6. Kanclerz Skaikru

316 15 0
                                    

Trudno powiedzieć co stało się z wnętrzem Clarke, ale wszelka wściekłość i ból ostatnich miesięcy znikła, gdy stanęła twarzą w twarz z tym, co ją męczyło. Coś w niej pękło, gdy patrzyła w smutne oczy Lexy, tama się zerwała, a powódź emocji runęła na nią, zalewając ją i ujawniając to, co było dotąd przed nią zakryte. Wybaczyć, to znaczy zapomnieć - szepnął jej do ucha cichy głos ojca, który cały czas gdzieś przy niej był. To samo zrobiła z mamą, teraz podobnie postąpiła z Lexą. Nie cofną tego, co było, ale mogą iść na przód. Razem stworzyć coś wielkiego.

Drzwi do apartamentów Abigail Gryffin, otworzyły się, gdy Clarke zapukała. W progu stanęła jej mama, zmęczona, rozczochrana, ale wciąż ona.

- Clarke! - szepnęła, wpatrując się w córkę z niedowierzaniem. - Clarke.

Zamknęła ją w mocnym uścisku, a dziewczyna poczuła jak po jej policzkach spływają łzy. Tak dawno jej nie widziała, aż zapomniała jak to jest mieć kogoś, kto przytuli cię nie dlatego, że czegoś chce, ale że po prostu tego potrzebujesz.

- Też dobrze cię widzieć, mamo.

- Gdzie ty byłaś? - zapytała, cofając się o krok i obrzucając ją uważnym spojrzeniem. - Martwiliśmy się! Wszyscy cię szukają. Ludzie Lodu...

- Wiem, mamo. - zdecydowanym gestem otarła łzy i rozejrzała się. - Jesteś sama?

Bagaże i dwa łóżka na to nie wskazywały. Po za tym pomieszczenie niewiele różniło się od jej pokoju.

- Nie, skarbie - odparła kobieta i opadła na najbliższy taboret. - Jest ze mną Kane. Wyszedł godzinę temu i jeszcze nie wrócił.

Kucnęła przy niej, badawczo wpatrując się w jej twarz i szukając najmniejszych oznak przerażenia.

- Nie mamy zbyt wiele czasu, mamo. Dziś, godzinę przed zachodem słońca odbędzie się spotkanie Ambasadorów Dwunastu Klanów. Aby przeżyć, musimy dołączyć do Lexy jako Trzynasty Klan.

Oczy Abigail rozszerzyły się przy ostatnim zdaniu.

- Dziecko, o czym ty mówisz?

- To jedyna droga na pokój, mamo. - powiedziała zdecydowanie. - Da nam to trochę czasu zanim ruszą na nas Ludzie Lodu, a po za tym możemy pomóc Lexie...

- Nie ma mowy! - odparła jej matka, uderzając się pięścią w udo. - Nie po to zawieraliśmy Przymierze i chcemy podpisać Traktat, aby teraz...

- Abby. - odwróciły się obie w kierunku dobiegającego głosu.

W progu stał Kane, który patrzył na obie kobiety łagodnym spojrzeniem. Pierwsze siwe włosy wkradały się na jego głowę, a duża liczba zmarszczek, których przybyło od ostatniego ich spotkania, świadczyło o tym, że miał nie mało zmartwień.

- Myślę, że Clarke ma rację. Cokolwiek ustaliła z Lexą... to może mieć sens. Jeśli pokażemy Ludziom Lodu, że Wanheda ją popiera i robi to też Skaikru, to być może wycofają się z działań wojennych i wreszcie zaakceptują rzeczywistość taką, jaka jest.

- Nie zrobią tego, Kane! - oburzyła się. - Clarke to jeszcze dziecko, a oni chcą jej śmierci!

- Mamo... - mruknęła,  czując przypływ zniecierpliwienia.

- Nieprawda, Abigail. - zaprotestował łagodnie Kane. - Zróbmy to. Jedyna rozsądna opcja, jaką mamy w zanadrzu.

- Ale Pike...

- Postanowione! - odparła ostro Clarke i zacisnęła dłonie w pięści, gdy oboje na nią spojrzeli. - Pytam się was o zdanie, ponieważ je cenię, ale decyzja już została podjęta. Kane ma rację. To jedyna rozsądna decyzja i podjęłam ją dla dobra naszych ludzi.

- Ależ Clarke! - jej matka oburzyła się. - Ostatnią rzeczą, którą możesz powiedzieć...

- Nie jestem dzieckiem, mamo. Już nie. - przerwała jej cichym głosem. - Dziecko nie zabija setek ludzi, ani nie wysadza ich w powietrze.

Z tymi słowami odwróciła się i opuściła ich sypialnię. Usłyszała jeszcze jak Kane zwraca się z cieniem uśmiechu w głosie do Abby.

- To wojowniczka.

Kobieta westchnęła ciężko.

- Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią, Kane, a Clarke na zawsze pozostanie moją córką.

Jestem nią, mamo - pomyślała. - Na zawsze będę, ale jeśli mamy współdziałać, to musisz zaakceptować to, kim się stałam.

Dwunasty klan - The 100 (Bez korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz