Gdy tylko Ann wróciła do swojego pokoju hotelowego, usiadła przy biurku i chwyciła słuchawkę telefonu, po czym zaczęła wykręcać numer Adriena. Stresowała się tym, że musiała przesunąć jutrzejsze spotkanie lub w ogóle mu odmówić. Nie wiedziała nawet, dlaczego tak się czuła. Znała go przecież tak krótko! Nie powinna mieć najmniejszych wyrzutów sumienia w związku z jego osobą, chyba tylko takie, że zgodziła się mu pozować. Zresztą była w Paryżu po to, by napisać książkę, a nie zawierać przelotne znajomości. Praca musiała stanąć ponad przyjemnościami.
Wyrwała się z zamyślenia, kiedy usłyszała w słuchawce kobiecy głos. Podała telefonistce numer Beauforta i czekała na połączenie.
— Tutaj Adrien, kto mówi? — Usłyszała po chwili jego lekko poirytowany głos.
Najwyraźniej przerwała mu w czymś ważnym, co musiało zezłościć malarza. Ogarnęły ją jeszcze większe wyrzuty sumienia.
— Ann King. Przepraszam, jeśli ci w czymś przeszkodziłam.
— Nie, wszystko dobrze. — Jego głos stał się wyraźnie łagodniejszy. — Co się stało? Już tęsknisz? — zaśmiał się, ona jednak wcale nie miała ochoty na żarty.
— Niestety nie będę w stanie jutro przyjść na dwunastą, pani Ward chce, bym się u niej wtedy zjawiła.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Adrien był wyraźnie zaskoczony wieściami lub się nad czymś poważnie zastanawiał. Ścisnęło ją w żołądku.
— Bardzo cię przepraszam — podjęła, gdy Adrien wciąż milczał. — Wiem, że się nastawiłeś, ja bym bardzo chętnie przyszła, ale to moja praca i muszę tam być.
— W porządku, rozumiem... — westchnął smutno, na co Ann ogarnęły wyrzuty sumienia.
„Opanuj się" — powiedziała do siebie w myślach. — „Adrien przecież wiedział, na co się pisze. Nie powinno ci być przykro, jemu zresztą też..."
— Naprawdę chciałabym przyjść, uwierz mi... Może już po wywiadzie? Zajmie mi to pewnie jakieś dwie godziny, zazwyczaj tyle trwają moje, że tak to ujmę, sesje z panią Ward.
— Dwie godziny? Przyjść po ciebie o czternastej? Najwyżej zaczekam nieco dłużej.
Ann zamyśliła się. Nie powinna go ciągać po Paryżu, z drugiej jednak strony, skoro sam się zaoferował, że to zrobi, nie miałaby wyrzutów sumienia, gdyby rzeczywiście po nią przyszedł. Jego obecność byłaby wręcz pożądana, by James przekonał się o prawdziwości jej słów o domniemanym narzeczonym. W końcu ta wiadomość była dla niego tak nagła, że zapewne jej nie uwierzył. A tak, widząc u jej boku mężczyznę, młodszego i przystojniejszego od niego, może by wreszcie zrozumiał, że nie jest nim zainteresowana.
— Tak, przyjdź o czternastej. Będę ci wdzięczna.
Podała mu jeszcze adres i rozłączyła się. Nie mogła powstrzymać uśmiechu na myśl o tym, że zobaczy Adriena po wywiadzie z panią Ward, nawet jeśli później znów miała się przed nim rozebrać. Dziś już wiedziała, co ją czeka, i nie bała się tego aż tak bardzo. Adrien przecież nie zrobi jej krzywdy, tego była pewna.
*
— Dzień dobry, pani Ward! — rzekła Ann, wchodząc do pomieszczenia.
Faye już czekała na nią z herbatą i ciastem. Uśmiechała się szeroko, prezentując równe, białe zęby.
— Proszę, siadaj. Dziś mamy sporo czasu, James poszedł w końcu na plan.
CZYTASZ
W blasku reflektorów
Historical FictionParyż, rok 1955. Ann King, młoda, ambitna amerykańska dziennikarka dostaje od swojego szefa zlecenie, które może zaważyć na całej jej dalszej karierze. Ma przeprowadzić serię wywiadów z Faye Lloyd, przyjaciółką swojego wydawcy. Faye, niegdyś wielka...