XX. Małżeńska kłótnia

343 65 182
                                    

Ann przez jakiś czas po tym, czego dowiedziała się o Jamesie, nie przychodziła do Faye. Obawiała się, że zastanie tam Warda, który znów będzie ją nagabywał jak tamtego dnia. Nie mogła pogodzić się z tym, że mężczyzna, którego podziwiała przez całe życie, był jej pierwszym obiektem zauroczenia i zabiegał o jej uwagę, okazał się mordercą, na dodatek mającym konszachty z mafią. Podświadomie przeczuwała, że James jest draniem, jednak gdy myślała o tym, z jaką grzecznością się wobec niej zachowywał, przynajmniej przez większość czasu, i jak wpatrzone były w niego dzieci i Faye, wierzyła, że jest w nim jakaś cząstka dobra. 

Niemal nie wychodziła z domu, bojąc się z nim spotkać. Nie śmiałaby mu chyba spojrzeć w oczy po tym wszystkim. Obawiała się tego, co mogłaby na niej ujrzeć. Czy wyraz twarzy psychopaty, z oczyma zdradzającymi obłąkanie, czy może cyniczny uśmiech kogoś, komu udało się uciec przed wymiarem sprawiedliwości?

Jedynym, czego nie rozumiała, była jego bezczelność. Jakim sposobem człowiek, który miał na sumieniu takie zbrodnie, potrafił podchodzić do innych z takim brakiem szacunku i śmiać im się prosto w twarz?

W końcu, po tygodniu, który spędziła w swym apartamencie, wychodząc wszędzie w towarzystwie Adriena, odważyła się pójść gdzieś sama. Wciąż bała się spotkania z Wardem, musiała jednak udać się do księgarni, gdyż przeczytała już wszystkie książki, które kupiła w czasie pobytu w Paryżu.

Księgarnia zauroczyła ją już w czasie pierwszej wizyty. Mogłaby przychodzić tu bez zamiaru kupienia książek, byle napawać się tą przytulną atmosferą. Zlokalizowana na rogu starej, ceglastej kamienicy, z małymi okienkami i bardzo miłą obsługą, była miejscem, w którym człowiek mógł schronić się przed złem tego świata.

Gdy Ann przestąpiła jej próg, od razu przywitał ją uśmiechnięty sprzedawca. Patrzył na nią wesoło i co rusz poprawiał jasną grzywkę spływającą mu na czoło. 

— Szuka pani czegoś konkretnego, mademoiselle? — zapytał uprzejmie.

— Nie, dziękuję, dziś po prostu przeszukam półki, może trafi mi się coś ciekawego. — Uśmiechnęła się do niego i podeszła do półki z literaturą francuską.

Zaczęła przyglądać się książkom. Mnóstwo było tam pozycji autorstwa Balzaka, jego dzieła czytała jednak ostatnio dość często, potrzebowała więc odmiany. Dumas zbytnio jej nie odpowiadał, gdyż nie przepadała za książkami przygodowymi. Niżej stały książki Flauberta, Hugo i Zoli. Przejrzała je i w końcu zdecydowała się na „Panią Bovary" i „Nanę". Sporo słyszała opinii na temat tych dzieł, chciała więc sama przekonać się, czy są one tak skandaliczne, jak mówiono.

Wzięła je z półki i skierowała się do kasy, gdy nagle ktoś na nią wpadł i wytrącił jej książki z rąk. Usłyszała, jak mężczyzna klnie pod nosem. Pozbierała książki i podniosła się powoli, uważając, by jej spódnica nie odsłoniła za wiele. Gdy ujrzała twarz tego, który spowodował te kłopoty, zamarła.

— Dzień dobry, miss King! — wykrzyknął po angielsku. — Pani tutaj?

Poczuła, jak robi się jej słabo. Miała ochotę wymiotować albo krzyczeć, albo najlepiej wszystko naraz, ale zacisnęła zęby. Nie mogła teraz okazać słabości. 

— Co pan tu robi, panie Ward? Nie wiedziałam, że znajduje pan czas na lekturę — rzekła kpiąco, próbując zamaskować swój strach. 

— To nie dla mnie — odparł z przekąsem. — Adrienne czyta Dumasa. Dziwne jak na dziewczynkę w jej wieku, ale w gruncie rzeczy cieszę się z tego, jest dojrzalsza niż jej koleżanki.

— Ach, rozumiem — odparła Ann i skierowała się w kierunku lady, mając nadzieję, że James nie podąży za nią. 

Jako że przy kasie nie było kolejki, została obsłużona od razu. Młodzieniec zapakował jej książki w papier i podał je kobiecie, wymieniając przy tym kwotę, którą miała do zapłaty. Wyciągnęła małą portmonetkę ze skórzanej torebki i zaczęła szukać w niej monet, kiedy usłyszała za sobą męski głos:

W blasku reflektorówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz