylko jakieś bardzo tajne spotkanie dotyczące jakichś przerażających rzeczy? — zaśmiała się.
— No dobrze, uznajmy, że to randka, inaczej nie przyjdziesz. To co, mam po ciebie przyjść i pójdziemy razem czy chcesz spotkać się na miejscu?
CZYTASZ
W blasku reflektorów
Historische RomaneParyż, rok 1955. Ann King, młoda, ambitna amerykańska dziennikarka dostaje od swojego szefa zlecenie, które może zaważyć na całej jej dalszej karierze. Ma przeprowadzić serię wywiadów z Faye Lloyd, przyjaciółką swojego wydawcy. Faye, niegdyś wielka...