XVIII. Premiera

337 65 124
                                    

Gdy tylko Ann wróciła do swojego pokoju hotelowego, usiadła przy biurku i chwyciła słuchawkę telefonu, po czym zaczęła wykręcać numer Adriena. Stresowała się tym, że musiała przesunąć jutrzejsze spotkanie lub w ogóle mu odmówić. Nie wiedziała nawet, dlaczego tak się czuła. Znała go przecież tak krótko! Nie powinna mieć najmniejszych wyrzutów sumienia w związku z jego osobą, chyba tylko takie, że zgodziła się mu pozować. Zresztą była w Paryżu po to, by napisać książkę, a nie zawierać przelotne znajomości. Praca musiała stanąć ponad przyjemnościami. 

Wyrwała się z zamyślenia, kiedy usłyszała w słuchawce kobiecy głos. Podała telefonistce numer Beauforta i czekała na połączenie.

— Tutaj Adrien, kto mówi? — Usłyszała po chwili jego lekko poirytowany głos.

Najwyraźniej przerwała mu w czymś ważnym, co musiało zezłościć malarza. Ogarnęły ją jeszcze większe wyrzuty sumienia.

— Ann King. Przepraszam, jeśli ci w czymś przeszkodziłam.

— Nie, wszystko dobrze. — Jego głos stał się wyraźnie łagodniejszy. — Co się stało? Już tęsknisz? — zaśmiał się, ona jednak wcale nie miała ochoty na żarty.

— Niestety nie będę w stanie jutro przyjść na dwunastą, pani Ward chce, bym się u niej wtedy zjawiła.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Adrien był wyraźnie zaskoczony wieściami lub się nad czymś poważnie zastanawiał. Ścisnęło ją w żołądku. 

— Bardzo cię przepraszam — podjęła, gdy Adrien wciąż milczał. — Wiem, że się nastawiłeś, ja bym bardzo chętnie przyszła, ale to moja praca i muszę tam być.

— W porządku, rozumiem... — westchnął smutno, na co Ann ogarnęły wyrzuty sumienia.

„Opanuj się" — powiedziała do siebie w myślach. — „Adrien przecież wiedział, na co się pisze. Nie powinno ci być przykro, jemu zresztą też..."

— Naprawdę chciałabym przyjść, uwierz mi... Może już po wywiadzie? Zajmie mi to pewnie jakieś dwie godziny, zazwyczaj tyle trwają moje, że tak to ujmę, sesje z panią Ward.

— Dwie godziny? Przyjść po ciebie o czternastej? Najwyżej zaczekam nieco dłużej.

Ann zamyśliła się. Nie powinna go ciągać po Paryżu, z drugiej jednak strony, skoro sam się zaoferował, że to zrobi, nie miałaby wyrzutów sumienia, gdyby rzeczywiście po nią przyszedł. Jego obecność byłaby wręcz pożądana, by James przekonał się o prawdziwości jej słów o domniemanym narzeczonym. W końcu ta wiadomość była dla niego tak nagła, że zapewne jej nie uwierzył. A tak, widząc u jej boku mężczyznę, młodszego i przystojniejszego od niego, może by wreszcie zrozumiał, że nie jest nim zainteresowana.

— Tak, przyjdź o czternastej. Będę ci wdzięczna.

Podała mu jeszcze adres i rozłączyła się. Nie mogła powstrzymać uśmiechu na myśl o tym, że zobaczy Adriena po wywiadzie z panią Ward, nawet jeśli później znów miała się przed nim rozebrać. Dziś już wiedziała, co ją czeka, i nie bała się tego aż tak bardzo. Adrien przecież nie zrobi jej krzywdy, tego była pewna.

*

— Dzień dobry, pani Ward! — rzekła Ann, wchodząc do pomieszczenia. 

Faye już czekała na nią z herbatą i ciastem. Uśmiechała się szeroko, prezentując równe, białe zęby. 

— Proszę, siadaj. Dziś mamy sporo czasu, James poszedł w końcu na plan. 

W blasku reflektorówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz