Spacery

130 6 2
                                    

Pov Louis

Siedziałem razem z Marlonem. Był on już trochę mniej zły. Był on nawet w niezłym stanie.

M: Jak tam z Clem?

L: Wszystko dobrze, a co?

M: Nic,a przedstawiła cię twojemu            '' teściowi ''.

Uśmiechnął się do mnie tym swoim uśmiechem.

L: Jeszcze nie. Kenny jeszcze nie jest gotowy.

M: Ty czy Kenny?

L: No dobra ja, ale i tak co ci do tego?

M: No nie wiem. Może to, że nie chce żebyście się pozabijali, podczas gdy ja sam będę tu leżał. Muszę zobaczyć jak dostajesz w twarz.

L: Hahaha bardzo śmieszne. Nie jesteśmy w jakimś średniowieczu. Załatwił bym to z nim, kulturalnie.

M: Zanim byś to załatwił kultularnie miał byś już złamany nos. Ten człowiek się nie pierdoli.

L: No wiem, ale i tak nie odpuszczę.

M: Wiem i to mnie cieszy.

Cieszę się, że moi przyjaciele zawsze mnie wspierają. Wiem, że zawsze mogę im zaufać.

M: No to teraz jestem uziemiony. Nie dość, że sam to jeszcze uziemiony. Miałem jeszcze tyle spraw do załatwienia...

L: Ej po pierwsze zawsze możesz na mnie liczyć. Po drugie nie jesteś sam. Masz przecież towarzystwo Juliette. Możesz zawsze z nią pogadać. Ona na pewno nie odmówi. Wierz mi. Gadałem z nią kilka razy. Dowiedziałem się nawet, że gra na fortepianie...

M: Tak? Intrygujące...

L: Nie żartuję. I ty też tego nie rób! Pogadasz z nią to się o niej o czymś dowiesz.

Spojrzałem za okno. Widziałem tam Kennego bawiącego się z dziećmi. Zobaczyłem też Clementine. Ach moja droga Clementine. O dziwo zobaczyłem też Juli która rozmawiała z Aasimem i Rubby. Violet siedziała na wierzy. Patrzyła tęsknym wzrokiem na otaczający ją świat. Może tego nie widać po niej, ale czasami jest naprawdę szczęśliwa z tego co ma. Vi bardzo tęskni za Minervą. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś znajdzie swoją drugą lepszą połówkę. Tak jak ja. Clem jest moją lepszą drugą połową. Spojrzałem na Marlona na mojego przyjaciela. Mam nadzieję, że i on kiedyś znajdzie miłość. Może nawet już niedługo? Nie zbadane są wyroki boskie. Zawsze powtarzała mi to mama. Nienawidziłem tego.

M: Co się tak na mnie patrzysz?

L: Sorry nic. Po prostu się zamyślilem...
Otpoczywaj towarzyszu. Jutro jest nowy dzień. Trzeba iść do przodu. W twoim przypadku czołgać się.

M: Haha bardzo śmieszne Lou.

Uwielbiamy sobie docinać.

L: Niedługo będzie kolacja. Przyniosę ci ją.

M: Nie trzeba sam przyjdę.

L: Dobra niech ci będzie.Wiem, że i tak cię nie zatrzymam. Przyniosę ci te kule, ale ostrzegam to ty będziesz miał później doczynienia z wscieklą Rubby.

M: Wezmę wszystko na siebie. Z kulami czy bez i tak przyjdę.

L: Niech ci będzie. Widzimy się za godzinę. Odpoczywaj.

M: No dobra. Chociaż ty mi tego ciągle nie powtarzaj. Nie jesteście moją matką.

L: No dobra trzymaj się stary.

M: No ty też.

Wyszłemz pokoju. Najpierw chyba pójdę kulę. Żeby później nie łazić. Poszedłem do składziku. Leżały one tam. Pamiętam jeszcze jak Clem stawiała na nich swoje pierwsze kroki bez nogi. Postawiłem je przed drzwiami. Nie chcę żeby Marlon za szybko je znalazł musi on trochę odpuścić.

Mimo przeciwności losu... CLOUIS [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz