Na Starych Śmieciach

342 17 44
                                    

Pov Clementine

Kiedy Lily zakończyła swoje mroczne żądy byłam spokojniejsza. Nigdy nie zapomnę tego dnia... Strata przyjaciela, nogi... Ale też zyskałam
miłość, spokój, moją aktualna mini rodzinę. Wszyscy nawzajem się o siebie troszczymy. Z tej zadumy wyrwał mnie Louis.

L: Hej. Zaraz wyruszamy.

Podbiegłam do niego i go mocno przytuliłam.

C: Musisz tam iść? Samego cię tam nie puszczę! Idę z tobą!

L: Clem chciałabym, ale nie możesz. Niedawno co miałaś amputowaną nogę. Nie ma mowy nie puszczę cię!

Popatrzyłem mu głęboko w oczy. A on mnie pocałował.

L: Nie i kropka! Nawet twoje piękne oczy mnie nie przekonają. Nie martw się o mnie idę razem z Marlonem i Vi nic mi nie będzie.

Byłam zła na niego. Nienawidzę siedzieć w miejscu. To działa spłaszczająco na mój tyłek!

C: No dobra... Tylko uważaj na siebie!

L: Jasne! Kocham cię Clem!

C: Ja ciebie też!

Brunet odwrócił się i wyszedł z mojego pokoju. Nie chciałam siedzieć bezczynnie, ale nie miałam wyboru. Musiałam się go posłuchać.

Pov Louis

Nie chciałem zostawiać Clem. Bardzo ją kocham mam nadzieje, że ta grupa okaże się być przyjazna.

M: To idziemy?

V: Idziemy!

Szliśmy powoli i cicho nie chcieliśmy zwracać na siebie uwagi. Zobaczyliśmy mały obuz na naszym terenie. Po krótkim rozgladaniu się postanowiliśmy ruszać. Podszedłem cicho do obozu. Miałem przy sobie łuk na wszelki wypadek. Podszedłem do ''namiotu'' lekko odchyliłem drzwi i nagle za sobą usłyszałem kobiecy głos.

? : Ani kroku dalej.

Odezwała się nieznajoma.

? : Odwróć się po woli.

Wykonałem jej rozkaz. Nie miałem innego wyboru. Kiedy się odwrocilem ujrzałem drobną blądynkę która celowała do mnie z łuku. Nie wyglądała na groźną. Strasznie trzesły się jej ręce.

L: Przyszłem w pokoju! Tak się składa, że wrargnełaś na nasz teren. A tak propo umiesz się tym posługiwać?

Spojrzałem na łuk. Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko popatrzył się na mnie groźnie.

?: A żebyś wiedział!- sykneła.

L: Jestem Louis, a ty?

J: Juliett...

L: Dobra Juliette powiedz mi masz grupę?

J: A co cie to obchodzi?

Zobaczyłem, że podchodzi do niej od tyłu Marlon. Kazał mi kontynuować przedstawienie.

L: Jak tu się znalazłaś i z kąd jesteś?

J: Co cię to? I wogule po co ja z tobą dalej rozmawiam powinnam cię już dawno...

W tej chwili Marlon obezwładnił dziewczynę.

J: Puść mnie! Wójku! Na pomoc!

Niespodziewanie z ''namiotu'' wyszedł starszy mężczyzna. Nie wiedział co się dzieje od razu ruszył w moją stronę.

V: Nie radzę!

Vi stała i celowała do mężczyzny z łuku. Był zdziwiony.

L: Okej teraz porozmawiamy po dobroci albo inaczej załatwimy sprawę.

Mimo przeciwności losu... CLOUIS [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz